KAI: Jak Ksiądz Kardynał odbiera honorowy doktorat UKSW? Czym jest dla niego?

– Jest to bardzo ważne dla mnie wyróżnienie, i to z wielu powodów – najpierw dlatego, że Uniwersytet im. Kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie cieszy się wysokim uznaniem i prestiżem w Kościele, toteż fakt, iż obdarzył mnie tak wysoką godnością, jest dla mnie powodem wielkiej radości i dumy. Naprawdę czuję się bardzo zaszczycony i ogromnie się z tego powodu cieszę.



Poza tym mam tu wielu kolegów i przyjaciół, a moje pierwsze kontakty z tą uczelnią przypadają jeszcze na czas, gdy była to Akademia Teologii Katolickiej. Już wówczas spotykałem się w różnych miejscach z tutejszymi profesorami i wykładowcami, a później kontakty te jeszcze bardziej się ożywiły po upadku komunizmu, gdy znów mamy wolność, w tym również religijną, dzięki czemu mogliśmy rozwinąć współpracę i wzajemne więzi.



KAI: Ksiądz Kardynał jest wybitnym kanonistą. Dlaczego Eminencja wybrał właśnie prawo kanoniczne jako swoją specjalność naukową, a nie np. teologię czy filozofię?

– Najprościej mogę powiedzieć, że po prostu dlatego, że mój ojciec był prawnikiem, specjalistą w dziedzinie prawa cywilnego. Bardzo szybko sam zacząłem interesować się tą dziedziną nauki. Muszę jeszcze dodać, że ojciec, chociaż nie był politykiem, ale jako katolik, a przy tym nie będąc członkiem partii komunistycznej, nie mógł wykonywać swego zawodu. Podejmował różne prace, był m.in. robotnikiem, pracował w administracji, ale nie pozwolono mu zajmować się działalnością prawniczą.



A tymczasem prawo odgrywa bardzo ważną rolę w życiu i Kościoła, i państwa, i społeczeństwa, uznałem więc, że warto byłoby zająć się tą dziedziną. Dlatego, gdy wstąpiłem do seminarium, postanowiłem wybrać jako swą specjalność w obrębie nauczania kościelnego właśnie prawo kanoniczne.


KAI: Jakie miejsce zajmuje prawo kanoniczne w życiu nie tylko dzisiejszego Kościoła, ale także współczesnego społeczeństwa?

– Wspomniałem już, że jest to miejsce ważne i znaczące, choć z pewnością trudno jest je porównywać z prawem cywilnym. Nie sposób sobie nawet wyobrazić istnienie i funkcjonowanie zarówno Kościoła, jak i życia politycznego i społecznego bez odpowiednich przepisów jakiegokolwiek prawa – to oczywiste. Dla Kościoła katolickiego taką podstawą jest właśnie prawo kanoniczne, opierające się przede wszystkim na nauczaniu Chrystusa.



Jednocześnie należy pamiętać, że prawo jako takie jest bardzo uwarunkowane społecznie, nierzadko jest ono interpretowane różnie, zależnie od postawy, poglądów i przekonań danej osoby czy organizacji. A prawo kanoniczne, którego korzenie wyrastają z wiary Chrystusowej, a więc z wartości niezmiennych, może odegrać ważną rolę jako mocny punkt odniesienia również dla prawa świeckiego. Oczywiście ma swoją specyfikę, dotyczy zwykle innych rzeczywistości, ale odwołując się do owych niezmiennych fundamentów może stanowić istotną, trwałą podstawę dla innych dziedzin prawa.



KAI: Budapeszt, którego arcybiskupem jest Eminencja, był kilka lat temu na trasie wielkiej, ogólnoeuropejskiej akcji – Misji Miejskiej, mającej za zadanie ożywienie życia religijnego w wielkich metropoliach naszego kontynentu. Co zostało z tamtych działań? Na ile misja ta spełniła pokładane w niej oczekiwania, a w jakim stopniu minęła bez śladu?

– Celem tych działań było nie tylko ożywienie życia religijnego w mieście, jego parafiach i w Kościele lokalnym, ale także, a może nawet przede wszystkim pobudzenie zwykłych ludzi do lepszych stosunków wzajemnych, do wzajemnego otwierania się na siebie i do publicznego okazywania swojej wiary. Chodziło nam o to, abyśmy się nie wstydzili swych przekonań religijnych, aby – jeśli można tak powiedzieć – upublicznić wiarę, sprawić, że będzie ona obecna zarówno w prywatnym życiu jednostek, jak i w przestrzeni publicznej naszego miasta, w różnych jego miejscach. Dlatego kładliśmy duży nacisk na to, aby wiarę ożywić przede wszystkim w parafiach i w codziennych kontaktach między ludźmi.



Sama misja odbywała się w 2007 roku, więc już czas jakiś temu, ale jej różnorodne skutki są widoczne do dzisiaj i w tym sensie myślę, że w jakimś stopniu spełniła swe zadanie. Owe ślady to m.in. organizowanie co pewien czas dużych spotkań i imprez kulturalnych, ale inspirowanych wiarą, z udziałem wielu ludzi, niekoniecznie katolików, a nawet wierzących. Są to np. koncerty muzyki religijnej (Gospel), odbywające się w dużych salach i halach, na które przychodzi nieraz kilkanaście albo i więcej tysięcy ludzi, głównie młodych. Nie wiemy, ilu jest wśród nich katolików czy w ogóle wierzących, a ilu niewierzących czy agnostyków. Ale przychodzą, słuchają, coś w nich z tego zostaje.



Jak wspomniałem, misja to nie tylko bezpośrednie przemawianie do konkretnych ludzi, to także oddziaływanie na otoczenie na różne sposoby: koncerty, tygodnie kultury chrześcijańskiej, które też zaczęliśmy organizować właśnie po Misji Miejskiej, spotkania dyskusyjne itp. Nie są to akcje jednorazowe, ale proces ciągły, trwający do dzisiaj, w który wciągniętych jest wiele osób i środowisk. Sądzę, że może nie od razu i nie na jakąś wielką skalę, ale sytuacja religijna stopniowo się poprawia, w każdym razie na pewno wiara coraz bardziej staje się faktem publicznym.


KAI: Czy te wydarzenia – koncerty, wystawy, tygodnie kultury itp. odbywają się tylko w Budapeszcie czy też obejmują szerszy obszar?

– Przede wszystkim organizujemy je w stolicy, a od czasu do czasu w jej sąsiedztwie, ale nie obejmują całego kraju. Przynajmniej dotychczas tak było, ale może to się z czasem zmieni.



KAI: Od 5 lat Ksiądz Kardynał stoi na czele Rady Konferencji Biskupich Europy (CCEE) i w związku z tym ma szczególną okazję poznania z bliska Kościołów lokalnych naszej części świata. Jak ocenia Eminencja obecny stan wiary w Europie, o której wielu mówi, że przeżywa już czas postchrześcijański? Czy nie ma obaw o jej przyszłość?

– Przede wszystkim jestem jak najdalszy od stwierdzenia, jakobyśmy mieli w Europie do czynienia z pogrzebem chrześcijaństwa. Absolutnie nie zgadzam się z takim poglądem czy podobnymi, może mniej kategorycznymi, ale też pesymistycznymi, o Europie rzekomo postchrześcijańskiej, całkowicie zeświecczonej itp. To fakt, że szerzy się laicyzacja, że w wielu regionach naszego kontynentu wiara mocno osłabła, a Kościół przeżywa kryzys. Ale jest też niemało oznak żywotności chrześcijaństwa, są liczne ruchy, aktywne środowiska wiernych, widać wyraźne ożywienie wiary wśród młodych ludzi, o czym przekonują nas np. kolejne Światowe Dni Młodzieży z niedawnym spotkaniem w Madrycie na czele.



Pamiętajmy, że pierwszymi wiernymi, a później misjonarzami rodzącego się chrześcijaństwa było dwunastu prostych ludzi z Galilei, w większości rybaków, którzy nie należeli bynajmniej do elity intelektualnej swoich czasów. A jednak – wspierani mocą Bożą, Duchem Świętym – potrafili zanieść tę nową wówczas wiarę na cały ówczesny świat. Dziś mamy sytuację bez porównania lepszą, bo przecież jest nas trochę więcej niż dwunastu, a przy tym nie działamy w świecie, który nic nie wie o Chrystusie i Jego orędziu, mamy też do dyspozycji znacznie większe i potężniejsze narzędzia oddziaływania na otoczenie.



Oczywiście potrzebny jest wysiłek, i to niemały, aby sprostać tym zadaniom i wyzwaniom i trzeba go podjąć. Musimy ciągle na nowo uświadamiać sobie naszą odpowiedzialność za cały Kościół i nie lękać się dawania świadectwa w naszym najbliższym otoczeniu – w parafiach, wśród sąsiadów i znajomych, w pracy, szkole. Wymaga to jednocześnie, a właściwie przede wszystkim pogłębiania wiary w nas samych i od tego trzeba zaczynać.



Ogólnie jednak, patrząc na dzisiejszą Europę, na jej mieszkańców i działające w niej Kościoły, jestem optymistą. Wierzę, że chrześcijaństwo i Kościoły mają jej wiele do powiedzenia i mają przed sobą dobrą przyszłość.


KAI: Dzisiejsza uroczystość nie była pierwszym kontaktem Księdza Kardynała z Polską, z naszym narodem i Kościołem. Kontakty te mają zresztą ponad tysiącletnią historię – jak je Eminencja dzisiaj postrzega, co w nich jest szczególnie cennego?



– Istotnie, kontakty między naszymi narodami, w tym także na płaszczyźnie kościelnej, mają długą tradycję i właściwie zawsze były bliskie. Były okresy, gdy były bardziej, kiedy indziej mniej ożywione, ale zawsze byliśmy sobie bliscy. W dzisiejszych czasach owa bliskość i współpraca nabrały nowego wymiaru, a mianowicie jest to pomoc, jakiej księża z Polski udzielili i nadal udzielają naszemu Kościołowi.



Mimo poważnej bariery językowej – wiemy, jak różne są nasze języki i zwykle dajemy dwa lata przybywającym do nas osobom na opanowanie naszej mowy – na Węgrzech pracowało co najmniej kilkunastu polskich księży, w tej chwili jest ich już nieco mniej, pomagając naszym wiernym. Mamy ciągle za mało kapłanów (choć są diecezje, które mają sporo powołań, jak na nasze warunki), dlatego obecność duchownych z Polski była i jest nam bardzo potrzebna.



Dotyczy to zwłaszcza zakonów i zgromadzeń, które w czasach komunistycznych były u nas w większości zakazane i teraz, gdy odzyskaliśmy wolność, trzeba często odbudowywać ich struktury od zera. Tak było np. z misjonarzami czy franciszkanami – polscy zakonnicy odegrali wielką rolę w odradzaniu się tych wspólnot i życia zakonnego w naszym kraju.


KAI: I na koniec chciałbym zapytać o sprawy wewnątrzwęgierskie – jak przedstawia się obecnie proces beatyfikacyjny kard. Józsefa Mindszenty’ego? Kiedy można się spodziewać wyniesienia go na ołtarze?



– Na szczeblu diecezjalnym proces ten dawno się zakończył i od 12 lat akta sprawy kard. Józsefa Mindszenty’ego znajdują się w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Watykanie. Obecnie pozostaje nam tylko czekać na załatwienie jej na tym najwyższym szczeblu.



Ale jednocześnie chcę przypomnieć, że w październiku 2009 r. w Ostrzyhomiu został ogłoszony błogosławionym inny węgierski hierarcha, biskup-męczennik Zoltán Lajos Meszlényi (1892-1951). Jego sprawa łączy się ściśle ze sprawą kardynała, gdyż to bp Zoltán objął rządy w archidiecezji ostrzyhomskiej po aresztowaniu przez komunistów w 1948 ówczesnego prymasa Węgier. Sam już w 2 lata później trafił do więzienia, gdzie poddawany był okrutnym przesłuchaniom i torturom, które przyczyniły się do jego przedwczesnej śmierci. Tak więc wyniesienie na ołtarze tego męczennika czasów komunistycznych możemy traktować jako pierwszy etap przyszłej beatyfikacji kardynała.



Przy okazji warto pamiętać, że w okresie największych prześladowań Kościoła w Europie Środkowo-Wschodniej pod koniec lat czterdziestych Pius XII powiedział, że są tam trzy wielkie postacie – kardynałowie Alojzije Stepinac, Stefan Wyszyński i József Mindszenty. Z nich ten pierwszy został już beatyfikowany, a dwaj pozostali czekają na wyniesienie na ołtarze. Nasz kardynał jest więc w pięknym towarzystwie.



– Dziękuję za rozmowę.

------------
Kard. Péter Erdő urodził się 25 czerwca 1952 w Budapeszcie. Święcenia kapłańskie przyjął 18 czerwca 1975. W rok później został doktorem teologii Akademii Teologicznej w stolicy Węgier, a w latach 1977-80 kontynuował studia w zakresie prawa kanonicznego na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie, uwieńczone doktoratem z tej dziedziny. Po powrocie do kraju wykładał prawo kanoniczne na wspomnianej Akademii, a w latach 1986-88 na Gregorianum w Rzymie. W latach 1996-2002 był profesorem i pierwszym rektorem utworzonego w tym czasie Uniwersytetu Katolickiego im. Kard. P. Pázmány’ego w Budapeszcie.

15 listopada 1999 Jan Paweł II mianował ks. prof. Erdő biskupem pomocniczym diecezji Széksefehérvár i osobiście udzielił mu sakry 6 stycznia następnego roku w Watykanie. 7 grudnia 2002 papież przeniósł go na prymasowską stolicę arcybiskupią ostrzyhomsko-budapeszteńską a na konsystorzu 21 października 2003 obdarzył go godnością kardynalską.

7 września 2005 kard. P. Erdő został przewodniczącym episkopatu swego kraju, a w październiku następnego roku stanął na czele Rady Konferencji Biskupich Europy. Prymas Węgier ma obecnie doktoraty honorowe 5 różnych uczelni europejskich, w tym od 6 kwietnia 2006 Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Jana Pawła II.