Portal Fronda.pl: Wschodnią flankę NATO wzmocni amerykańska brygada pancerna. Rząd przekonuje, że to przełomowa decyzja znacząco poprawiająca bezpieczeństwo Polski.

Prof. Romuald Szeremietiew: Oczywiście nie należy lekceważyć takich deklaracji. Zakładam, że zapowiedzi zostaną spełnione i ta brygada rzeczywiście się pojawi. Pamiętajmy jednak cały czas, że jej obecność w naszym regionie będzie uzależniona od tego, czy władze USA będą chciały tę jednostkę tu utrzymywać. Dlatego właśnie domagaliśmy się baz NATO. Baz, a więc stałej infrastruktury, której nie można wycofać jedną decyzją, jak to jest możliwe w przypadku wspomnianej brygady. Wszystkie jednostki wojskowe mają to do siebie, że na skutek jednej decyzji mogą być wprowadzone i podobnie wycofane. Nie ma pewności, że ta brygada pancerna pozostanie na stałe. Zwłaszcza w kontekście zmian, które mogą zajść w Stanach Zjednoczonych w związku z wyborami prezydenckimi.

Jakich zmian obawia się pan profesor po amerykańskich wyborach?

Liczy się obecnie dwoje kandydatów: Donald Trump oraz Hillary Clinton. Gdy pani Clinton była sekretarzem stanu USA, usiłowała dokonać tzw. resetu, poprawy w relacjach z Rosjanami. Natomiast kandydat na prezydenta USA Trump zapowiada wprost, że jeżeli wygra, to Stany Zjednoczone przejdą na pozycje izolacjonistyczne. Mówi też, że chce zbudować dobre relacje z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Jeżeli tak, to los stałej/niestałej obecności wojsk amerykańskich na wschodniej flance NATO może być niepewny – zwłaszcza, że Trump podkreśla, iż Stany Zjednoczone angażują się za bardzo w Sojusz i obronę Europy powinni wziąć na swoje barki inni. Dlatego przyszłość amerykańskiej brygady pancernej w Europie Środkowej nie rysuje się zbyt pewnie.

A zatem polskie wysiłki na rzecz wzmacniania obecności NATO w Europie wciąż nie są zakończone?

W żadnym wypadku. Nastąpiła lekka poprawa, ale – podkreślam – lekka. Ma być bojowa jednostka, ale to tylko jedna brygada. Biorąc pod uwagę cały region Europy Środkowo-Wschodniej nie jest to wielka siła. Obecność Amerykanów będzie, oczywiście, widoczna – jednak tylko tak długo, jak długo Amerykanie będą skłonni do jej utrzymywania. Przypominam, że byliśmy naprawdę blisko budowania w Redzikowie infrastruktury pod tarczę antyrakietową. Jednak zmiana prezydenta w Waszyngtonie sprawiła, że ten projekt został co najmniej odłożony w czasie, jeżeli nie w ogóle zaprzepaszczony. Podkreślam, że gwarancję natowskie może stanowić dla nas wyłącznie trwała infrastruktura Sojuszu w Polsce. Wszystkie wojskowe elementy ruchome długoterminowej gwarancji nie zapewniają.

Obok Federacji Rosyjskiej poważnym wyzwaniem dla NATO i Polski jest terroryzm. Zbliżają się Światowe Dni Młodzieży, impreza będąca w ocenie wielu dobrym celem dla terrorystów, a tymczasem polskie służby są najwyraźniej całkowicie nieprzygotowane do walki z islamistami. Nowy rząd rozpoczął wprawdzie pracę nad ustawą antyterrorystyczną, ale minie wiele miesięcy, zanim wejdzie ona w życie.

Nie wydaje się, aby istniało rzeczywiste zagrożenia atakiem terrorystycznym w trakcie Światowych Dni Młodzieży w Polsce. Oczywiście, nie można tego wykluczyć, ale jest to jednak mało prawdopodobne.

Dlaczego?

Terroryści islamscy uderzają w społeczeństwa, które uważają za słabe pod względem moralnym. Sądzą, że następuje ich głęboki rozkład i ofensywny islam ma szansę zdominować takie społeczeństwo. Polaków natomiast islamiści postrzegają jako ludzi wiary. Zjawiska rozkładu moralnego, które występują na zachodzie Europy, w Polsce nie są tak widoczne. Nie ma aż takiego rozkładu moralnego i osłabienia wiary. Stąd uderzenie w Polskę niekoniecznie posłużyłoby celom islamistów. Wprost przeciwnie, mogłoby zmobilizować zaatakowanych do aktywnego przeciwdziałania. Ponadto w Polsce nie ma znaczących skupisk muzułmańskich, które mogłyby stanowić oparcie dla terrorystów. Dlatego sądzę, że zagrożenie atakami terrorystycznymi nie jest pewne. Chciałbym raczej zwrócić uwagę na inny aspekt zagrożenia związanego z terroryzmem. To co rozgrywa Rosja. Twierdzę, że dla Rosji terroryzm uderzający w kraje Europy Zachodniej i rozkładający porządek w tych krajach jest zjawiskiem korzystnym. Rosja może jawić się teraz Belgii, Niemcom czy Francji jako siła sojusznicza w walce z terroryzmem. Także w kontekście zmian, jakie mogą zajść w Waszyngtonie, Kreml może zyskać nowe możliwości gry na arenie europejskiej. A wtedy może też pojawić się problem jakiejś nowej Jałty w stosunkach Zachód Rosja.

Jednak także Rosjanie mają problemy z islamskim terroryzmem. Czy umacnianie siły środowisk terrorystycznych nie byłoby rodzajem miecza obosiecznego, który mógłby zranić także samych Rosjan?

Niezupełnie. Ten „miecz” wciąż uderza w Europę Zachodnią. Rosjanie w dużym stopniu opanowali zagrożenie ze strony radykalnego islamu we własnym państwie. W Czeczenii stworzyli reżim, który dobrze kontroluje sytuację. Rosyjskie służby są sprawne, dlatego spodziewam się, że dość dobrze kontrolują środowisko muzułmańskie Rosji. Gra, która się toczy, jest na Kremlu także od tej strony dobrze skalkulowana.  Co jak co, ale służby dyplomatyczne i wywiadowcze Rosjanie zawsze mieli świetne.

Eskalowanie zagrożenia terrorystycznego spowoduje zatem w ocenie pana profesora powrót Rosjan na światowe salony?

Powtarzam od dłuższego czasu, że w pewnym sensie mamy do czynienia z sytuacją analogiczną do tej z lat II wojny światowej. Józef Stalin był zbrodniarzem i wrogiem demokracji, a nawet sojusznikiem Adolfa Hitlera. Jednak w momencie, gdy Związek Sowiecki został zaatakowany przez Niemcy, Stalin stał się cennym partnerem zachodnich demokracji. Winston Churchill był pytany w brytyjskim parlamencie, dlaczego teraz chwali Sowiety, skoro zawsze zwalczał komunizm. Odpowiedział, że gdyby Hitler napadł na piekło, to wygłosiłby pochwałę pod adresem Belzebuba. Teraz jest podobnie. Rosja chce ustawić się w roli sojusznika Zachodu w walce z terroryzmem, który uderza głównie w Europę Zachodnią. Moskwa ma realne szanse, by stać się partnerem i sojusznikiem Zachodu. Pytanie: w zamian za co – jakie to może mieć konsekwencje dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej?

Wiele wskazuje, że walka z centrum dżihadu, Państwem Islamskim, wchodzi na nowe tory. W północnym Iraku rozpoczęto dużą ofensywę, islamiści wycofują się też z niektórych terenów w Syrii. Państwo Islamskie traci grunt pod nogami?

Ten grunt może tracić bardzo długo. To jest konflikt asymetryczny w którym bardzo ciężko jest odnieść zwycięstwo. Zresztą siły, które walczą z ISIS nie są tak sprawne, jak armie zachodnie. Tymczasem Zachód nauczony doświadczeniami z Bliskiego Wschodu i Afganistanu powstrzymuje się przed wysłaniem wojsk lądowych, które mogłyby unicestwić islamistów. Ogranicza się do używania samolotów i zrzucania bomb oraz wspierania lokalnych sił walczących z dżihadystami. To jednak nie daje szans na zwycięstwo i na uspokojenie całej sytuacji. Sprawy bardzo komplikuje odradzający się reżim Baszara al-Assada, który jest wspierany przez Rosję, oraz zaangażowanie Turków mających ogromne kłopoty z Kurdami. To gmatwanina interesów sprawiająca, że niełatwo jest znaleźć wspólną płaszczyznę, która mogłaby pozwolić na likwidację islamistycznego ośrodka agresji i zaprowadzenie na Bliskim Wschodzie stabilizacji. Skoro tak, to wszystko złe, co teraz dzieje się w Europie Zachodniej, będzie się potęgować. Nie widać żadnej siły, która mogłaby rozstrzygnąć konflikt na korzyść państw deklarujących zwalczanie islamskiego terroryzmu.  

Rozmawiał Paweł Chmielewski