Ktokolwiek miał jeszcze nadzieję na rzetelność śledztwa smoleńskiego, ten dziś musiał się jej dzisiaj pozbyć...

To chyba pierwsze takie śledztwo w sprawie katastrofy lotniczej, zakończone bez czarnych skrzynek i wraku. Śledczy już wiedzą prawie wszystko, mimo, że nie dotknęli czarnych skrzynek i mimo że nie mieli pełnego dostępu do wraku.

Co ciekawe, Rosjanie nie chcą oddać wraku, bo mówią, że jest im potrzebny do śledztwa, podczas gdy polska prokuratura, ustami prokuratora Szeląga, mówi o potrzebie zwrotu wraku tylko jako polskiej własności, nie wspomina, że wrak potrzebny jest do śledztwa.

Przypomnijmy zasadnicze fakty ze śledztwa, zaczerpnięte z oficjalnych odpowiedzi Prokuratora Generalnego na pytania senatorów Prawa i Sprawiedliwości.

Pierwsze sekcje zwłok ofiar (po ekshumacjach) – sierpień 2011, prawie półtora roku po katastrofie, na rosyjskie sekcje zwłok polscy prokuratorzy się spóźnili.

Pierwsze oględziny wraku przez polskich prokuratorów i biegłych – wrzesień 2011, prawie półtora toku po katastrofie.
Pierwsze oględziny brzozy, o której miała się zacząć destrukcja samolotu – grudzień 2011, rok i osiem miesięcy po katastrofie,
Zlecenie badań wraku na obecność trotylu – kwiecień 2012, dwa lata po katastrofie...

Czarne skrzynki – w Moskwie, do dziś nietknięte polską ręką, badane były tylko rosyjskie kopie, nagranie niskiej jakości.
Nagranie z Jak-a 40, ważny dowód – drut magnetyczny się zerwał w czasie kopiowania.

Brak odpowiedzi na kluczowe pytania – dlaczego samolot rozpadł się na dziesiątki tysięcy szczątków, dlaczego fragment samolotu leżały za brzozą, dlaczego krzywy płot pod brzozą nie odleciał na skutek podmuchu, dlaczego samolot jeszcze się wznosił po utracie części skrzydła, dlaczego...

Prokuratura wojskowa okazała się siostrą Komisji Millera, niczym więcej...

Janusz Wojechowski/Salon24.pl