Analizę tekstu Jeffreya Taylera opublikował portal Onet.pl. Z faktu, że jest to bardzo ważny głos w kontekście wojny rosyjsko0ukraińskiej, postanowiliśmy opublikować ważne części z tego tekstu.

Zimną wojnę między USA/Świat Zachodni a ZSRR wygrał Ronald Reagan. To on, w bardzo dobrze przemyślanej wojnie psychologicznej, opartej na grożeniu użycia broni jądrowej, wystraszył sowietów tak, że ten komunistyczny byt padł. Ale okazuje się, że za rządów Władimira Putina następuje zimnowojenna dogrywka. Istotna różnica: Reagan był zdroworozsądkowym strategiem, Putin natomiast jest człowiekiem o terrorystycznej ideologii. Nie tylko szaleńcem, jak nazwała go Angela Merkel, ale zbrodniarzem-KGBistą, mordującym własnych obywateli (wysadzenie wieżowców w Moskwie, by rozpocząć inwazję na Czeczenie). I to wystarczy dla nas, byśmy naprawdę poważnie potraktowali takie głosy jak tekst Taylera.

14 sierpnia, na konferencji w Jałcie, rosyjski prezydent-terrorysta powiedział zgromadzonym przedstawicielom Dumy, że planuje "zaskoczyć Zachód naszymi nowymi rozwiązaniami w kwestii ofensywnej broni jądrowej, o których jeszcze nie mówimy". Okazuje się, że słowa Putina zbiegły się z oskarżeniami o naruszenie przestrzeni powietrznej Stanów Zjednoczonych i krajów Europy Zachodniej przez rosyjskie strategiczne bombowce atomowe i myśliwce. W tym samym czasie pod wodą narastało napięcie pomiędzy rosyjskimi i amerykańskimi atomowymi okrętami podwodnymi. "Przypominało to najgorsze dni okresu zimnej wojny" - ocenia Tayler na łamach „Foreign Policy”. I dalej, Rosja zapowiedziała kilka dni temu, że wraz z rosnącym napięciem na obszarze Ukrainy zmodyfikuje swoją doktrynę wojskową. "Nie wiadomo, co to jeszcze oznacza, ale w świetle rosnących napięć Rosji z Zachodem, nie wróży to niczego dobrego" - pisze Amerykanin.

Tayler pisze: „Barack Obama, wchodząc do Białego Domu, liczył na zmniejszenie zapasu broni atomowej, by uczynić świat bardziej bezpiecznym. Wygląda na to, że Rosja na to nie pozwoli, zwiększając śmiertelne zapasy arsenału jądrowego bardziej niż kiedykolwiek od czasów zimnej wojny". Rodzi się pytanie: czy faktycznie Putin byłby w stanie użyć broni jądrowej? Na to odpowiada Andreij Piontkowski, naukowiec i wieloletni krytyk prezydenta Rosji, który uważa, że istnieją po temu przesłanki. W sierpniu Piontkowski opublikował niepokojące wnioski na temat tego, co, jego zdaniem, może Putin zrobić, aby wyjść zwycięsko z obecnego impasu z Zachodem i, za jednym uderzeniem, zniszczyć NATO jako organizację, położyć kres hegemonii Stanów Zjednoczonych i "amerykańskiej wiarygodności jako światowego strażnika pokoju". "W świetle ostatnich wypowiedzi rosyjskiego lidera i prowokacyjnych działań, scenariusz Piontkowskiego staje się aktualny" - ocenia Tayler. Piontkowski zauważa, że doradcy Putina z tzw. „Partii Wojny” dają mu dwa rozwiązania obecnego kryzysu na Ukrainie: pierwsza - "romantyczna wizja i inspirujący scenariusz: IV Wojna Światowa będzie między powstającym z kolan prawosławnym rosyjskim światem a gnijącym i dekadenckim światem anglosaskim (III Wojna Światowa to był, jego zdaniem, okres zimnej wojny)"; druga - atak nuklearny. Chodzi w nim o taktyczne uderzenia na jednego lub dwóch członków NATO, za życie których niewielu na Zachodzie byłoby gotowych umrzeć. I w tym momencie pojawia się Warszawa. "Foreign Policy" uważa, że pierwszy cios odbierze Warszawa, ponieważ już wcześniej przeprowadzano symulację ataku nuklearnego na stolicę Polski. W dalszej kolejności ucierpiałoby Wilno, stolica Litwy.

Co przyniesie taki scenariusz Putinowi? Jak przekonuje Jeffrey Tayler, cytując Piontkowskiego, „Putin tym samym zniechęci decydentów w Waszyngtonie, Berlinie, Paryżu i Londynie do odwetu nuklearnego wymierzonego w Rosję. Inaczej sprawa, by wyglądała, gdyby zaatakowano miasta Europy Zachodniej. Ostatecznie NATO by skapitulowało, a wiarygodność Sojuszu jako gwaranta bezpieczeństwa dla jej państw członkowskich całkowicie ległoby w gruzach, podobnie jak hegemonia USA. Putin mógłby wówczas działać nie tylko na Ukrainie w ustalony przez siebie sposób, ale także interesy Federacji Rosyjskiej gdziekolwiek indziej nie byłyby zagrożone”.

"To wszystko może brzmieć, jakby było nieco naciągane" - pisze Tayler i dodaje, że "z pozoru istnieją oczywiście powody, że Putin nie chciałby być tym pierwszym, który użyłby broni atomowej przeciwko nawet jego najbardziej zagorzałym przeciwnikom w NATO". "Byłoby to, delikatnie mówiąc, ryzykowne i nieodwracalne dla historii świata". Ale dodaje po chwili: "Warto jednak pamiętać, że od 2000 roku rosyjska doktryna wojskowa w kontekście broni jądrowej przewiduje jej rozmieszczenie, jeśli siły rosyjskie poniosą klęskę w konwencjonalnych konfliktach".

Co powinna zrobić Polska, by uchronić się przed powyższym scenariuszem? Minimum to jak najszybciej rozpocząć modernizację naszej armii, oraz zainwestować miliardy w nowe technologie wojskowe. Dobry plan ma Jarosław Kaczyński, który mocno podkreśla, że Polska musi się zbroić i wie skąd wziąć na to pieniądze. Prezes PiS, podczas forum ekonomicznego w Krynicy, powiedział, że należałoby utworzyć specjalny europejski fundusz pożyczkowyktóry pozwoliłby - przede wszystkim Polsce - w stosunkowo krótkim czasie zwiększenia oddziałów obrony. Po drugie, państwo ma zapewnić bezpieczeństwo obywatelom. W tym przypadku chodzi o budowę i renowację schronów, których prawie nie mamy (w Warszawie), a te co są, wymagają gruntownego remontu. Nie możemy liczyć tylko na sojusz z NATO czy pomoc z Unii Europejskiej. W razie ataku nuklearnego trzeba być samowystarczalnym. Miejmy nadzieję, że będziemy gotowi jak najszybciej na walkę z terroryzmem sowieckim, bo tak trzeba nazwać Putina i współczesną Rosję.

Philo

Źródło: Onet.pl