Jak czytamy na portalu natemat.pl argumenty używane przez Rosję często uderzają w nią samą. Mówiąc, że Krym należał do Rosji, więc powinien do niej powrócić, Putin dał argument do tego, by ponownie przejrzeć granice swojego kraju. Prezydent Rosji zapewne nie spodziewał się, że rewizjonistyczny cios przyjdzie z wewnątrz, z miasteczka Iwanogorod, który graniczy z Estonią.

Iwanogorod to 11 tysięczna miejscowość leżąca nad rzeką Narwą. 300 lat temu te tereny należały do Estonii. Dlatego radny Jurij Gordejew uznał, że miasteczko powinna wrócić do macierzystego kraju. Pod petycją miejscowego polityka podpisało się ponad 660 mieszkańców. Odpowiednie listy z podpisami zostały wysłane do prezydentów Rosji i Estonii.

Akcja Gordejewa nie ma jednak, wbrew pozorom, nic wspólnego z polityką Kremla wobec Ukrainy. Pomysł oderwania się od Rosji ma zwrócić uwagę na problemy, które trapią mieszkańców Iwanogrodu. Od czasu, kiedy miasteczko zostało wcielone w Rejon Kingiseppski trzy lata temu, straciło ono spore dochody. Do tego różne koszta utrzymania Iwanogorodu wzrosły od 60 do 100 procent. 

– Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie przyłączymy się do Estonii – mówi Gordejew. – Ostatnie zdanie ma prezydent Putin. Jednak nasz apel jest głosem o pomoc i stworzyliśmy go dlatego, że nikogo nie obchodzą nasze problemy - wyjaśniał radny.  

Ab/natemat.pl