Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz udzielił wywiadu niemieckiej ogólnokrajowej gazecie Die Welt, w którym wskazał, że polskie siły bezpieczeństwa nie wykonują nielegalnych push-backów (fizycznego wypychania migrantów na stronę białoruską). Zaapelował także o zmianę konwencji genewskiej o uchodźcach.

- Konwencja pochodzi z lat 50. , gdy dyktatorzy z krwią na rękach nie zmuszali siłą migrantów z dalekich krajów do przekraczania granic krajów europejskich. Być może powinniśmy dopasować nasze standardy do aktualnej sytuacji - mówił Przydacz.

Podkreślił także, że push back jest nielegalny wtedy, kiedy uchodźca jest odsyłany do kraju, w którym grozi mu prześladowanie. Przydacz zaznaczył, że w przypadku Białorusi nie ma żadnego zagrożenia prześladowaniem.

- W tym przypadku tak nie jest. Irakijczycy, którzy nawet w Iraku nie są prześladowani, przybywają dobrowolnie na Białoruś - ocenił Przydacz.

Przydacz wskazał, że Polska, jako członek UE, jest zobowiązana do ochrony swojej granicy.

- Granica musi być chroniona. Wynika to z naszych prawnych zobowiązań i naszego członkostwa w UE. Chodzi o zewnętrzną granicę UE. Otwarcie granicy, niezależnie od zakresu takiej decyzji, tylko przedłużyłoby ten konflikt. Miałoby efekt zachęcający dla migrantów; przyjechałoby jeszcze więcej ludzi - stwierdził.

Wskazał także, że zarzuty wobec Polski o bezwzględne traktowanie uchodźców to element "wojny informacyjnej".

- Działania podejmowane przez Łukaszenkę mają przedstawić Polskę jako nieludzki kraj. Musimy wszyscy uważać, aby nie dać się na to nabrać. Rosja i Białoruś depczą prawa człowieka. Białoruś i Rosja przedstawiają ten kryzys jako kryzys migracyjny i obwiniają Polskę - ocenił.

Podkreślił ponadto, że Polska już w 2015 roku sprzeciwiała się nadmiernej otwartości na migrantów.

- Europa mówi dziś w bardzo podobny sposób. Myślę, że wielu Europejczyków patrzy obecnie inaczej na problem migracji - dodał.

jkg/deutsche welle