22 października Służba Bezpieczeństwa Ukrainy zatrzymała biznesmena Tymofija Nahornego, który na zlecenie rosyjskiego wywiadu miał założyć kolejną prorosyjską partię. Nowa siła polityczna miała wziąć udział w wyborach, lobbować na rzecz interesów Rosji oraz szkodzić wejściu Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO.

Wydawałoby się, że jest to kolejny sukces ukraińskich służb specjalnych, które fachowo sprzeciwiają się rosyjskiej ingerencji w sprawy wewnętrzne Ukrainy, ale swobodna działalność szeregu innych prorosyjskich partii i otwartych lobbystów Moskwy, budzą wątpliwości w efektywności państwa ukraińskiego w tej dziedzinie.

26 października były rosyjski biznesmen Aleksiej Daszutin w wywiadzie dla „Radio Wolna Europa” stwierdził, że na Ukrainie działa rosyjska sieć przygotowująca zamach stanu i oskarżył ukraińskie organy ścigania o zaniedbywanie zagrożeń: „Po pierwsze, ujawniłem, w rzeczy samej, sieć, tylko wasze organy ścigania, niestety, nie są tym zainteresowane. Aresztowali trzech, zorganizowali konferencję prasową i byli bardzo szczęśliwi z tego powodu. Jest jednak zupełnie jasne, że ci ludzie […] nie są sami i przyznali się do tego. Ten sam Nagorny mówił o swoich kuratorach; mówił o tym, jak został zwerbowany, gdzie i komu dostarczał informacje, kto go wspierał na Ukrainie … Nikogo to nie obchodzi” – powiedział świadek w sprawie prorosyjskiego zdrajcy.

Co więcej, przedsiębiorca powiedział, że Tymofij Nahorny zdradził mu plan rosyjskich służb specjalnych, według którego zamach stanu na Ukrainie będzie finansowany ze środków ubiegłego byłego prezydenta Janukowycza, który podczas Majdanu potrafił wywieźć do Rosji 8 miliardów dolarów amerykańskich.

Jak już informowaliśmy, o rozległej sieci rosyjskich agentów na Ukrainie niedawno ostrzegał ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego, weteran wywiadu zagranicznego – generał Wasyl Bohdan, który w wywiadzie udzielonym portalowi Apostrophe stwierdził, że Kreml zamierza uruchomić wielozadaniową operację specjalną na wielką skalę, w celu destabilizacji sytuacji na Ukrainie, aby w trakcie następnych wyborów prezydenckich i parlamentarnych doprowadzić do władzy siły prorosyjskie, a tym samym zmienić euroatlantycki wektor Ukrainy. Z kolei, eksperci grupy Bellingcat powołując się na swoje źródła w SBU, twierdzą, że na Ukrainie już działa ogromna sieć agentów rosyjskiego wywiadu wojskowego – GRU Rosji.

W kontekście tych niepokojących stwierdzeń pojawia się pytanie, dlaczego ukraińskie służby specjalne bardzo biernie reagują na tak poważne zagrożenia? Dlaczego szczerze prorosyjscy oligarchowie – Wiktor Medwedczuk, Rinat Achmetow, Jurij Bojko, Ołeksandr Wiłkuł – nie są ścigani karnie za swoje wywrotowe i korupcyjne czyny?

Redaktor naczelna portalu LB.ua Sonia Koszkina twierdzi, że oficjalny Kijów zawarł tajny traktat z Kremlem, zgodnie z którym władza na Ukrainie zostanie podzielona pomiędzy przedstawicielami obecnej administracji i siłami prorosyjskimi – równowaga sił powinna wyglądać tak: Petro Poroszenko – prezydent, Jurij Bojko – premier, Wiktor Medwedczuk – przewodniczący Rady Najwyższej.

Według dziennikarki, prorosyjscy lobbyści ze świty prezydenta Ukrainy przekonują Petra Poroszenkę, że Kreml pomoże mu utrzymać prezydenturę, ale Poroszenko musi obiecać, że nie będzie przeszkadzać siłom prorosyjskim powrócić do władzy po wyborach parlamentarnych.


Trudno powiedzieć, czy ta wersja jest prawdziwa, ale wydarzenia na Ukrainie jasno świadczą na korzyść tego scenariusza. Wygląda na to, że Petro Poroszenko mógł uwierzyć w gwarancję Kremla…

Sytuację pogarsza fakt, że walka z korupcją, którą Zachód stara się realizować na Ukrainie, niesie śmiertelne zagrożenie dla postsowieckich elit, które dokładają wszelkich starań, aby utrzymać swój monopol na władzę w Ukrainie. Tolerancyjny do korupcji rosyjski model zarządzania może wydawać się dla nich bardziej atrakcyjnym.

Rewanż sił prorosyjskich na Ukrainie przestaje być potencjalnym zagrożeniem i staje się oczywistym problemem.

Jak już kilkakrotnie mówiliśmy, jeśli kremlowski scenariusz rosyjskiej ingerencji w wybory na Ukrainie zakończy się sukcesem, będzie to geopolityczna katastrofa w skali europejskiej i globalnej. Rosyjski imperializm powstanie z popiołów i niedługo zacznie destabilizować państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Kraje bałtyckie, Polska i Rumunia staną się celem rosyjskiej agresji i areną intensywnej wojny hybrydowej. Europa znajdzie się w cieniu brutalnego barbarzyńskiego despotyzmu. W przypadku realizacji tego scenariusza cała cywilizacja zachodnia stanie nad krawędzią przepaści…

Włodzimierz Iszczuk


dam/jagiellonia.org