Może to wydać się komuś zabawne, ale nie mam prawa jazdy, choć metryka wskazuje, że to już nie wypada. Co więcej nie udało mi się tego zrobić przed dekadą – po kilku podejściach do egzaminu odpuściłem. Mam nadzieję, że są tacy którzy zrozumieją – zdawanie egzaminu praktycznego, jak wieść niesie, przed dziesięciu laty, było o wiele mniej przyjemne niż dzisiaj.

Jakiś czas temu postanowiłem wrócić do tematu – trzydziestka za pasem, drugie dziecko w drodze. Odświeżyłem sobie i teorię, i praktykę po czym śmiało powędrowałem do WORD-u na Bemowie, by zapłacić co jest do zapłacenia i oczekiwać na część teoretyczną egzaminu. Jak się okazało najpierw naczekałem się w kolejce, żeby zapłacić, potem w kolejce do okienka, gdzie składa się dokumenty. Wstyd się przyznać, ale kilka razy wprowadzałem poprawki do dokumentu będącego wnioskiem (przepraszam wszystkich znawców tematu jeśli używam niewłaściwych określeń) o egzamin. To oczywiście dowodzi tylko, że faktycznie nasze prawo i przepisy tworzą, a także realizują elity naszego kraju.

Z wielkimi nadziejami oczekiwałem na wpisanie moich danych do komputera. Nie ma to jak komputeryzacja. Najpierw wypełniam papierek długopisikiem, a potem wszystko ląduje w komputerze. Niestety w pewnym momencie pani w okienku spojrzała na mnie badawczo i rzuciła pytanie "– Czy Pan zmieniał miejsce zameldowania?" Zaskoczony, niemal złapany in flagranti na niecnym czynie, które przedstawiciel naszych władz wykrył, odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że owszem, meldunek zmieniałem. Tu się pani w krześle wyprostowała i mówi: "- To ja Pana na egzamin nie mogę zapisać." Zdębiałem.

Nic w sprawie nie pomogły naciski i błagania, czy rozmowa z kierownikiem WORD-u. Sprawa była nieodwołalna. I to pomimo tego, że jednak nie chodziło o meldunek, ani o drugi kurs jaki zrobiłem z własnej woli ("ktoś Pana oszukał!"), ale to, że w epoce ministra Boniego i komputeryzacji, kiedy urzędnicy wszystko o mnie w swoich komputerach mają, potrzebny jest taki malutki kawałeczek staroświeckiego papierka. Potrzeba jest taka karteluszka, kwiteczek zwany profilem, który jest odsyłany do wydziału komunikacji. Widać komputery bez tego działać nie będą.

Odesłano mnie więc nomen omen z kwitkiem do dzielnicy, w której byłem kiedyś zameldowany. Pobiegłem tam tak szybko jak się dało. Tam druga pani na mnie spojrzała, przyjrzała mi się i radośnie odrzekła "– Ja Panu tego nie wydam, musi Pan jechać do swojego wydziału komunikacji, tam gdzie Pan teraz mieszka. Powie Pan o co chodzi – oni złożą wniosek do nas o profil. A my go do nich wyślemy." Na pytanie ile to potrwa usłyszałem szczerą odpowiedź – trzeba to docenić: "- Nie wiem." Pani jeszcze dorzuciła ciepło "– Trzeba się było nie przeprowadzać i nie przemeldowywać. Ja się nie przemeldowuje od 30 lat." Jak będę miał koło 60 lat też może tak powiem... Ciekawe co będzie się działo, gdy meldunek zniknie w ogóle. Może zupełnie stracę możliwość zdawania na prawo jazdy. Muszę się spieszyć.

Dziś jadę do kolejnego urzędu. Dobrze, że jest komputeryzacja. Dobrze, że jest prawo - twarde, ale prawo.

Tomasz Rowiński