Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Śledząc niemieckie media, w tym polskojęzyczne można odnieść wrażenie, że celem Brukseli - oprócz straszenia Polski art. 7 jest rozbicie Grupy Wyszehradzkiej i przekupstwo bądź pewien szantaż finansowy wobec Czech i Słowacji, by odstąpiły od wspierania V4. Co więcej – eurokraci wciąż liczą na nielojalność wobec Polski premiera Orbana. Niemiecki Onet.pl nie bez satysfakcji daje mocny tytuł ,,Walka Unii z Węgrami i Polską nabiera rumieńców'' – jak Pan to skomentuje?

Ryszard Czarnecki, europoseł PiS: Znając specyfikę mediów w Niemczech można stwierdzić, że są one często używane przez niemieckich polityków na zasadzie kontrolowanych przecieków. W tym przypadku pewnie chodzi o postraszenie Polaków czy Węgrów żeby wymiękli, żeby odpuścili, aby byli skłonni ustąpić. Można to skomentować: ,,daremne żale, próżny trud''. Nie znają nas, Sarmatów, nie znają Madziarów, bo my raczej jesteśmy bardzo przekorni wobec wszelkich nacisków  z zewnątrz. Takie naciski nad Wisłą i nad Dunajem są przyjmowane bardzo źle. Nawet  - co wykazała praktyka  wyborów- te naciski na opinię publiczną wręcz wyraźnie ja skłaniały, żeby bronić rządu w Warszawie i rządu w Budapeszcie. Tak więc działania Komisji Europejskiej są kontrproduktywne.

Taka ciekawostka - pamiętam  rozmowę szereg lat temu w Brukseli z ówczesnym premierem Republiki Czeskiej Petrem Neczasem - skądinąd pierwszym i ostatnim szefem rządu - katolikiem w Pradze, który powiedział  jednoznacznie, że im bardziej nasi zachodni sąsiedzi pytają „po co wam ta współpraca regionalna?'' - tym bardziej powinniśmy współpracować. 

Berlinowi jest coraz bardziej nie w smak istnienie Grupy V4, zwłaszcza, że i USA mówią głośno o znaczeniu tej organizacji dla wzmocnienia naszego regionu w Europie…

Rzeczywiście jest tak, że Niemcy – jeszcze zanim zaczęła robić to Komisja Europejska - już wcześniej grały na rozbicie Grupy Wyszehradzkiej, czy też jej ubezwłasnowolnienie lub też spowodowanie, że będzie ona - tak jak Trójkąt Weimarski pewnego rodzaju tylko figurą polityczną, figurą retoryczną, która istnieje, ale w praktyce nie funkcjonuje.

Skądinąd zwracam uwagę, że ta taktyka „starej Unii" teraz, a Niemiec już wcześnie jest bliźniacza do taktyki Rosji, która identyczne postępuje z krajami Europy Zachodniej.  Ona - tak jak teraz Niemcy plus Unia Europejska wolą zamiast z V4 rozmawiać z poszczególnymi krajami Wyszehradu - tak Rosja też woli rozmawiać osobno z Berlinem, osobno z Paryżem czy z Rzymem, a nie z Unią jako taką, bo w tym momencie byłaby w gorszej pozycji.

Jaka, Pana zdaniem, powinna być nasza strategia względem prób rozbicia Grupy Wyszehradzkiej?

Trzeba naszych partnerów i z Brukseli i z Berlina i zewsząd przyzwyczajać do tego, że Grupa Wyszehradzka nie da się podzielić ani zniszczyć, że będziemy działać wspólnie. Oczywiście, mamy różne poglądy - na przykład stosunek do Rosji nas dzieli - ale w interesie poszczególnych krajów wchodzących w skład  Wyszehradu jest to, żeby ściśle współpracować, a wtedy każdy z nas więcej ugra.
Akurat kiedy rozmawiamy - pani jest w Warszawie, ja jestem na Górnym Śląsku, więc tutaj zacytuję sląskie powiedzenie, dosyć barwne: ,,Trzymajmy się wspólnie to nikt nam nie ciulnie'' -  i to akurat ludowe powiedzenie śląskie dobrze pasuje do polityki międzynarodowej.

No, ale realia wyglądają tak, że koniec końców często decydują pieniądze- więc jeżeli Węgry mają w funduszach unijnych 55% inwestycji publicznych a Czechy i Słowacja niewiele mniej, bo aż 43% to czy państwa te będą lojalne wobec Grupy V4?

Oczywiście, zawsze lepiej chuchać na zimne, ale zwracam uwagę, że Unia Europejska, a mówiąc ścislej - „ stara Unia" w swych tendencjach do ,,brania za twarz'' zapędziła się na tyle daleko, że poszczególne kraje Europy Środkowo- Wschodniej mają poczucie, że są na cenzurowanym.  Czechy są na cenzurowanym, bo powstał tam rząd, który ma dość eurosceptycznego premiera i bardzo wyraźnie eurosceptycznego prezydenta. Wobec tego premiera europejskie służby antykorupcyjne prowadzą śledztwo już od dłuższego czasu. Słowacja też jest na cenzurowanym - ze względu na śmierć dziennikarza śledczego i jego narzeczonej. Unia daje Bratysławie do zrozumienia, że może w tej sytuacji ukarać ten kraj na przykład specjalnymi kontrolami wydatkowania funduszy unijnych, a co za tym idzie, w domyśle - ich zmniejszeniem.

Węgry są na cenzurowanym bez przerwy. Polska od pewnego czasu również. W związku z tym, w interesie każdego z tych krajów jest, by Unia jednak nie postępowała według zasady salami, odcinając powolutku po plasterku najpierw plasterek węgierski, potem polski albo odwrotnie, potem czeski i słowacki, albo odwrotnie.
W związku z tym myślę, że na te euro-plewy ze strony Unii Europejskiej nasze rządy ani w Warszawie, ani w Pradze, ani w Bratysławie czy w Budapeszcie - nie dadzą się nabrać. Jestem o tym przekonany.

Jaki będzie los krajów bałkańskich, którym obiecuje się w tej chwili wejście do Unii i roztacza przed nimi ,,korzystną perspektywę''? Czy gdy wejdą do Unii, te niewielkie przecież kraje nie zostaną zdominowane i podporządkowane politycznie oraz ekonomicznie przez Niemcy i Francję jako głównych decydentów w sprawie dotacji?

Bardzo dziękuję za to pytanie, ponieważ jest pani jednym z nielicznych dziennikarzy, a Fronda jednym z nielicznych mediów, które interesują się Bałkanami. A bardzo warto, bo na Bałkanach toczy się w tej chwili mecz o wpływy między Niemcami, Rosją i naszym regionem Europy. Miedzy Zachodem a  Wschodem, upraszczając. Zwracam uwagę na wzrastającą polską aktywność w tym regionie, od kiedy prezydentem został Andrzej Duda i mamy rząd PiS. Zwracam też uwagę na inicjatywę polskiego rządu, a konkretnie inicjatywę byłego już ministra spraw zagranicznych, Witolda Waszczykowskiego, któremu chciałbym podziękować, bo zainwestował we  wschodnią flankę NATO w postaci trójkąta Warszawa-Bukareszt-Ankara.  Warto zauważyć także bardzo dobre relacje prezydenta Dudy z głowami państw Rumunii, Bułgarii i Chorwacji, ożywienie w relacjach rządowych z tym regionem. 

Ważna i warta uwagi jest też - choć o tym się nie mówi, bo marszałek Kuchciński uważa, że lepiej robić niż o tym gadać (co oczywiście jest uzasadnione, ale myślę, że powinien być mniej skromny) - bliska współpraca marszałka Kuchcińskiego oraz marszałka Karczewskiego z szefami parlamentów  poszczególnych krajów bałkańskich.

Czy Polska powinna bardziej energicznie dążyć do wzmocnienia kontaktów z krajami bałkańskimi?

Tak się dzieje i nasz wpływ w regionie rośnie. Ja sam przez pięć lat byłem w delegacji Parlamentu Europejskiego „Unia Europejska  - Europa Środkowo-Południowa", a więc Bałkany, które aspirują do Unii – i uważam, że warto, aby Polska była tam mocno obecna. 

Nie zgadzam się z tym, co Pani mówi, że kraje bałkańskie będą automatycznie po wejściu do Unii sojusznikami Niemiec czy Francji. Zwracam uwagę, że na przykład Rumunia w sensie kulturowo- historycznym zawsze była blisko Francji, a tymczasem niespodzianka dla niektórych: w ramach Unii nastąpił sojusz piątego i szóstego co do wielkości demograficznej państw członkowskich - czyli właśnie Polski i Rumunii, a nie Bukaresztu i Paryża.

I uwaga: mówimy tutaj o pewnej rzeczywistości, która wydarzy się za około dekadę, może ciut wcześniej, może ciut później. W grę wchodzi najpierw relatywnie niewielkie państwo - mówię o pierwszym kraju, który może znaleźć się w Unii- czyli o Montenegro, o niespełna 700-tysięcznej Czarnogórze, która została niedawno członkiem NATO. Nieodległe przyjęcie w poczet członków UE tego małego kraju jest spowodowane tym, że mały kraj to małe zobowiązania finansowe Unii. Bruksela w ten sposób właśnie kombinuje, żeby nie zwiększać szeregów eurosceptyków poprzez rozszerzenie Unii.  Drugim krajem, który dołączy będzie Serbia - również kraj niewielki z 7 milionami mieszkańców. Trzecia w kolejności może być, uwaga, Albania,  mająca oficjalnie 3 mln mieszkańców, a według statystyk unijnych 2,8 mln - i, co przełomowe,  będzie to pierwszy kraj  z większością muzułmańską w Unii Europejskiej.

I na koniec sprawa polityczna, bo Polska stoi przed wyborem: albo jak chce Macron, iść w kierunku pogłębienia Unii, czyli więcej prerogatyw dla Brukseli, przekazanie większych kompetencji dla organów Unii, ale „broń Boże nie rozszerzamy" czy też raczej inna alternatywa:  nie pogłębianie, ale raczej rozszerzanie Unii tak, żeby owo pogłębienie spowolnić przez fakt wprowadzania większej ilości państw. A przecież trudniej jest pogłębiać Unię, która będzie liczyła za około dekadę czy może trochę więcej  - aż 30 państw!

Co jest w tej sytuacji lepsze, albo raczej – co jest mniejszym złem dla Polski?

W interesie Polski jest rozszerzanie Unii, a nie jej pogłębianie. I jeszcze jedna uwaga: tak, my powinniśmy być zwolennikami rozszerzania Unii, zwłaszcza, gdy kraje Europy Zachodniej – Niemcy, Francja, a już szczególnie Holandia i Austria bezsprzecznie są przeciwne rozszerzaniu Unii. To nam buduje pozycję w tym regionie  i z tego tytułu nic nie tracimy, a nie jest tak, że od naszego głosu zależy, kiedy te kraje wejdą do Unii i za ile lat to nastąpi. Warto jednak taką opcję o poszerzeniu Unii przyjąć, bo to będzie się nam w wymiarze geopolitycznym i gospodarczym opłacało,

Dziękuję za rozmowę