2 kwietnia odbył się koncert w filharmoni gdańskiej w siódmą rocznicę śmierci bł. Jana Pawła II. Po zakończeniu "Requiem" Mozarta dyrygent Marcin Nałęcz-Niesiołowski wygłosił krótkie przemówienie, w którym zauważył, że nie sposób przeżywać rocznicy śmierci Jana Pawła II w oderwaniu od rocznicy, która przypada tydzień później. Dlatego wykonano jeden utwór, który miał być muzyczną modlitwą za wstawiennictwem bł. Jana Pawła II za poległych pod Smoleńskiem.

 

Po skończonym koncercie dyrektor Filharmonii Bałtyckiej Roman Perucki podszedł do dyrygenta i w obecności kilku osób upomniał go, oskarżając o upolitycznienie koncertu poświęconego bł. Janowi Pawłowi II. Ani moje zachowanie, ani też wykonawców utworu nie było działaniem politycznym - mówi Nałęcz-Niesiołowski podaje GPC.

 

Jak widać groteska zagościła nawet w kulturze wysokiej. Co w tym gorszącego, że artysta oddał hołd poległym w katastrofie smoleńskiej? Dlaczego nie można modlić się podczas koncertu poświęconego postaci religijnej za ofiary spod Smoleńska? Czemu wszyscy dopatrują się politycznej atmosfery w oddaniu czci poległym? To jest już tak absurdalne, że za niedługo sam fakt mówienia o katastrofie smoleńskiej zostanie zakfalifikowane do kategorii "zabronione".

 

philo/GPC