Problem rozwodów jest naprawdę wielki. Z ostatnich badań wynika, iż w Polskich miastach rozpada się co drugie małżeństwo. 
CO DRUGIE!
Oznacza to, że w moim miejscu pracy, gdzie pracuje ok. 230 osób, 115 się rozwiedzie. Co ciekawe na wsi rozpadnie się co siódme małżeństwo. Różnica jest ogromna. Wyższy status społeczny, lepsze zarobki, dobra praca, wyższe wykształcenie, to statystyczny rozwodnik. W 2012 r. rozwiodło się ok. 70.000 małżeństw. I wbrew częstej opinii, procent małżeństw, w których rozwód był jedynym i słusznym ratunkiem- przemoc, alkohol, demoralizacja itp. jest znikomy. Zasadnicza większość to jakże popularna, tak wiele i zarazem niewiele mówiąca „różnica charakterów”. Możemy podciągnąć pod to wszystko, nawet to, że żona lubi myć naczynia na koniec dnia, a mąż zaraz po ich użyciu.
Rozwody mają katastrofalne skutki i wpływ na dzieci. „Profesor Judith S. Wallerstein jest postacią o tyle niezwykłą, że deklarowała się jako zwolenniczka rozwodów. Od kilkudziesięciu lat pracuje z rozwodzącymi się małżonkami i ich rodzinami. W latach 70 postanowiła raz na zawsze udowodnić naukowo, że rozwód jest najlepszym rozwiązaniem niesatysfakcjonującej sytuacji rodzinnej zarówno dla małżonków jak i ich dzieci. Irytowały ją argumenty przeciwników rozwodów, uważających że rozstanie rodziców odbija się ujemnie na późniejszym rozwoju dzieci. 
Badaniem objęła grupę kilkuset dzieci z rozbitych rodzin, prowadząc z nimi w kilkuletnich odstępach obszerne wywiady oraz zbierając dane o jakości życia – ocenach szkolnych, wykształceniu, związkach, rodzicielstwie, aborcjach, pracy, chorobach... 
Dopiero w roku 2000 opublikowała kompletne wyniki swoich badań, które można streścić w jednym zdaniu: Rozwód jest najgorszą krzywdą jaką możecie wyrządzić swojemu dziecku.
Badania te podsumowuje Zenon Chocimski w artykule "Trzej heretycy" (Fronda 36/2005) Raport Judith Wallerstein nie pozostawia najmniejszych wątpliwości: dzieci z rozbitych domów mają gorsze wyniki w nauce, częściej porzucają szkołę, są nadreprezentowane w grupach osób pozbawionych wykształcenia, są statystycznie biedniejsze i bardziej narażone na poczucie bezdomności, częściej chorują i łatwiej stają się ofiarami wypadków. W większym stopniu nadużywają alkoholu i narkotyków oraz mają większe trudności z kształtowaniem dobrych relacji w założonych przez siebie rodzinach. (…) 
Takie dzieci wcześniej od swoich rówieśników przechodzą inicjację seksualną, rzadziej się pobierają i częściej rozwodzą – w ten sposób przekazując swoje problemy kolejnemu pokoleniu, popadają w prostytucję.
Wallerstein porównywała także traumę, jaka wywołuje śmierć jednego z rodziców, z nieszczęściem wynikłym z rozwodu. Okazało się, że dzieci są w stanie łatwiej i mniej boleśnie pogodzić się z tym pierwszym niż z drugim. ( „Zamiast rozwodu”, Głos dla życia 2010). 
Przez wiele lat badań nad problemem dzieci, które dotyka trauma rozwodu rodziców nie spotkała się z nawet jedną opinią już dorosłego, który uważał rozwód rodziców za dobrą decyzję. Ludzie ci zazdrościli rówieśnikom z pełnych rodzin. Co więcej, mieli ogromne nadzieje, że ich dzieci nie powtórzą ich losów. 
Spotkałam się swojego czasu z niezwykle samolubnym argumentem, iż dziecko będzie szczęśliwe widząc szczęśliwego, rozwiedzionego rodzica. Jest to kolejny mit: „nawet jeśli dzieci są zestresowane rozwodem, kryzys będzie przejściowy ponieważ dzieci są elastyczne i zaradne, więc szybko się z tego otrząsną. Dzieci nie są rozważane w oderwaniu od rodziców; ich potrzeby a nawet myśli są podporządkowane agendzie dorosłych. W rzeczy samej wielu dorosłych uwikłanych w nieszczęśliwe małżeństwa byłoby zdumionych dowiedziawszy się, że ich dzieci są relatywnie zadowolone. Jest im obojętne czy mama i tata śpią w osobnych łóżkach, jak długo rodzina jest razem.„( „Zamiast rozwodu”, Głos dla życia 2010). Dziecko czerpie siłę z rodziny, dla dziecka stanem normalnym jest mama i tato razem. 
Innym problemem jest sytuacja, gdy rozwiedziony rodzic wdaje się kolejny związek, układa swoje życie z kolejnym partnerem/partnerką. Jak pokazały badania, pomimo miłości rodzica do dziecka, strach przed rozpadem kolejnego związku, gdzie kompromisy i ustępstwa są częstsze niż wobec pierwszego małżonka, w sytuacji konfliktu między dzieckiem a kolejnym partnerem, lęk ten powoduje, iż zawsze górę bierze interes kolejnego partnera, nie dziecka. Dziecko i jego potrzeby zostają odsunięte, pominięte. Wygrywa nowa rodzina. 
Rozwód sieje w psychice dziecka spustoszenie, którego nic nie jest w stanie nigdy wymazać, naprawić. Ból i cierpienie z czasem stają się mniejsze, ale towarzyszą dziecku przez całe życie. Poczucie odrzucenia, bardzo niskie poczucie własnej wartości, niekiedy stawianie się jako przyczynę rozwodu, konkurowanie z kolejnymi rodzinami rozwiedzionych rodziców, to wszystko jest jak granaty, które rozrywają dziecko od środka. Te uczucia nie przechodzą z czasem. Co więcej bardzo często w dorosłym życiu, dzieci te odwracają się od rodziców- on zostawił mnie w dzieciństwie, ja go teraz porzucam. Znam historię 54 letniej kobiety, której ojciec odszedł od jej matki gdy ta była 13-latką. Gdy ojciec zmarł nie była obecna na jego pogrzebie mimo, iż utrzymywali regularne kontakty, ojciec miał kolejną rodzinę. W tym czasie wyjechała na wakacje, mówiąc, że ojciec odszedł od niej 40 lat temu. 
Profesor Judith S. Wallerstein w ramach swoich badań stwierdziła, że dzieci lepiej funkcjonują gdy powodem straty jednego z rodziców jest jego śmierć, a nie rozwód. Mogłoby wydawać się to absurdalne, ale tak nie jest. Śmierć nie zakłóca poczucia bezpieczeństwa wynikającego z trwałości małżeństwa. Jest to dramatyczne przeżycie, ale jego skutki w dorosłym życiu, jak i samo przeżywanie straty nie powodują tak ogromnych strat jakie niesie za sobą rozwód. 
„ Inaczej niż dzieci, które straciły rodziców wskutek choroby, wypadku lub wojny, dzieci z rozbitych domów tracą potrzebny im wzorzec rodziny, ze względu na porażkę rodziców. Rozwodzący się rodzice mogą uznawać decyzję o zakończeniu małżeństwa za mądrą, odważną, najlepsze lekarstwo dla swojego poczucia nieszczęścia (i tak może być) lecz dla dziecka rozwód ma jedno przesłanie: rodzice ponieśli porażkę w jednym z centralnych zadań dorosłości.3".
Jak wielokrotnie podkreśla autorka – nie jest ważne jak rozwód spostrzegają dorośli. Nawet w środowiskach gdzie rozwód jest normą, dzieci uważają rozpad małżeństwa rodziców za porażkę. Nie zmieniają tego nawet specjalnie przygotowane warsztaty, na których dowiadują się, że to powszechne doświadczenie, że miliony dzieci są w tej samej sytuacji. A najpoważniejszy tego efekt to wspólne dzieciom z rozbitych domów poczucie: Nie ma czegoś takiego jak trwałe małżeństwo, porażka jest nieunikniona. 
Jak przyznaje autorka – niektórym osobom udaje się w końcu uwierzyć w możliwość stworzenia trwałego związku, najczęściej dzieje się to jednak po wielu latach pracy, często po szeregu konkubinatów, czasem dopiero w drugim lub trzecim małżeństwie.”( „Zamiast rozwodu”, Głos dla życia 2010). 
W sytuacji gdy rozpada się małżeństwo, a jedna ze stron jest przekonana, iż chce odejść, niezwykle trudnym wyzwaniem byłoby zmusić kogoś do pozostania. Należy jednak stanąć w prawdzie- rozwód zawsze jest postawieniem swoich potrzeb ponad dobrem dzieci. Ponadto zawsze warto zastanowić się czy małżeństwa naprawdę nie da się uratować. Rozwiązywanie problemów poprzez uciekanie od nich, od rodziny, która przeważnie kocha i przeżywa koszmar, jest najłatwiejszym i dość tchórzliwym sposobem. Ślubuje Ci miłość, wierność oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci, a więc w zdrowiu i w chorobie - czy nie to obiecują sobie kochający się ludzie? To co zaprowadziło Was/Nas przed ołtarz, coś drogiego, cennego wyjątkowego, czy nie warto podjąć się pracy aby to odzyskać i uzdrowić małżeństwo? Wiem, że narastający ból, cierpienie, liczne krzywdy i rany odbierają siły i chęci, ale czy nie warto ze względu na dobro małżonka, dzieci, rodziny, bliskich a przede wszystkim samego siebie. Miłość to decyzja, postawa- tak ja Ci ślubuję, że Ci nie opuszczę, a w złych chwilach będę trwać, bo Ciebie wybrałem, bo Tobie ślubowałem, bo warto, bo chcę spędzić z Tobą każdy fragment mojego życia, chcę starości z Tobą, chcę by moje dzieci, wnuki widziały, że w życiu można zbudować coś trwałego, a dane sowo jest bezcenne. 
Jeżeli nie potrafimy w danym momencie dla siebie i ze względu na siebie, niech dobro dzieci będzie tym pierwszym powodem by ratować rodzinę, motorem do pracy nad sobą. Jest wiele poradni gotowych i otwartych na pomoc małżeństwu, by ciężar pracy nad małżeństwem na początku rozłożyć na „więcej rąk”, by zbudować, a nie zniszczyć tak bezcennej wartości jaką jest małżeństwo i rodzina. 

Marta Nowicka/santo-subito.pl