Tomasz Wandas, Fronda.pl: Co sądzi Pan Profesor o podpisaniu przez prezydenta Ukrainy deklaracji o ogłoszeniu stanu wojennego do 25 stycznia 2019r?

Prof. Romuald Szeremietiew: Przyznam, że może dziwić formalnoprawny stan tej rosyjsko-ukraińskiej wojny, w której strony do siebie strzelają i… utrzymują stosunki dyplomatyczne, trwa wymiana handlowa i  dziwne jest też to, że ogłoszony stan wojenny ma obowiązywać do 25 stycznia 2019 r. – czy po tej dacie problem zniknie? 

 Prezydent Ukrainy przed ogłoszeniem stanu wojennego odbył rozmowę telefoniczną z prezydentem Dudą. Minister prezydencki Krzysztof Szczerski na konferencji prasowej zapewnił, że fakt ten nie wypływa na bezpieczeństwo Polski jednak zaznaczył, że sprawa jest poważna. Pytanie, dla kogo jest to poważna sprawa poza sama Ukraina oraz o czym świadczy fakt, że prezydent Ukrainy poprosił przed ogłoszeniem decyzji o stanie wojennym o rozmowę z polskim prezydentem?

W przypadku takiej rozmowy związanej z zagrożeniem militarnym nie wszystkie informacje mogą trafić do opinii publicznej. Skoro jednak sprawa dotyczy bezpieczeństwa naszego sąsiada, a więc pośrednio może dotknąć nasz kraj, to wydaje się, że polskie władze powinny podjąć konkretne działania aby pomóc Ukrainie. To co uczynią oczywiście musi być objęte tajemnicą, Polska nie powinna się chwalić jakie kroki zamierza podjąć. 

Rosja oskarża ukraińskie jednostki o naruszenie granicy i wpłynięcie na rosyjskie wody terytorialne. Rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) potwierdziła w niedzielę wieczorem, że zatrzymała trzy okręty Ukrainy i że użyto wobec nich broni. Prezydent Ukrainy zażądał w poniedziałek od Rosji natychmiastowego uwolnienia marynarzy z trzech ostrzelanych i zajętych okrętów oraz zwrotu jednostek Ukrainie. Czy takie żądania ukraińskiego prezydenta mają w ogóle jakieś znaczenie?

Jest oczywiste, że ukraińscy marynarze nie powinni pozostawać w rękach Rosjan. Natomiast jeśli chodzi o zatrzymanie okrętów, które według Rosji naruszyły jej wody terytorialne, to trzeba przypomnieć, że Rosja rości sobie do nich prawo z tej racji, że przylegają one do Półwyspu Krymskiego, który zgodnie z prawem międzynarodowym jest terytorium ukraińskim – Rosja w tym przypadku zajmując Krym zachowuje się tak jak ktoś, kto obrabował bank i wymaga, by płacono mu odsetki liczone od zrabowanych pieniędzy.  

W opinii publicznej często pojawiają się opinie, że to co teraz się dzieje między Rosją a Ukrainą wynika ze słabnącego poparcia dla Putina w Rosji. Putin miał sprowokować ten atak by poprawić sobie poparcie wewnątrz kraju. Czy rzeczywiście taki może być powód ataku na ukraińskie okręty?

Nie wydaje się, aby Putin czuł się zagrożony na stanowisku prezydenta Rosji z racji na jakieś zmieniające się nastroje. Incydent na Morzu Azowskim wpisuje się w to, co Rosja robi na odcinku ukraińskim od kilku lat. To po prostu kolejna odsłona próby opanowywania Ukrainy przez Rosję.  Oczywiście w przypadku prezydenta Putina może też występować chęć umacniania przekonania Rosjan, że jest on sprawnym i godnym wspierania przywódcą, ale nie przypuszczam, aby w przypadku ostatniego incydentu był to motyw zasadniczy.

Czy wprowadzenie stanu wojennego było konieczne?

Raczej można by zapytać dlaczego tak późno to zrobiono i zastanawiać się z jakich powodów władze Ukrainy nie są w stanie odzyskać utraconego terytorium. Jeśli prezydent Ukrainy ogłosił stan wojenny, to rozumiem, że zrobił to w obliczu agresji rosyjskiej, która przecież trwa od kilku lat. Ukraina widocznie stara się działać ostrożnie stąd deklaracje, że ogłoszony stan wojenny nie oznacza podjęcia działań ofensywnych wypierających agresora, ale tylko samoobronę w razie jego kolejnego ataku. Władze w Kijowie najwyraźniej boją się przewagi militarnej Rosji i widocznie uważają, że bez silnego i stanowczego poparcia Zachodu nie dadzą sobie rady. A takiego wsparcia ciągle nie mają. Wprowadzenie stanu wojennego było więc od dawna konieczne, ale chyba nie wiele poprawi w położeniu Ukrainy w trwającym konflikcie.

Dziękuję za rozmowę.