Generał Kiszczak nie był byle kim. Jakimś zwykłym, peerelowskim kacykiem, czy brutalnym, esbeckim siepaczem z listu Michnika w latach 80 (Michnik wówczas napisał z więzienia obelżywy list do Kiszczaka, podniosły i egzaltowany, którym sympatycy się zachwycali, a z którego, dla mnie, wiało nieznośnym fałszem). Powiedzmy to sobie jasno i otwarcie: generał Kiszczak był mistrzem w swoim szpiegowskim, bezpieczniackim fachu. Był wielkim bezpieczniakiem. A tyle razy mówiono mu: Czesiu ty się jeszcze doigrasz… No zamknijże tę hołotę. Ty nie słyszałeś jak oni obelżywie mówili o tobie? Czy ty aby dobrze rozumiesz czego oczekują od ciebie radzieccy towarzysze? A Czesław uśmiechał się półgębkiem i swoje wiedział. Aktywa się gromadzi, aktywów się nie wyrzuca. Nie zużywa się ich też bez potrzeby. Stąd jak perły z korony, jak klejnoty w szkatułce gromadził swoich najlepszych agentów i swoje najmocniejsze „kompromaty”. I nie palił ich nigdy.

A niech drukują, od tych książeczek i gazetek świat się nie zawali – bylebyśmy mieli ich pod kontrolą… myślał sobie Czesław i hodował swoich paru ulubionych szefów podziemnych wydawnictw..

Więc był Karkosza, Kotarski, Mikłasz… Hodował takie diamenty jak Maleszka i co tam jeszcze mieściło się w jego szkatułce, a pewno coś tam jeszcze było. I miał w tym swoją rację, choć także mylił się głęboko. Kontrolę bowiem co prawda zachowywał, jednak książeczki i gazetki mimo wszystko miały sens, jak kropla drążyły kamień…. Czasem miały większy sens niż esbeckie raporty…

Porządny wywiadowca zawsze wyznaje zasadę MICE, jak wiek wiekiem, nigdy służby specjalne nie wymyśliły niczego skuteczniejszego. Money – Ideology – Chantage – Ego. Pieniądze – ideologia – szantaż i ego. To cztery filary werbunku i trzymania za twarz.

A w szkatułce Czesława spoczywał jeszcze i diament koronny. Teczka Lecha Wałęsy. To on osobiście był jego realnym oficerem prowadzącym. Był do niego tak przywiązany, tak z tego swego bezpieczniackiego osiągnięcia dumny, że trzymał ten klejnot pod swoim łóżkiem do samej śmierci. Nic nie mogło się równać z taką kombinacja operacyjną…

Cóż, dziś broniąc swoich pomyłek, ludzie mogą wygadywać różne rzeczy, ale rzeczywistość przedstawia się dosyć prosto. Na czele wielkiego ruchu Solidarności, a potem państwa polskiego, stał facet ze skazą. Z bardzo poważną skazą. Facet, który wiedział, że tuż obok tyka bomba tych jego esbeckich papierów i który nigdy nie odważył się jej zdetonować. Raz, drugi coś napomknął, ale uczynni towarzysze walki schowali to pod korcem. Był w końcu dla nich tak wygodny… Kłamał, kręcił, zaprzeczał wszystkiemu.

A loncik od tej bomby trzymał sobie generał Kiszczak. Pomyślcie! Prawie 40 lat go trzymał….

Generał Kiszczak zaś był bezpieczniakiem i taka już bezpieczniacka natura, i bezpieczniacka zasada, że się tykających bomb nie trzyma dla kolekcjonerskiej przyjemności (choć i przyjemność z tego bywa niewąska). Je się trzyma w jakimś celu. Szantaż – trzecia zasada, z bezpieczniackiego czworokąta.

Tak więc żył sobie Wałęsa wygadujący i robiący rożne rzeczy, z tą tykająca bomba pod łóżkiem, od której loncik trzymał generał Kiszczak, podstawiwszy w pobliże Wachowskiego, jako że najlepsza kontrola jest codzienna.

Ale nawet najlepszy bezpieczniak nie jest w stanie manipulować całą historią. Ruch Solidarności był w stanie żyć i nadgryzać PRL, pomimo najlepszych, wręcz podręcznikowych działań generała. To prawda, że transformacja ustrojowa zapewne przebiegałaby całkiem inaczej, zapewne mniej korzystnie dla dawnej bezpieki i ludzi reżimu, gdyby nie udało się napompować Wałęsy do rozmiarów międzykontynentalnego balona i przekonać wszystkich w Polsce i za granicą, że to nie Naród dokonywał rewolucji i domagał się wolności, a Wałęsa je Narodowi przyniósł na tacy. Gdyby nie udawało się wspierać jednych, a dołować innych (hm, i należy przypuszczać, że zapewne Wałęsa nie był tu jedynym atutem naszych bezpieczniackich demiurgów…), ale mimo wszystko ani ducha wolności, ani patriotyzmu zdusić się całkiem nie dało. Zresztą coś – za coś. Jak się stawia na kontrolę i nie pakuje masowo do tiurm na dziesięciolecie, to i zastraszać się wszystkich nie udaje.

I tak największa kombinacja operacyjna dobiegła końca. Gdy umiera człowiek mogą żyć jego idee. Bezpieczniak nie ma idei. Kombinacja operacyjna pękła jak dzban rozbijany na grobie wojownika.

Agnieszka Romaszewska

Źródło: www.blogpublika.pl