Wszystko wskazuje na to, że w połowie września ruszy ofensywa sił Asada na ostatni bastion rebelii, czyli prowincję Idlib. To czwarta, ostatnia, tzw. strefa deeskalacji powstała w ub.r. z rosyjskiej inicjatywy. Ta podstępna strategia święci sukcesy, bo syryjski reżim odzyskał już panowanie nad trzema innymi enklawami zbrojnej opozycji. Bitwa o Idlib będzie najtrudniejsza i najkrwawsza, bo rebelianci i cywile nie mają już gdzie uciekać.

W maju 2017 roku Rosja, Iran i Turcja uzgodniły stworzenie czterech tzw. stref deeskalacji w Syrii. Wspomniane trzy państwa miały być gwarantami względnego pokoju na tych obszarach. Strefy objęły większość obszaru kontrolowanego wtedy przez antyasadowskich rebeliantów: prowincję Idlib (1), części prowincji Hama, Hims, Aleppo (2), przedmieścia Damaszku noszące nazwę Wschodnia Ghouta (3), większość prowincji Deraa, Suwajda, Qunejtra (4). W sprawie tej ostatniej doszło do porozumienia Rosji, Jordanii i USA (lipiec 2017).

Od początku było jasne, że Moskwie nie chodzi o pokój i bezpieczeństwo mieszkańców. Zresztą sam Siergiej Ławrow już we wrześniu 2017 mówił, że strefy deeskalacji zostały stworzone w celu zakończenia przemocy, jednak ci, którzy porozumieli się o ich stworzeniu, nie mają zamiaru utrzymywać ich wiecznie. Strefy deeskalacji były częścią strategii, której celem jest przywrócenie przez Asada kontroli nad większością Syrii. Powstały cztery strefy, ogłoszono rozejm, który zablokował możliwość ruchu rebeliantów, podczas gdy Asad mógł dowolnie koncentrować siły, przerzucać je i po kolei niszczyć enklawy oporu.

Za każdym razem oddziały Asada, Iranu i Hezbollahu na lądzie z powietrza wspierała Rosja, czyli autor i główny gwarant stref deeskalacji. Na pierwszy ogień poszła strefa w Hamie, Hims i Aleppo. Potem, już wiosną tego roku, po krwawej ofensywie upadła Wschodnia Ghouta. Latem przyszła kolej na strefę w płd.-zach. Syrii. Ofensywa na prowincję Deraa ruszyła 19 czerwca. 12 lipca syryjska armia wkroczyła do kontrolowanego od 2011 roku przez rebeliantów miasta Deraa. Zginęło około 150 cywilów, ponad 120 000 musiało opuścić na stałe domy. Potem jeszcze Asad walczył tam z Państwem Islamskim. W końcu 2 sierpnia przedstawiciel rosyjskiego sztabu generalnego gen. Siergiej Rudskoj mógł ogłosić: Siły prezydenta Asada wspierane przez rosyjskie lotnictwo odzyskały kontrolę nad wszystkimi trzema prowincjami w południowej Syrii.

Już na początku lipca Rosjanie ostrzegali negocjatorów z Wolnej Armii Syryjskiej (FSA) w prowincji Deraa, żeby po złożeniu broni nie udawali się do Idlib, bo tam też jest planowana ofensywa – we wrześniu. Do Idlib jednak ewakuowała się wcześniej większość rebeliantów i cywilnych uchodźców z innych opanowywanych przez reżim obszarów. W efekcie ten niewielki region, liczący w 2011 roku 1,5 mln mieszkańców, dziś mieści nawet 3 mln ludzi. Kontroluje prowincję 70 000 rebelianckich bojowników.

Ponad połowa obszaru jest opanowana przez dżihadystów z Tahrir al-Sham (HTS), czyli dawnego Frontu Nusra (filia Al-Kaidy). Niewielka część na południowym wschodzie prowincji jest kontrolowana przez siły reżimu, zaś reszta przez oddziały rebelianckie wspierane przez Turcję. Turecka armia rozmieściła wcześniej kilkanaście umocnionych punktów obserwacyjnych w prowincjach Aleppo, Hama i Idlib zgodnie z porozumieniem Turcji, Syrii, Iranu i Rosji ws. utworzenia strefy deeskalacji w tej części kraju.

Warsaw Institute