Rosjanie całkiem nieźle rozwijający się ukraiński Krym zamienili w wielką, naszpikowaną rakietami bazę wojskową. Turystów z Zachodu zastąpili żołnierze ze Wschodu. Krym stał się kolejną kartą przetargową w pełzającym konflikcie między Rosją a NATO.


Jak poinformowało Centrum BAdań Wojskowych, Konwersji i Rozbrojenia Walentin Badrak, Rosjanie chcą jeszcze bardziej umocnić i tak już silnie zmilitaryzowano Krym. Obecnie na półwyspie przebywają 24 tysiące żołnierze Putina. Siły te zostaną teraz wzmocnione o kolejne 50 tysięcy. Moskwa nie zamierza też pozostawić na Krymie jedynie rakiet krótkiego zasięgu. Teraz wysyła na zabrany Ukrainie półwysep bombowce strategiczne... z bronią jądrową dalekiego zasięgu.

Wspomniane Centrum wyciąga stąd prosty wniosek: Krym nie jest już tylko wzmocnieniem lokalnej mocarstwowości Rosji, ale stał się zagrożeniem dla światowego bezpieczeństwa.

"Plany Rosji obejmują zwiększenie garnizonu Floty Czarnomorskiej do 50 tys. żołnierzy. To militaryzacja na bezprecedensową skalę. Już obecnie liczba rosyjskich transporterów opancerzonych na Krymie jest niemal taka sama jak w czasach Związku Sowieckiego, tyle samo jest tam już także okrętów podwodnych” - podaje wspomniane Centrum cytowane przez portal Kresy24.pl.

Dodatkowo na Krymie pojawiły się ruchome wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych "Pancyr", wyrzutnie do zwlaczania okrętów "Basion" oraz nowoczesne kutry rakietowe. Na półwyspie stacjonują też wyrzutnie rakiet Iskander-M, które mogłyby dosięgnąć celów w Turcji, Bułgarii i Rumunii. Wkrótce jednak w bazie lotniczej Gwardiejskom znaleźć mają się bombowce strategiczne TU-22M3 o zasięgu 7 tysięcy kilometrów, mogące przeonosić broń jądrową.

"Rosja zniszczyła światowy system bezpieczeństwa, a dzisiaj zmierza do dalszej konfrontacji z cywilizowanym światem. Taka militaryzacja Krymu stwarza bardzo wysokie ryzyko wojennego konfliktu” - ocenia Centrum.

wbw/kresy24.pl