Ministerstwo Edukacji Narodowej analizuje właśnie argumenty z listu Małgorzaty Fuszary, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, o objęcie wszystkich uczniów obowiązkiem lekcji WDŻR, które dotąd były zajęciami dobrowolnymi. Nie wyklucza rozszerzenia tych lekcji o edukację seksualną.

Instytut Badań Edukacyjnych prowadzi pilotażowe badania, które mają ustalić zapotrzebowanie na edukację seksualną w szkołach.

„Rodziców zaniepokoiło to, że zarówno Fuszara, jak i całe środowisko feministyczne oraz edukatorzy seksualni byli zagorzałymi przeciwnikami zajęć WDŻR. Nagle okazało się, że rozpoczęli szturm o zmianę systemową z dobrowolności w przymus” - wskazuje „Nasz Dziennik”.

To pozwoliło nam domniemać, że za przymusem uczestnictwa w tych zajęciach stoi coś więcej niż wychowanie do życia w rodzinie. Te przypuszczenia potwierdziła rzecznik MEN, która nie wykluczyła zamiany WDŻR w permisywną edukację seksualną. Naturalną konsekwencją tej zamiany będzie odebranie praw rodzicom w kwestii pierwszeństwa do decydowania o kształcie tych lekcji, o zakresie treści i wykorzystywanych podręcznikach – mówi Katarzyna Kawlewska, publicystka, rodzic oraz działacz społeczny na rzecz rodzin i dzieci. – Niestety, zmiana dobrowolnych zajęć WDŻR na obowiązkowe lekcje edukacji seksualnej wiąże się z wieloma konsekwencjami i zagrożeniami dla naszych dzieci. Zachodnie statystyki wyraźnie wskazują, w jakim kierunku idzie ta zmiana. Skutkiem wprowadzania edukacji seksualnej typu B są lawinowo rosnące liczby nastoletnich ciąż, chorób przenoszonych drogą płciową, aborcji wykonywanych u nastolatek oraz sukcesywne obniżanie się wieku inicjacji seksualnej. Zwolennicy przekonują nas, że edukacja seksualna polega na uświadamianiu dzieci i młodzieży o skutkach podejmowania aktywności seksualnej, jednak wszystkie dostępne statystyki i badania temu przeczą – dodaje Kawlewska.

Za „standardami edukacji seksualnej w Europie”, stoi największy na świecie koncern farmaceutyczno-aborcyjny – Planned Parenthood, posiadający 65 tys. „punktów usługowych” - zwracają uwagę rozmówcy „Naszego Dziennika”. – Nie mniej niepokojąca jest zawarta w zaleceniach „nauka” naszpikowana ideologią gender, ze szczególnym promowaniem zachowań homoseksualnych. Autorzy duży nacisk położyli również na „autoseksualizm”, o którym można przeczytać w kolejnych zaleceniach dla każdej z grup wiekowych, wymienianych w standardach. Przy czym należy pamiętać, że standardy WHO przewidują edukację seksualną niemal od żłobka. Toksyczna dla dzieci broszura jest niczym innym jak zbiorem reklam klinik aborcyjnych, środowisk edukatorów seksualnych oraz feministyczno- genderowych „profesorów”. Trzeba natychmiast postawić tamę deprawacji w placówkach edukacyjnych, zanim MEN wprowadzi ją na stałe do planu zajęć. Dlatego żądamy od minister edukacji pozostawienia nam decyzyjności w sprawie uczestnictwa dzieci w zajęciach WDŻR – mówi Katarzyna Kawlewska.

Na TEJ stronie można przeczytać całą treść petycji polskich rodziców oraz wesprzeć swoim podpisem tę inicjatywę.

All/Naszdziennik.pl