Siły rosyjskie operujące pod fałszywą banderą działają w Gruzji według scenariusza sprawdzonego na Ukrainie. Zagrażają bezpieczeństwu dostaw ropy przez kluczowy ropociąg - pisze Onet.pl.

10 lipca siły rosyjskie zainstalowały "oznaczenie graniczne w pobliżu wioski Churwaleti. Gruzińscy dziennikarze zastąpili je potem flagą swojego kraju. 16 lipca żołnierze w mundurach (prawdopodobnie osetyńscy) usunęli ją. Dostęp do obszaru jest zabroniony przez samozwańczą straż graniczną Osetii. Dziennikarze próbujący forsować nową „granicę” zostali powstrzymani przez zamaskowanego wojskowego. – Możliwość prowokacji jest duża przy najmniejszym błędzie. To nie czas na emocję – skomentował minister spraw zagranicznych Gruzji Tamar Beruczaszwili. Podkreślił, że zajścia odbywają się na granicy okupacji, a nie normalnej linii demarkacyjnej. Wezwał społeczność międzynarodową do reakcji.

Premier Irakli Garibaszwili podkreślił, że jego kraj będzie reagował konstruktywnie i spokojnie, by uniknąć jakiejkolwiek prowokacji.

W międzyczasie marionetkowe władze Osetii Południowej zażądały od brytyjskiego BP opłat tranzytowych za zapewnienie bezpieczeństwa odcinka o długości 1,6 km ropociągu Baku-Supsa pod ich kontrolą. – Firma powinna zapłacić za ochronę rurociągu – powiedział wicemarszałek nieuznawanego przez świat parlamentu osetyńskiego Dmitrij Tasojew cytowany przez kremlowski Sputnik.

W poniedziałek ma się odbyć nadzwyczajne posiedzenie gruzińskich władz w tej sprawie.

"Rosjanie od dawna celują w ropociąg, który stanowi szlak alternatywnych dostaw ropy naftowej m.in. do Europy. – Z przecieków CIA do mediów zachodnich wynika, że za eksplozję na ropociągu Baku-Tbilisi-Ceyhan w miejscowości Refahiye w przededniu wojny gruzińsko-rosyjskiej odpowiada, nie Partia Pracy Kurdystanu, a Rosja. Według Bloomberga za eksplozję było odpowiedzialne oprogramowanie, które wyłączyło systemy alarmowe BTC i podniosło ciśnienie w rurze. Na miejscu mieli zostać zatrzymani dwaj mężczyźni ubrani w stroje „przypominające ubiór jednostek specjalnych”. Zdaniem rozmówców Bloomberga metodologia zamachu wskazuje jednoznacznie na Rosjan – informowaliśmy 12 grudnia zeszłego roku.

Gruzja może stać się celem ataku na inną gałąź energetyki. Rosja może także stworzyć bufor energetyczny w Abchazji, gdzie funkcjonuje największa na Kaukazie elektrownia wodna Enguri Hess. Zbuntowany region Gruzji zagroził już, że może odciąć dostawy energii elektrycznej dla Tbilisi. W odpowiedzi Gruzini zagrozili zatrzymaniem prądu rzeki Inguri, który zasila elektrownie na terenie państwa stworzonego przez Rosję w toku wojny z 2008 roku. Jest to jedyne źródło zasilania dla Abchazji, która zużywa obecnie 40 procent energii wytworzonej w Enguri Hess. To dobry grunt pod wywołanie kryzysu energetycznego w Gruzji w momencie wybranym przez Moskwę. Alternatywą jest kompromisowe porozumienie z prorosyjskim rządzie w Tbilisi, na które zapewne liczy prezydent Władimir Putin."

Więcej TUTAJ

mm/Onet.pl