„Jeśli karą za aneksję Krymu i udział rosyjskich wojsk w konflikcie na wschodzie Ukrainy jest wprowadzenie przez Zachód zakaz wjazdu dla części elity politycznej i biznesowej Rosji, to nic dziwnego, że taki koszt na Kremlu uznany został za wart poświęcenia. To wręcz zachęciło Moskwę do dalszych agresywnych działań, czego skutkiem jest eskalowanie konfliktu na Donbasie” – czytamy w artykule Krzysztofa Nieczypora opublikowanym na łamach portalu eastbook.eu.

Według autora celem Putina nie jest obecnie militarne, ale polityczne opanowanie Ukrainy. „Rosjanie nie chcą rządzić Ukrainą z Moskwy, lecz z Kijowa, przy pomocy niesuwerennego, podległego rządu, który będzie zależny od tanich kredytów i surowców z Rosji. Kimś takim do pewnego stopnia był Wiktor Janukowycz, który co prawda miał w pewnym momencie ambicje wybicia się na niepodległość, ale prezydent Rosji wespół z prezesem Gazpromu skutecznie wyperswadowali mu nierealność tych pragnień. Zamiast kosztownego utrzymywania wschodniej Ukrainy znacznie bardziej korzystne dla Kremla jest zainstalowanie w stolicy ukraińskiego państwa przychylnych sobie władz (lub zmuszonych do współpracy, vide: Alaksandr Lukaszenka), które będą realizować politykę zgodną z rosyjskimi zamierzeniami. Pierwszym z nich byłaby integracja Ukrainy w ramach Unii Eurazjatyckiej przekreślająca tym samym europejskie i tym bardziej euroatlantyckie marzenia Ukraińców” – pisze Nieczypor.

Autor dodaje, że wzorem jest tu Naddniestrze oraz Osetia Południowa i Abchazja. „Wszystkie te parapaństwa wybiły się na niepodległość przy polityczno-wojskowym wsparciu Federacji Rosyjskiej. Wszystkie te pseudopaństwowe twory w mniej lub bardziej oficjalny sposób wyraziły chęć dołączenia do składu Federacji” – pisze Nieczypor, wyjaśniając, że Moskwa odrzuciła wszystkie te prośby. Nie chciała bowiem przyłączać tych obszarów do Federacji, a jedynie pozostawiać je w „próżni międzynarodowej”.

 „Naddniestrze, Osetia i Abchazja nie maja być ani mołdawskie, ani gruzińskie, ani rosyjskie. Ich rola sprowadza się do udowadnianiu braku zdolności państw od których się oddzieliły – Mołdawii i Gruzji – do kontrolowania własnego terytorium i dzięki temu blokowania jakichkolwiek dążeń członkowskich w Unii Europejskiej czy NATO. Pozostawanie w „szarej strefie” prawnomiędzynarodowej jest skutecznym instrumentu wpływu na wewnętrzną sytuację w tych krajach i kształt ich polityki zagranicznej” – czytamy na eastbook.eu.

Kolejnym celem Moskwy nie jest według Nieczypora „zawojowanie Europy przy pomocy dywizji pancernych”. Kreml chce raczej podważyć „konstrukcję europejskiego bezpieczeństwa i zastąpić ją elitarnym koncertem mocarstw”.

„Rosja od co najmniej dekady otwarcie postuluje zamianę porządku światowego na wielobiegunowy argumentując, że dominacja Stanów Zjednoczonych i NATO jest przyczyną wszelkiego zła na świecie. Rozbicie unijnej jedności jest pierwszym krokiem do podważenia euroatlantyckiej solidarności. Dlatego właśnie przy stole negocjacyjnym w Mińsku nie ma przedstawicieli Ameryki” – czytamy na eastbook.eu. i dodaje, że nie ma tam przecież także przedstawicieli Polski, dla której sprawa ukraińska jest całkowitym fundamentem. Tymczasem system, w którym rozmawia się o tym bez naszego udziału, jest zdecydowanie niezgodny z naszym interesem narodowym. „Rzeczpospolita opiera swoje bezpieczeństwo właśnie o gospodarczo-polityczne struktury Unii Europejskiej i militarne Sojuszu Północnoatlantyckiego. Zerwanie więzów w ramach obu organizacji powoduje, że Polska i inne kraje naszego regionu tracą znaczenie jako podmiot stosunków międzynarodowych. Rosja w bezpośrednich rozmowach z Unią jest partnerem słabszym, w rozmowach z poszczególnymi europejskimi stolicami pozycja Moskwy zdecydowanie wzrasta” – pisze Nieczypor.

Jego zdaniem Rosja wszystkie te cele przykrywa jednak odpowiednią narracją. Przedstawia się jako państwo uwikłane w cywilizacyjne starcie z Zachodem, gdzie broni konserwatywnych wartości i moralności, a gdzie Zachód oferuje tylko awanturniczą demokrację, zgniły liberalizm i moralną dekadencję. „Rosja podejmując się interwencji na Ukrainie liczy na zwycięstwo pragmatyzmu Europy i chęci kontynuowania współpracy za wszelką ceną ze strony europejskich polityków. Innymi słowy oczekuje, że Zachód postąpi tak, jak został on zdefiniowany przez prezydenta Putina w doktrynie rosyjskiej polityki zagranicznej – wykaże się amnezją, politycznym cynizmem i stosowaniem podwójnych standardów” – dodaje autor.

Stwierdza na koniec, że do części państw europejskich ta retoryka trafia, i nawet jeśli nie popierają Kremla otwarcie, to przynajmniej nie pomagają Ukrainie. A to oznacza poważne zagrożenie dla euroatlantyckiego systemu bezpieczeństwa i europejskiej solidarności.

kad