Tomasz Wandas, Fronda.pl: Mamy wielką, niebywałą, dziejową szansę odbudowy silnej Polski w silnej Europie i w świecie, który na powrót będzie światem opartym na wartościach chrześcijańskim i narodowych – akcentował Antoni Macierewicz, minister obrony narodowej, podczas cotygodniowego felietonu „Głos Polski” w Radiu Maryja i TV Trwam. Słowa te są niebywale piękne, czy nie są jednak lekko przesadzone?

Prof. Romuald Szeremietiew: Słowa rzeczywiście są piękne i podniosłe. Problem zawsze pojawia się wtedy, kiedy zastanowimy się jaki one będą miały realny wymiar. 

Minister obrony narodowej podkreślił, że zasługą tak dobrej i stwarzającej dzisiaj nadzieję sytuacji Polski są nie tylko rządy Prawa i Sprawiedliwości, ale przede wszystkim dojrzałość wszystkich Polaków. Czy przez szefa MON przemawia skromności i świadomość, czy może mówi on, to co Polacy chcą usłyszeć?

To są bardzo miłe słowa. Jednak nie zmienia to faktu, iż mimo wszystko społeczeństwo polskie jest dość mocno podzielone. Jak dotąd nie udało się wymyślić skutecznego sposobu usunięcie podziałów. Myślę, zatem, że te słowa zostały jednak wypowiedziane przez pana ministra na wyrost.

„Zostało to zagwarantowane przez dobrą dyplomację, dobre decyzje organizacyjne i przez dużą odwagę obecnej ekipy, która postawiła na bliskie związki ze Stanami Zjednoczonymi i NATO wierząc, że rzeczywista dynamika polityczna jest związana przede wszystkim z nową ekipa prezydenta Donalda Trumpa”. Czy nie pokładamy tym samym zbytniej ufności w naszym sojuszniku, czy słusznie tak bardzo się tym ekscytujemy? I czy nie lepsze byłoby szukanie sojuszników wśród sąsiadów?

Opieranie się wyłącznie na sojusznikach nie jest dobrą postawą, dlatego, że różnie z nimi bywa. Zdarza się, że sojusznicy zawodzą. Mamy takie doświadczenia. Rzeczą podstawową jest zbudowanie systemu obronnego, który zagwarantowałby nam bezpieczeństwo. Jeżeli go zbudujemy bardzo chętnie przyjmiemy pomoc sojuszniczą, ale też doskonale będziemy wiedzieć co zrobić, gdyby sojusznika zabrakło. Myślę, że ostatnie słowa szefa MON były powodowane po pierwsze uwzniośleniem niedawnymi obchodami święta niepodległości, po drugie w tym momencie trwa festiwal chwalenia się ministrów, gdyż jak wiadomo ma być dokonana ocena pracy rządu. Rozumiem, że panowie ministrowie, w tym też minister obrony narodowej chcą po prostu dobrze wypaść w oczach oceniających ich dokonania .

Wydaje się też, że mamy do czynienia z kolejnym konfliktem szefa MON z panem prezydentem…

To nie jest kolejny konflikt, tylko stan, w którym spór trwa. Już od jakiegoś czasu widać, że między prezydentem – zwierzchnikiem sił zbrojnych – a ministrem obrony narodowej współpraca się nie układa. Czas leci, a w tej relacji nic się nie zmienia. Poza tym, że obie strony zapewniają o woli rozmowy i dialogu, nie się nie dzieje.

„Jak będzie wobec uczciwych oficerów stosował takie ubeckie metody, jak Platforma stosowała wobec niego, to będzie kiepsko” – powiedział prezydent. Wypowiedź prezydenta to komentarz do decyzji Macierewicza. Podległa szefowi MON Służba Kontrwywiadu Wojskowego wszczęła w czerwcu wobec gen. Jarosława Kraszewskiego (49 l.), zaufanego doradcy głowy państwa, który w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego odpowiada za sprawy wojskowe, postępowanie sprawdzające i cofnęła mu dostęp do informacji niejawnych. Czy tego typu słowa powinny padać publicznie? I czy w ogóle są one słuszne?

Rozumiem z tego, że prezydent jest poirytowany jeśli chodzi o sprawę jego współpracowników. Pierwsze pytanie jakie się tutaj pojawia, to dlaczego nagle, „ni stąd ni zowąd”, służby stawiają zarzuty wobec generała Kraszewskiego, który jest od wielu lat w służbie wojskowej? Skutki tego są takie, że nie ma on dostępu do informacji niejawnych, a więc jako dyrektor departamentu zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi prezydenta nie może w praktyce wykonywać swoich obowiązków. Biorąc to pod uwagę trudno nie zrozumieć prezydenta, który przypomniał, że tego typu blokujące działania kiedyś stosowali politycy PO względem Antoniego Macierewicza.

A może bardziej jest tak, że pan prezydent jest nie poirytowany, a bezsilny względem tej sytuacji?

Prezydent nie jest bezsilny, ale w końcu decyzję w tej kwestii będzie musiał podjąć przywódca obozu Zjednoczonej Prawicy, prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jest to kwestia decyzji natury politycznej. Widać już, że przepisy konstytucyjne nie mają skuteczności przypadku tego sporu.

Co Panu Profesorowi podpowiada intuicja w tej kwestii, kto straci, a kto zyska na tym sporze?

Do sprawy trzeba podejść racjonalnie – ktoś musi ustąpić. Jeśli natomiast tak się nie stanie, to pozostanie pytanie kogo można zmusić do tego, aby ustąpił. Prezydenta odwołać się nie da, czego nie można powiedzieć o ministrze, zatem wyjście pozostaje jedno …

Dziękuję za rozmowę.