Nagła zmiana na stanowisku naczelnego „Wprost” wywołała w środowisku wiele plotek. Niektórzy nie dają wiary oficjalnym zapewnieniom wydawcy, że przyczyną była praca Tomasza Lisa nad nowym portalem. Termin zmiany zbiegł się z przyznaniem tytułu Człowieka Roku premierowi i niektórzy tu właśnie widzą prawdziwą przyczynę odejścia byłego naczelnego. Skomentuje Pan to?


Proszę wybaczyć, ale nie wypada mi tego komentować. Rzecz dotyczy relacji między wydawcą, czyli Point-Group a Tomaszem Lisem. Wiadomo, że te relacje nie były łatwe, ale nie mnie to oceniać.


A zdradzi Pan kiedy to właśnie Pan otrzymał propozycję?


Finalną propozycję otrzymałem kilka dni temu, chociaż rozmawialiśmy o niej już od jakiegoś czasu.


Czy pozostanie Pan jednocześnie naczelnym „Bloomberg Businessweek Polska”?


Wczoraj (red.-wtorek) przestałem być naczelnym „Bloomberg Businessweeka”. Redakcją do chwili zatrudnienia nowego naczelnego pokieruje mój dotychczasowy zastępca Michał Gajewski.


Czytałem trochę środowiskowych komentarzy i ci komentatorzy podkreślali, że głównie kierował Pan tytułami kładącymi nacisk na tematy gospodarcze i prawne. Zadawali pytanie czy „Wprost” zmieni charakter, więc i ja pytam jaki będzie „Wprost” z nowym naczelnym?


Przypomnę, że przez prawie trzy lata byłem również naczelnym „Newsweek Polska”. Za moich czasów „Newsweek” nie stał się pismem ekonomicznym ani też tematyka ekonomiczna nie była w „Newsweeku” wiodącą. Oczywiście w tygodniku opinii musi być miejsce na teksty gospodarcze, bo i czasy mamy coraz bardziej „zekonomizowane”. Mogę jednak z pewnością zadeklarować, że „Wprost” nie zmieni się w magazyn ekonomiczny. Chcemy pozostać wiodącym graczem na rynku tygodników opinii, a te zajmują się w dużym stopniu tematyką polityczną, społeczną czy kulturalną. Nie będzie więc zmiany charakteru pisma zwłaszcza, że pod rządami Tomasza Lisa „Wprost” zdobył szerokie grono odbiorców, które chcemy jeszcze powiększyć.


Tomasz Lis jest gwiazdą medialną i jako taki, będąc naczelnym „Wprost”, stanowił dla tygodnika pewną wartość dodaną. Z całym szacunkiem dla Pana osiągnięć, Pan taką gwiazdą nie jest. Nie obawia się Pan, że to może negatywnie wpłynąć na wyniki „Wprost”?


Tomasz Lis jest zjawiskiem na polskim rynku medialnym, nie potrafię wymienić innych takich nazwisk. Ja nieco inaczej postrzegam rolę naczelnego tygodnika opinii. Nie musi być gwiazdą, czasami wręcz to dobrze, żeby tak nie było. Inni naczelni tygodników opinii gwiazdami medialnymi nie są, co nie przeszkadza im w zachowaniu wysokiego poziomu ich tytułów. Tygodnik to wynik pracy zespołowej. Myślę, że mój dotychczasowy dorobek zawodowy predestynuje mnie do tego bym dobrze poprowadził redakcję w nowe czasy i naprzeciw nowym wyzwaniom. To, co do tej pory było dobre we „Wprost” może się okazać niewystarczające.


To co się więc zmieni?


Są takie obszary, którymi „Wprost” się nie zajmował, a które interesują czytelników. Myślę tu o zagadnieniach związanych z nauką, medycyną czy praktycznymi aspektami nowych technologii. Za zmianami zainteresowań czytelników trzeba nadążać. We „Wprost” jest wiele tekstów typowo „sylwetkowych”. One mają swoją wartość i nie będziemy z nich rezygnować. Chcemy jednak poszerzyć formułę i wprowadzić większą różnorodność publikowanych materiałów. Oddzielny temat to „wprost24.pl” i nasza obecność w świecie elektronicznym. W tym obszarze mamy ogromną pracę do wykonania i tu czekają nas duże zmiany.


Razem z Lisem odeszło kilku dziennikarzy. Kto przyjdzie? A może Pan zredukuje zespół?


Ten zespół jest i tak bardzo szczupły, a jednak zachowuje wysoki poziom. Ani nie planuję, ani nie jestem zobligowany do jego zmniejszenia. Cztery osoby, o których Pan mówi, jeszcze fizycznie nie odeszły z redakcji. Ich gest solidarności jest dla mnie zrozumiały, ale zobaczymy czy będzie miał charakter trwały, bo ja zadeklarowałem chęć dalszej współpracy. Prowadzimy rozmowy. Jest też sporo osób zainteresowanych podjęciem pracy u nas i nad tym też się zastanawiamy. Na razie nowa osoba jest jedna. To mój zastępca Cezary Bielakowski.


Na koniec wrócę do przyznania tytułu Człowieka Roku 2011 Tygodnika „Wprost” Donaldowi Tuskowi. Czy Pan jako naczelny zagłosowałby za przyznaniem tego tytułu premierowi, czy też raczej Palikotowi, a może jeszcze komuś innemu?


(Śmiech) Gdybym musiał decydować dzisiaj, to miałbym nieco wątpliwości czy zagłosować na premiera. Przypomnę jednak, że to jest nagroda za rok 2011. Moim zdaniem jest w pełni zasłużona. W tym roku atmosfera wokół rządu jest inna i skuteczność, za którą premier otrzymał nasze wyróżnienie, nie robi aż takiego wrażenia. W przypadku Janusza Palikota miałbym jeszcze większe wątpliwości. Donald Tusk nie wykazuje się może nadzwyczajną skutecznością w roku 2012, ale Janusz Palikot nie wykazuje się skutecznością jakąkolwiek. Na szczęście do kolejnej decyzji, kto będzie Człowiekiem Roku mamy jeszcze sporo czasu.

 

Michał Kobosko (44 lata), karierę dziennikarską zaczął w 1993 roku w Dziale Gospodarczym „Gazety Wyborczej”. Następnie był m.in. zastępcą redaktora naczelnego „Pulsu Biznesu”, redaktorem naczelnym magazynu „Forbes” i tygodnika „Newsweek Polska”. W 2009 roku realizował od strony redakcyjnej połączenie „Dziennika Polska Europa Świat” z „Gazetą Prawną” i był pierwszym redaktorem naczelnym „Dziennika Gazety Prawnej”. Od września ubiegłego roku redaktor naczelny dwutygodnika ekonomicznego “Bloomberg Businessweek Polska”, a od ostatniego wtorku redaktor naczelny „Wprost”.

 

SDP.pl

 

Od redakcji Fronda.pl: Michał Kobosko przez lata pracował w "Gazecie Wyborczej" i prezentował poglądy typowe dla tego środowiska. Nigdy jednak nie dzielił dziennikarzy na "normalnych" i "prawicowych", w ocenie współpracowników zachowywał wyłącznie kryteria obiektywizmu. To nie jest człowiek, którego można użyć do akcji "dorzynania watahy", dlatego ta zmiana na stanowisku redaktora naczelnego "Wprost" jest obiecująca. Życzymy Michałowi sukcesów w kierowaniu pismem.