Kilka dni temu grupa chińskich naukowców oznajmiła, że manipuluje ludzkim genomem i próbuje zmienić DNA ludzkich zarodków. Cel? Na razie szlachetny, bo chodzić im ma o wyeliminowanie groźnych genetycznych chorób. Kłopot polega na tym, że po pierwsze wcale nie jest pewne, że wyeliminowanie choroby (czyli zmiana genetyczna) nie sprawi, że genetyczna tożsamość jednostki zmieni się głęboko i co gorsza będzie dziedziczona. Nie sposób też nie zauważyć, że jeśli uda się zmieniać genom, żeby eliminować choroby, to będzie to można robić także po to, by „ulepszać” jednostki, choćby „tworząc” bardziej walecznych i wytrzymałych na ból żołnierzy, albo „doskonałe”, genialne jednostki.

A świat, w którym doświadczenia nad zmienianiem ludzkiego genomu staną się faktem będzie piekłem. I nie chodzi tylko o to, że miejsce żołnierzy zajmą zmutowani genetycznie wojownicy (jak z marzeń Platona o osobnej grupie wojaków), ale również o to, że głęboko zmienią się relacje międzyludzkie.

Pierwszą, ale absolutnie fundamentalną zmianą, jaką przyniesie pojawienie się takiej techniki będzie zniknięcie równości między ludźmi. Obecnie gwarantowana jest ona przez to, że każdy z nas jest przypadkowy, przygodny. Nie da się zaplanować (nawet przy in vitro, choć w procedurę zapłodnienia pozaustrojowego to pragnienie jest wpisane) pojawienia się człowieka czy tym bardziej jego tożsamości genetycznej. To wciąż jeszcze jest przypadek (patrząc z Bożego punktu widzenia Opatrzność), i to właśnie ona sprawia, że jesteśmy równi. „W naturalnym poczęciu rodzice są niejako partnerami swojego dziecka. Jakkolwiek aktywność seksualna jest wyrazem ich świadomej woli, to sam proces poczęcia pozostaje poza ich wolą i kontrolą, nie mają nad nim praktycznie żadnej władzy. Nie decydują też o genetycznym zapisie dziecka” – wskazuje siostra prof. Barbara Chyrowicz. „Technika (…) wprzęgnięta w proces powstawania ludzkiego życia wprowadza elementy procesu produkcyjnego w sferę ludzkiej prokreacji ze wszystkimi tego konsekwencjami: daje wytwórcy władzę nad dziełem, pozwala na testowanie produktów i odrzucanie egzemplarzy uznanych za wybrakowane oraz wywołuje troskę o ulepszanie produktu, ta zaś wyraża się już nie tylko w jego tworzeniu, ale i projektowaniu” – uzupełnia. Jurgen Habermas idzie zaś jeszcze dalej i wskazuje, że w efekcie  relacja między rodzicami, lekarzami a dzieckiem będzie relacją twórca-tworzywo. To zaś niszczy jedność ludzkiej natury i otwiera drogę do zupełnie nowych procesów.

W świecie, w którym  dziecko jest „tworzywem”, „wytworem techniki” i decyzji rodziców będzie ono miało pełne prawo do tego, by domagać się odszkodowań, jeśli zostało „wytworzone źle”. Teraz tak nie jest, bo większość wad czy problemów (a nawet genetycznych uwarunkowań) jest całkowicie niezależna od rodziców. Płeć, skłonność do dziedzicznych chorób itd. również. Jednak tam, gdzie dziecko jest projektowane jest zupełnie inaczej. Ono będzie mogło pozwać swoich wytwórców za to, że zostało źle skonstruowane, albo przy konstruowaniu go nie uwzględniono jego interesów. Sądy będą więc musiały rozpatrywać tego typu sprawy, a znając obecne orzecznictwo posypać się mogą (i to zapewne na rodziców, bo kliniki zapewnią sobie o wiele lepszą ochronę prawną) solidne odszkodowania za „złe skonstruowanie”.

Genetyczne manipulowanie genomem zmieni też strukturę społeczną. Obecnie, choć oczywiście bogaci i z dobrych domów mają w niej większe szanse, jest ona jednak dość otwarta. Można przebić się w górę, a struktury społeczne są płynne. Modyfikowanie ludzkiego genomu doprowadzi jednak do zamknięcia się owej struktury i ukształtowania nowego, o wiele bardziej statycznego feudalizmu. Środki na modyfikację będą mieli bogaci, i to oni będą mieli dzieci udoskonalone, o innej naturze. Biedni i średniacy będą więc już w punkcie biologicznego startu gorsi, mniej doskonali, skazani na porażkę. A jako, że tego typu zmiany się dziedziczy to „nowa genetyczna arystokracja” będzie uwieczniona w nowym, genetycznie zmodyfikowanym człowieczeństwie.

I wreszcie sprawa ostatnia. Nikt poważny nie wie, jakie będą skutki nawet drobnych modyfikacji ludzkiego genomu. Działania, jakich podejmują się chińscy naukowcy mogą być katastrofalne, i nawet jeśli to nie oni je takimi zaplanowali, to oni ponoszą za skutki odpowiedzialność. Szlachetne (załóżmy na chwilę, że takie właśnie one są) intencje nie niszczą konieczności oceny skutków pewnych działań. A te mogą być straszliwe dla całej ludzkości. A nawet jeśli takie nie będą, to  nie ma się, co oszukiwać, że jeśli technika zmiany ludzkiego DNA powstanie i będzie skuteczna, to ludzie będą ją wykorzystywać tylko do unicestwiania chorób. Jeśli powstanie odpowiednia technika, skuteczna i pewna, to pojawią się tez klienci, którzy zapłacą za takie jej użycie na jakie będą mieli ochotę.  I nie zabraknie ekspertów, którzy to usprawiedliwią. To szaleństwo trzeba więc zdusić w zarodku (nomen omen).

Tomasz P. Terlikowski