Dziennikarze: Tomasz Gzell z PAP-u i Jan Pawlicki z TV Republika zostali zatrzymani przez policję, gdy relacjonowali okupację gmachu PKW przez osoby domagające się natychmiastowej dymisji członków PKW w związku z przedłużającym się obliczaniem wyników wyborów samorządowych. Oprócz nich zatrzymano 10 osób.

Dziennikarze usłyszeli zarzut naruszenia miru domowego przez niesłuchanie polecenia opuszczenia pomieszczenia. W grudniu ub. roku sąd pierwszej instancji uniewinnił ich. W uzasadnieniu sędzia Łukasz Mrozek stwierdził, że dziennikarzy zatrzymano przez pomyłkę.

Wyrok ten był porażką prokuratury, która teraz wnosząc apelację pokazuje swoje dalsze zaangażowanie – mówi poseł Stanisław Piotrowicz, prokurator w stanie spoczynku.

"Wyrok sądu jawi się jako zasadny. Można mieć tylko pewną wątpliwość, czy trafne było stwierdzenie sędziego, że dziennikarze zostali zatrzymani przez pomyłkę. Na nagraniach filmowych widać było wyraźnie, że pomyłką to nie było. Ważna jest sentencja tego wyroku, że zostali ci dziennikarze niesłusznie i bezpodstawnie zatrzymani. Wniesienie apelacji od wyroku jest z prawnego punktu widzenia dopuszczalne, ale jednocześnie pokazuje zaangażowanie prokuratora, który nie godzi się  z rozstrzygnięciem sądu I instancji. Osobiście uważam, że apelacja nie powinna była nastąpić" – powiedział poseł Stanisław Piotrowicz.

Andrzej Duda, kandydat PiS-u na prezydenta zapowiedział, że będzie interweniował u prokuratora generalnego ws. apelacji prokuratury, aby przyjrzał się tej sprawie i podjął odpowiednie czynności.

Zatrzymanie dziennikarzy w PKW przez policję spotkało się z powszechną krytyką.

Od końca ubiegłego roku inna stołeczna prokuratura prowadzi śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez policjantów w związku z interwencją w siedzibie PKW.

MaR/Radio Maryja