„Jezus Żyje” w Glasgow

W Szkocji spędziłem 10 lat. Statut emigranta uzyskałem w wieku 18 lat, kiedy wyjechałem do Glasgow wakacyjnie, zarobkowo. Pierwsze zderzenie z językiem było niebywale trudne, białej gorączki dostawałem przez pierwsze tygodnie, jak tylko musiałem do kogoś mówić. Zaznaczę, że w Polsce chodziłem do liceum z rozszerzonym angielskim . Dzięki Bogu po kilku tygodniach poszukiwań dostałem pracę w fabryce wody. Obsługiwałem maszyny do naklejania naklejek na 5 litrowe butelki i ręcznie nakładałem rączki do trzymania (to były czasy). Już po kilku tygodniach pracy zarobiłem „fortunę” jak na możliwości licealisty . Jednak zmiany dwunastogodzinne szybko dały mi popalić i najpiękniejszym owocem tej pracy było postanowienie pójścia na studia. Z natury jestem dość leniwy i nie lubię ciężkiej pracy, więc szybko zacząłem kombinować.  Jak w każdej szanującej się operze mydlanej potrzeba wątku miłosnego, tak i w mojej historii takiego nie brakuje. Już w liceum zakochałem się po uszy w najpiękniejszej dziewczynie w liceum i to z odwzajemnieniem. Dołeczki na jej policzkach rozweselały anielską twarz, a ja, pełen strachu przed miłością i zobowiązaniem, bawiłem się w zimnego drania. Karolina, bo tak było jej na imię, dostała stypendium w Ampleforth College, w Wielkiej Brytanii. I tak upłynął nam pierwszy rok na emigracji, ona w Ampleforth, a ja w Glasgow, romansujący na odległość. W tym czasie robiłem college i studia na kierunku turystyka. Oczywiście w tym czasie łapałem się każdej możliwej pracy: kitchen porter, kelner, sprzątacz biur, sprzątacz klatek schodowych. Po dwóch latach moja zdolniejsza połówka dostała się na stomatologię do Glasgow, a ja coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że jestem na najgłupszym kierunku na świecie (przepraszam wszystkich studiujących turystykę). Coraz bardziej pogrążałem się w beznadziejności i zacząłem szukać alternatywy. Po namowie mojej żony zacząłem się ubiegać o przyjęcie na stomatologię. Troszkę wydawało się to nierealne, żeby przenieść się z Turystyki na Stomatologię, ale w Wielkiej Brytanii takie cuda się zdarzają.  Po dwóch latach prób, zacząłem studiować stomatologię w Glasgow.

Był to niezwykły czas. Rodzina, wykłady, prosektorium, pacjenci, praca. W dodatku podczas studiów urodziło nam się dwóch synów: Korneliusz i Filip.  A teraz jest czas, żeby zapoznać Was z głównym bohaterem mojego życia, czyli Jezusem Chrystusem. Tych, którzy Go jeszcze nie poznali, pragnę uspokoić i zaświadczy,że On, wbrew opinii wielu ludzi, żyje i ma się bardzo dobrze. Wciąż masz czas, by Go poznać. Jeśli potrzebujesz kogoś by ci Jego przedstawił, daj znać. On naprawdę jest bardzo otwarty na nowe znajmości.

Jak nietrudno się domyślić

, przy tak napiętym grafiku ciężko znaleźć czas dla Boga. Nie stać mnie było na więcej niż 45min w niedzielę. Jednak On miał dla mnie więcej czasu niż ja dla Niego i ciężko się napracował przez te lata, żebym był szczęśliwy. On poprostu cierpliwie ukazywał mi prawdę o mnie i to, jak bardzo nieszczęśliwy i pusty jestem, taki „cymbał brzmiący”.  Bardzo nie lubiłem ludzi i rozmów, krytykowałem Kościół i księży. Wszystko najlepiej zrobiłbym sam z moją nieomylną mądrością, ale mi się poprostu nie chiało. Dość długo trwałem w takim stanie, aż do znamiennych rekolekcji, które poprowadzil dla naszej parafii Leszek Dokowicz. Żona zachęcała mnie, żebym poszedł na nie, ale moja duma nie pozwalała mi pójść, bo co mi jakiś świecki będzie o Bogu mówił! Jednak Duch Święty mnie przekonał i z wielką łaską pojechałem na drugi dzień. Na każde zdanie Leszka, ja w głowie miałem 5 swoich, aż do momentu, gdy powiedział, że był na rekolekcjach ignacjańskich i że to są rekolekcje w milczeniu. W tym momencie moje serce przyspieszyło, ręce zaczęły się pocić, a w głowie jedna myśl: „ja to muszę sprawdzić, tam nie trzeba z nikim gadać!”. Gdy tylko wróciłem do domu, natychmiast w Internecie wyszukałem informacje na ten temat. Po uzyskaniu pozwolenia od żony, pojechałem!

Śmiało mogę skwitować te rekolekcje zdaniem: „i tu wszystko się zaczęło”, brakuje tylko kremówek

Odbyłem 3 tygodnie takich rekolekcji, co 12 miesięcy. Moja przemiana była ogromna: pokochałem ludzi i rozmowy z nimi, godzinami mógłbym gadać o sprawach Bożych (dziękuje za cierpliwość kochanie). Jednak najważniejszym odkryciem i zaskoczeniem był fakt, że zacząłem kogoś słyszeć w moim sercu, myślach i uczuciach. Było to tak mocne i wyraźne, że zacząłem się zastanawiać kto to jest. Bałem się nawet pomyśleć, że to może być sam Bóg, bo jak to do takiego świeckiego grzesznika może On sam przemawiać?!

Zaintrygowany tym tajemniczym, wewnętrznym głosem zacząłem poszukiwania. Wszystkie poszlaki wskazywały na Ducha Świętego. Ale ja przecież nic o Nim nie wiedziałem. W internecie wyszukałem 10 tygodniowe rekolekcje/seminarium Odnowy w Duchu Świętym. Oboje z żona zapisaliśmy się na nie i tak dotrwaliśmy do tzw. „chrztu w Duchu Świętym”. Jest to ponowne otworzenie się na Ducha Świętego i ponowne podjęcie współpracy z Duchem Świętym, który został nam dany przy chrzcie św. i bierzmowaniu.

Podczas chrztu w Duchu Świętym prosiłem o wiele, a nawet o wszystko. Dostałem natomiast to, czego najbardziej potrzebowałem. Podczas modlitwy z nałożeniem rąk przyszedł do mnie obraz Jezusa, który wnosił mnie na swych ramionach do zagrody, i który głaskał mnie swymi rękami. Poryczałem sie jak dziecko, a Jezus powiedział: „Ja na nowo wprowadzam Cię do mojego Kościoła”. W tej samej chwili zalała mnie ogromna miłość do Kościoła i ogromna wdzięczność za kapłanów. Zostałem napełniony ogromnym pragnieniem pracy dla Królestwa Bożego, które tu na ziemi realizuje się przez Jego Kościół. Niesamowite!

Niedługo po tym wydarzeniu zorganizowałem z żoną i przyjacielem Michałem Nowennę do Ducha Świętego, na którą każdego dnia zaczęło przychodzić coraz więcej osób. Po nowennie te osoby bardzo chciały spotykać się regularnie, na wspólnej modlitwie do Ducha Świętego i tak zaczęła się nasza wspólnota „Jezus Żyje”, której zostałem liderem.  Wspólnota ta działa przy Polskiej Misji Katolickiej w Glasgow, której duszpasterzem jest ks. rektor Marian Łękawa. Niesamowicie otwarty ksiądz, bez którego nie byłoby naszej wspólnoty. Wszyscy chcieli przeżyć rekolekcje Odnowy w Duchu Świętym, więc zaczęliśmy przeprowadzać chętnych przez 10-tygodniowe rekolekcje. W ciągu roku, bo tyle liczy sobie nasza wspólnota, rekolekcje przeszło około 80 osób. I ktoś by pomyślał, że na Wyspach, to już nic się nie da zrobić. Duch Święty mocno potwierdza znakami głoszoną Ewangelię na spotkaniach. Jest adoracja, uwielbienie, są uzdrowienia, uwolnienia, wielu oddaje życie pod panowanie Jezusa. Kilka osób przyjeżdżało z Edynburga, żeby przeżyć rekolekcje z nami, teraz przy naszej współpracy stawiają pierwsze kroki w rozpalaniu Duchem Świętym Edynburga.

I gdy Kościół w Szkocji zamyka, sprzedaje i burzy kościoły, to właśnie w tym czasie młodzi Polacy zaczynają głosić Jezusa z mocą na ulicach Glasgow! Wychodzimy w parach po wspólnej modlitwie. Pytamy Ducha Świętego do kogo podejść i co powiedzieć. Duch Święty nie zawodzi. Modlimy się za ludzi i z ludźmi na ulicach, nawet za muzułmanów! Czy boimy się? Tak, jak każdy, ale od czego jest dar męstwa.

Od 2 miesięcy już nie jestem liderem. Duch Święty nie lubi stagnacji i zasiedzenia na stołkach. Zaprosił mnie i moją rodzinę do innej misji, która wymagała powrotu do kraju. Tak więc miesiąc temu spakowałem moje czerwone Polo i przyjechałem do Polski. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę brać udział w niezwykłej przygodzie, gdzie sternikiem jest sam Jezus, a mocą do działania sam Duch Święty.

Przez ten niebywały czas w Szkocji dowiedziałem się o kłamstwach, w które ciągle popadamy. Jednym z takich kłamstw jest opinia, że Wielka Brytania ginie, tak jak wiele innych krajów Europy. Powtarzamy za Natanaelem: „Czy coś dobrego może przyjść z Nazaretu?” (J1,46) (z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Holandii, Syrii). Chwilowo może się wydawać, że w tej bitwie na razie prowadzi zły. Jemu na tym zależy, aby każdy się poddał i przestał walczyć. Nie zapominajmy, że Jezus na krzyżu zawołał: „Wykonało się!” i na innym miejscu: „Jam zwyciężył świat” (Jan16,33).  Wielka Brytania już zwyciężyła, to już się dokonało 2000 lat temu. I z tą radością zwycięstwa mamy pokazywać wszystkim, jak korzystać z tego zwycięstwa. Prawdopodobnie trzeba zacząć od zwycięstwa nad strachem. Często denerwujemy się na Unię Europejską i jej chore prawa, teraz znowu napływa fala imigrantów spoza Europy i sieje strach na całym kontynencie. Zapominamy, że to wszystko jest pod kontrolą Boga. On się tym posługuje, tak samo jak posługiwał się wieloma narodami i konfliktami, żeby Naród Wybrany doprowadzić do Ziemi Obiecanej. Tak jak spis ludności za Cezara Augusta sprawił, że wypełniło się proroctwo, które głosi, że Mesjasz urodzi się w Betlejem. Akt czysto polityczny dla Cezara jest wpisany w Plan Boży.

Jestem przekonany, że emigracja Polaków na Wyspy jest wpisana bardzo mocno w Plan Boży, jestem przekonany, że emigracja z krajów pozaeuropejskich jest w Planie Zbawienia. Od nas zależy czy będziemy siedzieć zestrachani, czy raczej będziemy zwyciężać jak św. Maksymilian Kolbe –  miłością i oddaniem. Bo problem nie tkwi w zmieniającym się prawie, granicach, emigrantach, niestabilności ekonomicznej, ale w strachu przed utratą tego co mam i strachu przed śmiercią. Wolny człowiek nie boi się śmierci, bo Jezus śmierć zwyciężył (2Tym1,10). Jednak złemu dobrze wychodzi straszenie nas tym.

Jeśli doczytałeś do końca, to proszę Cię bracie i siostro o modlitwę.

Z Panem Bogiem,

Krzysztof Sirant z rodzinką

Przygotował: Tomasz Wandas dla Fronda.pl