Pierwszy raz od kilku lat mogłem być w centrum Warszawy w czasie tej krótkiej chwili - Godziny W. Pamiętam ostatni raz - nie słyszałem wtedy syren, ale mieszkańcy miasta zatrzymali się i tak trwaliśmy w bezruchu. Ludzie wysiadali z samochodów. 

Dziś było podobnie, ale wycie syreny, którą harcerze rozkręcili po drugiej stronie ulicy Koszykowej postawiła mi włosy na głowie. Dźwięk budzący grozę, wzruszenie, ale i przedziwną mobilizację - nieludzki. Nieludzka była też walka Warszawy. Doświadczenie namacalności, choćby przez wycie syreny, jest ważne, nadaje opowieściom realności. Trudno nam, Polakom w to uwierzyć, ponieważ materialnie nic prawie nie pozostało po dawnej Polsce.

A jednak kiedy widzę zdjęcie uczestnika Powstania Styczniowego - także włos mi sie jeży na głowie przez świadomość, że to wszystko było i to nie aż tak dawno - ledwo półtora wieku temu. Gdy ostatnio wyczytalem na murze kołobrzeskiego ratusza informację o miejscu egzekucji średniowoecznego buntownika - poczułem konieczność by podejśc i dotknać katowskiego kamienia - przeżyc ten związek pomiędzy opowieścią a wydarzeniem.

Dlatego, gdy usłyszałem syrenę i uderzyło mnie wzruszenie, przypomniałem sobie kim jestem - warszawiakiem.

Chwała bohaterom!

Boże zmiłuj się nad tym miastem!

Nigdy więcej płonącej Warszawy!

Tomasz Rowiński