Znalazło się w Moskwie miejsce, które jednego dnia odwiedzili i prezydent Putin, opozycjonista Nawalny, spiker Dumy Państwowej, przewodniczący Memoriału i ambasador USA.

Była to sala w Centralnym Domu Dziennikarza, w której wystawiono trumnę ze zwłokami zmarłej obrończyni praw człowieka, szefowej moskiewskiej Grupy Helsińskiej Ludmiły Aleksiejewej.

Gdy pojawił się tam prezydent jego ochrona zablokowała na pięćdziesiąt minut dostęp do budynku. Putin położył kwiaty na katafalku, postał przy otwartej trumnie i złożył kondolencje rodzinie.

Tego samego dnia zdążył jeszcze przemówić pod pomnikiem Aleksandra Sołżenicyna, którego stulecie urodzin jest właśnie obchodzone.

Dzień wcześniej Federalna Służba Ochrony wyłożyła na swojej stronie ankietę, którą zobowiązani byli wypełnić wszyscy, którzy mieli zamiar złożyć hołd zmarłej i pojawić się u jej trumny.

Ankieta była napisana w tak dziwnym programie, że nikt nie miał szans na jej wypełnienie, nie mówiąc już o chęciach. Po pewnym czasie zniknęła ze strony.

Wcześniej na posiedzeniu Rady Praw Człowieka przy prezydencie Rosji zwrócono uwagę prezydentowi, że bliski przyjaciel i współpracownik zmarłej, Lew Ponomariow, na mocy kuriozalnego wyroku siedzi w więzieniu. Prezydent odpowiedział, że taka była decyzja sądu, on nic nie może tu zrobić, a poza tym działania Ponomariowa prowadzą do tego, że w Moskwie, tak jak w Paryżu, zapłoną samochody a w stronę policji poleci bruk.

Sąd odrzucił prośbę Ponomariowa o wypuszczenie go z aresztu, aby mógł wziąć udział w pogrzebie Ludmiły Aleksiejewej.

Źródło: Adam Bukowski, Kresy24.pl