Marta Brzezińska: Dzisiejsza "Rz" pisze, że marcu episkopat prawdopodobnie przyjmie poprawioną instrukcję postępowanie wobec apostatów. Na apostazję jest popyt? Na co komu formalne występowanie z Kościoła?

 

Br. Marcin Radomski OFM Cap: Trudno odpowiedzieć na pytanie, na co komu apostazja.

 

Jak nie chodzę to kościoła, to nie potrzebuję na to papierka. Apostazja to taki glejt na niewiarę?

 

Trochę tak. Ale trzeba pamiętać, że racją wprowadzenia formalnego aktu wystąpienia z Kościoła było poszanowanie wolności sumienia człowieka. Ktoś ochrzczony, jeśli zechce, może się uważać za niewierzącego. Wprowadzenie apostazji było związane z kwestiami małżeńskimi w prawie kanonicznym. W innych krajach apostazja jest związana z niepłaceniem podatków, więc w jakiś sposób zrozumiałe jest kierowanie się przyczyną ekonomiczną, chociaż osobiście to dla mnie śmieszna przyczyna. Pojawia się pytanie, co dalej? Bo czego domagają się apostaci? Powołując się na ochronę danych osobowych, domagają się wykreślenia z księgi chrztów.

 

Ale co to znaczy „wystąpić”?

 

To jest pytanie zasadnicze w kontekście apostazji. Jeżeli ktoś chce się "wypisać" z Kościoła, to znaczy, że nigdy tak naprawdę nie utożsamiał się z tą rzeczywistością. Formalnie, to jest i tak potwierdzenie stanu faktycznego.

 

Po apostazji mam jeszcze szansę na zbawienie?

 

Oczywiście – jest przecież formalny akt przyjęcia z powrotem do Kościoła. Trzeba pamiętać, że odejście od Kościoła, nawet formalne wypisanie się z niego, nie przekreśla całkowicie nadziei na życie wieczne, aczkolwiek stawia ją pod dużym znakiem zapytania. Bóg czeka, aż apostata się nawróci.

 

Tu też pojawia się odwieczne „Bóg tak – Kościół nie”?

 

W apostazji ważne jest samo rozumienie Kościoła. Niektórzy, traktują go jako instytucję, więc wypisanie się z Kościoła, to dla nich po prostu opuszczenie tej instytucji. Nie łudźmy się – tacy ludzie przede wszystkim nie chcą mieć nic wspólnego z duchownymi, więc wypisują się z Kościoła. To akt pewnego sprzeciwu, buntu.

 

Ks. Tomasz Jaklewicz, pisząc w najnowszym „GN” o apostazji, stwierdza, że do „najsłynniejszych apostatów należy św. Piotr, który publicznie oświadczył: „nie jestem [razem] z Nim” oraz „nie jestem z nimi” (Łk 22,54-62)”. Przypadek św. Piotra to jednak przykład, że jest realna nadzieja na powrót.

 

Pewnie, drogi powrotu nikt nie wyklucza, wręcz odwrotnie. Ale rozmawiamy o dwóch rzeczach – podejściu Kościoła do apostatów i ich podejściu do tego aktu. To są jakby dwie róże rzeczy. Ta pierwsza sprawa jest prosta – Kościół nigdy nie potępia apostatów, Pan Bóg nigdy ich nie odrzucił, szanuje ich wolność wyboru. Jedyną rzeczą, którą można i trzeba w takiej sytuacji powiedzieć, to uświadomić takiej osobie, że ryzykuje swoje życie wieczne. Druga rzecz to intencja. Dlaczego św. Piotr wyparł się Pana Jezusa? Ze strachu o własne życie. Motywem decyzji św. Piotra była obawa przed prześladowaniami, więc jeżeli ktoś z takiego powodu występuje z Kościoła, to jest to już całkiem inna sprawa. Nie stawiałabym św. Piotra jako patrona apostatów (śmiech), szedłbym tutaj raczej po linii intencji. Jeżeli jesteśmy w kraju, gdzie są prześladowania i ktoś takim formalnym aktem wystąpienia może zapewnić sobie spokój, to jest to już inny przypadek. Ten ktoś dalej podziela naukę Kościoła, a my mówimy o apostatach, których nic to nie obchodzi, a na domiar złego - z apostazji chcą zrobić show. To jest ogromna manifestacja ateizmu.

 

Jak, jako chrześcijanie, mamy traktować apostatów?

 

Proste – oni dalej są naszymi braćmi, bez dwóch zdań. Dalej są ochrzczeni, to nie jest sprawa, którą można "wyłączyć" jednym pstryknięciem. Trzeba się modlić o nawrócenie dla nich, to powinni być bracia naszej szczególnej troski, ekipa objęta "wysokobiałkową" troską (śmiech). My nie możemy postępować tak jak oni – oni występują, bo się obrażają na Kościół. A my nie możemy się obrażać, bo łączy nas wszystkich sakrament chrztu. Cokolwiek oni nie zrobią – czy wymażą się z ksiąg, popalą je wszystkie - nie zmienią tego, że Pan Bóg dał im łaskę, że ten potencjał w nich jest. Oni go po prostu nie chcą rozpalić. Ale możliwe, że kiedy tylko sobie to uświadomią, to ten potencjał na nowo się w nich rozpali.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska