Niezależnie od tego jak bardzo ustawa PiS o Trybunale Konstytucyjnym jest niekonstytucyjna (jeśli w ogóle), w tej sprawie nie mam najmniejszych wątpliwości – stoję po stronie PiSu. Wczorajsza hucpa, zwana tylko dla niepoznaki posiedzeniem Trybunału Konstytucyjnego, udowadnia tylko i wyłącznie jedno: TK i jego przewodniczący są elementami politycznej układanki, która ma na celu wysadzić PiS z siodła.

Nie chodzi tu już o Państwo Prawa i śmiem twierdzić, że nigdy nie chodziło, nie chodzi też o jakikolwiek spór merytoryczny, o dbałość o legislację, o poszanowanie zwyczajów i inne, jak się dziś okazuje puste frazesy płynące z ust KODziarzy, polityków opozycji, czy samych sędziów TK. To jest element gry o stołki, o zahamowanie jakiejkolwiek możliwej zmiany, której poprzez bezapelacyjny werdykt wyborczy domagają się Polacy. TK jednym ruchem udowodniło tylko jedną rzecz – jest na usługach opozycyjnych polityków, a wczorajszą publikacją, krążącego już od kilku dni w sieci wyroku, raz na zawsze rozprawił się z mitem apolityczności wybieranych przez parlament urzędników, sędziów, notabli. Koniec. Szlus. Nie ma. I piszę to NIEZALEŻNIE OD TEGO CZY PIS ZŁAMAŁ KONSTYTUCJĘ CZY NIE (ważne zdanie, oporni czytać ze zrozumieniem!!). Bo to już jest sprawa drugorzędna. Prezes Trybunału Konstytucyjnego opublikowałby ten wyrok nawet gdyby w sieci krążyła wersja z odręczną aprobatą Stalina na marginesie. Bo wyrok zapadł już dawno w cieniu opozycyjnych gabinetów, w Brukseli, w Komisji Weneckiej, u popleczników tych wszystkich osób, nie mogących pogodzić się z przeorientowaniem polskiej polityki, zarówno tej wewnętrznej, jak i zewnętrznej.

Nie dziwię się tym bardziej, ba staje się to dla mnie wręcz absolutnie zrozumiałe, że nikt ze strony rządowej nie chciał w tej farsie brać udziału. Zresztą na chłopski rozum, gdzieś z tyłu głowy, już dawno tłumaczyłem to sobie, może trochę naiwnie, ale chyba logicznie, tak: jest ustawa zmieniająca sposób działania TK, to dopóki TK nie ogłosi jej niekonstytucyjności – jest ona zgodna z prawem, także sam TK powinien ją stosować i dopiero, kiedy będzie posiedzenie w tej sprawie i ją podważy – to straci ona moc prawną. Sęk w tym, że od początku TK nie miał zamiaru jej stosować, stając się nie tylko komentatorem, ciałem opiniującym, ale wręcz Superizbą polskiego parlamentu, który w tym wypadku stwierdził, że to on (Trybunał) bez zachowania jakichkolwiek procedur jednostronnie decyduje, że to prawo może wejść w życie, a to nie. Zaraz, zaraz powiedzą niektórzy, no przecież wydał wyrok? No tak, ale gdyby procedował w trybie przewidzianym przez ustawę, czyli do momentu podważenia nadal obowiązującego prawa, to ani nie mógł by się jeszcze tą sprawą zająć, ani w takim składzie orzekającym i w tym trybie. Także z góry TK założył jaki jest rezultat i pogwałcił prawa i kompetencje parlamentarzystów, wychodząc z założenia, że będzie stosował to co mu się podoba. Ja to przynajmniej tak rozumiem. Oczywiście pojawia się argument, że idąc tym tropem rozumowania, PiS mógłby w ustawie zapisać odroczenie rozpatrywania sprawy nawet i o 60 miesięcy. No cóż, jak to mawiał guru dzisiejszej opozycji, do niedawna koalicji rządowej Stefan Niesiołowski "Wygrajcie wybory, to też będziecie mogli wszystko przegłosować”. No więc wygrali i głosują. Wasi kumple w UE też przegłosowali, że marchewka to owoc, a ślimak to ryba, także nie rozumiem o co to oburzenie!?

W całej sprawie najbardziej śmieszne jest to, że (teoretycznie) stojące na straży porządku prawnego gremium, pokazało porządkowi prawnemu i systemowi sprawiedliwości wała! Po co dziś chodzić do sądu, skoro rozstrzygnięcia nie zapadają na sali sądowej, a w zaciszu gabinetów? To tak jak chodzić na mecze piłkarskie w czasach świetności Fryzjera. Byłem kiedyś na takim meczu, gdy nieświadomy układu starszych kolegów z drużyną przeciwną, piłkarz wepchnął piłkę do bramki przeciwnika, a połowa drużyny zamiast się z nim cieszyć, łapała się za głowę, bo w końcu kasę wzięli, z młodymi się nie podzielili i będzie teraz wstyd, jak to będziemy odkręcać. Jednym słowem farsa. I taką właśnie farsę dostaliśmy w prezencie wczoraj. Prezes Rzepliński ze swoją poker face, mógłby równie dobrze skazywać opozycjonistów z czasów PRLu na śmierć, jestem pewien, że tak jak i wczoraj nie drgnął by mu nawet jeden mięsień na twarzy. Wszak grając od dawna powierzoną mu rolę nie odczuwa już nawet elementarnego poczucia zażenowania, wstydu. Dziwi mnie też ośli zachwyt tym wyrokiem KODu i innych wielkich obrońców demokracji z PO i spółki. To faktycznie demokracja w czystej formie teatrzyk – swoiste muppet show – kiedy niezależnie od tego kto był na Sali i co powiedział, gotowiec jest zawsze pod ręką i Trybunał i tak już dawno temu wydał wyrok. Pytanie, które jest dziś istotne jest tylko jedno – kto go faktycznie pisał.

W kategorii żenada roku prezes Rzepliński ma wielkie szanse zgarnąć statuetkę w przedbiegach. Trudno go będzie przebić. Nie oczekuję nawet, że ten człowiek po czymś takim będzie w stanie odnaleźć w sobie resztki honoru i podać się do dymisji, bo powinien to zrobić w momencie opublikowania w sieci tego wyroku, kilka dni przed rozprawą. Jego bezrefleksyjne odczytanie gotowca świadczy tylko o tym, że orkiestra na Titanicu ma grać do końca, bo takie jest zarządzenie z góry (tu pojawia się pytanie o nazwisko dyrygenta). Dlatego choć rozjeżdżają się często moje oczekiwania z kreowaną przez Panią Premier rzeczywistością, w tej sprawie -  w sprawie Trybunału Konstytucyjnego – po prostu trzymam za PiS kciuki. Niezależnie od tego ile razy napiszecie jeszcze kolejną wersję rzekomo niekonstytucyjnej ustawy o TK. Dziś i tak nie ma to znaczenia. Według drugiej strony z założenia wszystko jest niekonstytucyjne, bo taka jest po prostu wola polityczna, największej, jak się okazuje, partii opozycyjnej w Polsce pod kryptonimem operacyjnym – Trybunał Konstytucyjny.

Radosław Marciniak/salon24.pl