Wtorkowy wieczór w Kijowie. Puste miejsca wokół sceny na Majdanie, na której kiedyś występowali politycy, duchowni, piosenkarze, XXI-wieczni atamani-aktywiści przeciwko Janukowyczowi. Nie ma ludzi i tamtej atmosfery. Są tylko portrety tych, którzy wtedy zginęli. Zaczepia mnie młoda dziewczyna, prosząc o datek dla rannych w szpitalach. Przechodzi na płynny angielski. Nie wiem, czy rzeczywiście zbiera pieniądze na rannych na froncie wojny „hybrydowej” i niehybrydowej czy może wyłudza datki. Rozpoznaję miejsca, w których wtedy stałem, przemawiając, czy wśród tłumu słuchając cudzych wystąpień. Nie ma już przedziurawionych kulami okien i ścian hotelu „Ukraina”, w którym się wtedy zatrzymywałem. Stacjonowali tam zresztą dziennikarze z Polski i z różnych kontynentów.

Poroszenko płaci rachunek za brak wiz

Dzisiaj ludzie Majdanu wzajemnie oskarżają się o zdradę, a w najlepszym wypadku o korupcję. Według byłego już gubernatora Odessy, a wcześniej prezydenta Gruzji Mikheila Saakaszwilego prezydent Poroszenko też jest skorumpowany. Batkiwszczyna („Ojczyzna”) byłej premier Julii Tymoszenko i „Samopomicz” mera Lwowa Andrija Sadowego chcą przyspieszonych wyborów, bo są pewni wygranej. Obóz Poroszenki nie chce wczesneisjzych wyborów, bo wie, że oznaczać to będzie jego klęskę. Czas może też pracować dla prorosyjskiego Bloku Opozycyjnego. Na razie Ukraińcy są wściekli, bo prezydent obiecał im zniesienie ruchu wizowego z krajami Unii Europejskiej, ale do tego nie doszło. Tak naprawdę, przy wszystkich winach, błędach i grzechach władz w Kijowie i ukraińskich elit politycznych oraz biznesowych w tej sprawie to Bruksela zawaliła, a nie strona ukraińska. Ale ludzie złość skupiają na bliskim prezydencie w Kijowie niż na dalekiej, za lasami, za górami, Brukseli.

Rosyjskie fortepiany

A Rosjanie dokładają swoje do ukraińskiego pieca. Oficjalne uznanie przez Federację Rosyjską paszportów wdawanych na terytorium samozwańczych republik, nieuznawanych przez nikogo na świecie, a funkcjonujących na terenie Ukrainy Wschodniej: Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL) i Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) pokazuje, że Moskwa realizuje scenariusz przećwiczony w ostatnich latach na terytoriach faktycznie, choć nieformalnie, odspawanych od Gruzji: Abchazji i Osetii Południowej – choć inaczej niż w przypadku Kaukazu Południowego nie wydała im rosyjskich paszportów.

Poza krokiem formalnego uznania prorosyjskich pseudopaństewek dochodzą systematyczne działania militarne. Precyzyjny ostrzał przez Rosjan sieci energetycznych po stronie ukraińskiej, tuż za linią „demarkacyjną” czyniony jest po to, by zwiększyć katastrofę humanitarną i spowodować jeszcze większy chaos i rozgoryczenie mieszkańców wschodniej Ukrainy. Konsekwencją będzie migracja wewnętrzna ze wschodnich połaci kraju do Ukrainy centralnej i zachodniej oraz migracja zewnętrzna ‒ poza granicę państwa. Faktycznie liczba ludności w tym kraju spada. Setki tysięcy Ukraińców przeprowadziło się do Polski, ale to właśnie oni podtrzymują funkcjonowanie Ukrainy, wysyłając do rodzin w kraju swoje ciężko zarobione nad Wisłą, Odrą, Wartą i Bugiem, pieniądze.

Porozumienia mińskie sygnowane przez przedstawicieli Niemiec, Francji, Rosji i Ukrainy są nierealizowane. Chociażby nie wycofano ciężkiego sprzętu militarnego.

Rosja tutaj gra na wielu fortepianach. Jednym z nich jest osłabianie Ukrainy pod względem gospodarczym – bo przecież kiedyś ten kraj „stał Donbasem”. Drugi rosyjski „fortepian” to divide et impera czyli „dziel i rządź” ‒ skłócanie ukraińskich elit i antagonizowanie partii politycznych tak, jak kiedyś napuszczanie na siebie prezydenta Juszczenkę i premier Tymoszenko. Wtedy to Kreml podzielił rolę: Miedwiediew starał się skracać dystans do Juszczenki, a ówczesny premier Putin gościł w Moskwie premier Tymoszenko, na wspólnej konferencji prasowej na temat polityki energetycznej śmiał się z ukraińskiego prezydenta, określając go mianem „złodzieja”. Stojąca obok Putina w świetle kamer premier Julia Tymoszenko nie zareagowała, co było swoistym dowodem upadku elit ukraińskich, spektakularnym przykładem szukania pomocy u obcych, nawet za cenę zniszczenia historycznych więzi z okresu Pomarańczowej Rewolucji.

Antypolskie prowokacje

Trzeci „fortepian” Rosjan to oczywiście napuszczanie Ukraińców na Polaków i odwrotnie. Ćwiczyli to w 1939 roku, podpatrywali też wzniecanie antagonizmu przez Niemcy Hitlera w okresie II wojny światowej. Bezczeszczenie czy niszczenie pomników ku czci zamordowanych Polaków w Bykowni i Hucie Pieniackiej, antypolski transparent na parkanie ambasady w Kijowie, oblanie farbą konsulatu RP we Lwowie – to wszystko składa się na antypolski koncert, którego scenariusz pisany był w Moskwie, choć wykonawcy oczywiście mogli być różni. W Hucie Pieniackiej wysadzono krzyż, symbol chrześcijaństwa, co może wskazywać na jednak innych sprawców niż odwołujący się do tegoż chrześcijaństwa ukraińscy nacjonaliści. Uczyniono to zresztą w noc przed prawosławnymi świętami, co też, jak się wydaje, może wskazywać na chęć zantagonizowania ludzi różnych wyznań chrześcijańskich na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczpospolitej. Umieszczenie wulgarnego napisu „k...” w Bykowni na tablicy z nazwiskami Polaków zamordowanych przed siedmioma dekadami tylko dlatego, że byli Polakami jest czymś nie tylko antypolskim, ale antycywilizacyjnym, bo w europejskim obszarze kulturowym szanuje się pamięć o zmarłych. W Bykowi, poza bardzo licznymi Polakami spoczywają ludzie bardzo różnej narodowości, w tym także… Rosjanie.

Dyplomaci są przekonani na 100 procent, że za tymi skandalicznymi ekscesami czy wręcz politycznymi prowokacjami stoją służby Federacji Rosyjskiej. Skądinąd w ostatnim czasie pobito również na ulicy w Kijowie szefa Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyra Wiatrowycza. Odniósł niegroźne obrażenia, ale „przypadkiem” jak zwykle, na miejscu była kamera, która uwieczniła ten moment pobicia i dużego siniaka na twarzy wysokiego urzędnika państwa ukraińskiego. Ów filmik natychmiast znalazł się w sieci – tak, jak te dokumentujące wybryki w Bykowni, Hucie Pieniackiej – tak samo także, jak ten z 11 listopada 2016 roku, gdy w czasie Marszu Niepodległości spalono ukraińską flagę. Mechanizm jest, jak widać, ten sam. Ciekawe, że na Ukrainie poświęcono bardzo wiele uwagi temu aktowi wandalizmu (i politycznej głupoty), natomiast w ogóle nie zająknięto się, że sprawcy tego ekscesu zostali sami natychmiast przykładnie ukarani przez innych uczestników Marszu Niepodległości – w sposób charakterystyczny dla środowisk „kibolskich”...

Czy Putin osiągnie cel?

Z perspektywy trzech lat, które minęły od Majdanu widać wyraźnie, że Putinowi od początku bardzo zależało na zajęciu Donbasu. Chodziło oczywiście o węgiel, ale też znajdujący się tam potężny ukraiński przemysł zbrojeniowy, który uczynił z tego państwa czwartego (sic!) eksportera broni na świecie. Bez fabryk broni Ukraina dużo mniej eksportuje i jest znacznie słabsza militarnie. Bez węgla pogłębia się trudna sytuacja ekonomiczna ludności, zwłaszcza, choć nie tylko, wschodniej Ukrainy. Na terenach położonych przy „granicy” z rosyjską zoną na oficjalnym wciąż terytorium Ukrainy grozi więc katastrofa humanitarna. Kreml konsekwentnie rozgrywa Ukrainę kartą gospodarczą i socjalną. Liczy na to, że zniechęcenie ludności do politycznych beneficjentów Majdanu oraz do proeuropejskiego i proatlantyckiego kursu Ukrainy zaowocuje takim wynikiem wyborów w Kijowie, który umożliwi powrót do władzy orientacji prorosyjskiej lub co najmniej neutralizację politycznej i militarnej „westernizacji” Ukrainy. Ta gra może przynieść pozytywny dla Moskwy efekt, ale wciąż nie jest to, na szczęście, przesądzone.

Ryszard Czarnecki

*Tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (27.02.2017)