Prezydent Putin po długim milczeniu ogłosił:"W Rosji zawsze uważano, że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród. Ja tak uważam nadal. Skrajny nacjonalizm zawsze był szkodliwy i niebezpieczny. Jestem przekonany, że naród ukraiński godnie i obiektywnie oceni tych, którzy doprowadzili Ukrainę do stanu, w jakim znajduje się ona obecnie."

Prezydent zadeklarował, że Moskwa ze swej strony "będzie czynić wszystko, co od niej zależne, aby przywrócić normalne stosunki międzypaństwowe z Ukrainą". Tylko, że raczej inaczej pojmuje on normę niż Ukraina. Dla Moskwy norma to podbój Ukrainy, dla Ukrainy norma to suwerenność.

W Przeglądzie Religioznawczym z 2013 roku, dr Maciej Strutyński autor artykułu: „Wschód czy Zachód?: Kościół greckokatolicki w II RP wobec prób latynizacji obrządku” przytacza list pasterski błogosławionego biskupa Chomyszyna, który zdecydowanie odrzuca wszelkie próby utożsamiania Ukraińców i Rosjan. Pisze, że „Naród ukraiński nie jest tym samym narodem, co rosyjski. Wprawdzie są z jednego pnia słowiańskiego, ale Ukraińcy i Rosjanie to odrębne od siebie gałęzie, podobnie jak Polacy, Czesi, Chorwaci, Bułgrzy i pozostałe narody słowiańskie i dlatego nie można powiedzieć, że Ukraińci i Rosjanie to ten sam naród.” Dodaje, że naród ukraiński nie zżył się z rosyjskimi carskimi tradycjami, z rosyjskim nacjonalizmem i z powodu chęci zaakcentowania swojej odrębności od państwa rosyjskiego, zmienił historyczną nazwę Ruś i Rusini na Ukraina, Ukraińcy. Ponadto psychika, kultura, a nawet mowa narodu ukraińskiego jest całkiem odmienna od narodu rosyjskiego. Dr Maciej Strutyński wysnuwa wniosek, że Ukrainę i grekokatolicyzm od Rosji i prawosławia różni więcej niż łączy.

Z kolei Zbigniew Brzeziński powiedział, że powstanie ukraińskiego państwa odmieniło geopolityczną mapę Europy. I choć idea Ukrainy jako kraju niepodległego przerosła poziom pojmowania wielu amerykańskich politologów, dziennikarzy i historyków, to Brzeziński zdołał uświadomić Ameryce i Europie zaraz po 1991 roku, że Ukraina jest obszarem narodowym i społecznym odrębnym od Rosji. Do tej pory w Stanach zjednoczonych znano się  tylko na języku, kulturze i historii Rosji, podczas gdy Ukrainę traktowano jako odprysk z imperium carów.

Już w połowie XX wieku, Gieorgij Fiedotow podczas swojej emigracji w USA pisał w szkicu „Losy imperiów”: „Przebudzenie Ukrainy, a szczególnie separatystyczny charakter ukrainofilstwa poraził rosyjską inteligencję i do końca pozostał dla niej niezrozumiały. Przede wszystkim dlatego, że lubiliśmy Ukrainę, jej ziemie, lud, pieśni, uważaliśmy to wszystko za swoje, bliskie. Ale też dlatego, że skandalicznie mało interesowaliśmy się przeszłością Ukrainy, tymi trzema, czterema wiekami, które stworzyły jej lud, jej kulturę, odmienną od wielkoruskiej. Wyobrażaliśmy sobie, wedle schematów rosyjskich nacjonalistów, że Małorusini, marniejący pod polskim uciskiem, tylko czekają, żeby się zjednoczyć z Moskwą. Jednak Rusini w państwie polsko-litewskim, odsuwając się od katolicyzmu nie byli [tutaj] obcymi. Moskwa ze swoim wschodnim despotyzmem była dla nich obca”.

Riabczuk, ukraiński myśliciel i historyk idei, w książce „Od Małorosji do Ukrainy” pisze: „Jeśli język rosyjski zostanie wprowadzony jako drugi urzędowy, to ukraiński będzie już nieodwołalnie zepchnięty do mieszkań inteligenckich lub umieszczony w muzeum. Urzędnik w Kijowie, który już dzisiaj mówi i pisze na ogół po rosyjsku, po wprowadzeniu odpowiedniej ustawy wypchnie całkiem język ukraiński ze swej świadomości. A Ukraina nie stanie się wówczas ani Belgią, ani Kanadą, ani Indiami, gdzie dwujęzyczność była i jest podstawą trwałej państwowości kraju. Niechybnie za to upodobni się do smętnej Białorusi, takiej, jaką ona jest za prezydentury Aleksandra Łukaszenki.”

Mimo tego, prezydent Rosji Władimir Putin oświadcza, że nadal uważa, że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród. Prawdziwa twarz Rosji o zawsze imperialnych ambicjach znów wyszła z ukrycia.

Tadeusz Grzesik

Karolina Zaremba