- Niektórzy mówią: „państwo sobie wzięło”. Takie myślenie jest błędne, ponieważ to „nie państwo sobie wzięło”, tylko państwo jest zbiorem instytucji, które powinny służyć dobru wspólnemu. Jak wiemy, z tym bywa różnie, ale po to Prawo i Sprawiedliwość przejęło rząd, by lepiej niż dotychczas państwo służyło dobru publicznemu.   - mówi prof. nauk ekonomiczny Jerzy Żyżyński z Prawa i Sprawiedliwości. 

Karolina Zaremba, portal Fronda.pl: Dzisiaj wchodzi w życie tak zwany podatek bankowy. Co to oznacza dla klientów banków, a co dla budżetu państwa?

Prof. Jerzy Żyżyński, ekonomista, PiS: Odpowiedź na pytanie, co podatek bankowy oznacza dla klientów banków musi chwilę poczekać. To okaże się w przyszłości. Oczekiwania rządu są takie, że podatek ten nie odbije się na klientach banków, ponieważ na rynku finansowym działa konkurencja i banki nie powinny starać się o to, by ten podatek przenieść na klientów – choćby podwyższając oprocentowania kredytów.

Podatek nie jest wysoki, to ułamek procenta od aktywów. Pytanie co tworzą te aktywa. Problem polega na tym, że w bankach struktura aktywów jest bardzo różna, dlatego odjęto np.: obligacje. Z racji tego, że obligacje wspierają budżet państwa, banki powinny je kupować. Banki powinny przeznaczać na finansowanie budżetu państwa nadwyżkę aktywów, czyli to, czego nie ulokowały na rynku kredytowym. Tak działa rynek finansowy. Oczywiście pozostają także kredyty mieszkaniowe, które jak wiemy, są bardzo niekorzystne dla klientów.

Gigantyczny problem „frankowiczów” wziął się przez głupstwo, które wyrządziły banki poprzez naciąganie ludzi na te kredyty. Była to niekompetencja finansowa „szefów” banków. Niektóre banki świadomie wstrzymywały się z udzielaniem takich kredytów. Jednak niekompetentni dyrektorzy wpuścili swoich klientów w kanał.

Co do podatku bankowego – musimy poczekać, by zobaczyć jaki będzie tego efekt. Nie chcielibyśmy, by podatek ten odbił się na klientach. Chodziło o wyciągnięcie z banków więcej pieniędzy na rzecz dobra publicznego, ponieważ te instytucje nie całkiem skrupulatnie odprowadzały podatek od swoich zysków. Są przypuszczenia, że część odprowadzono w kosztach, zaniżano zyski.

O tzw. podatku bankowym prowadziliśmy dyskusje. Osobiście byłem zwolennikiem trochę innych rozwiązań. A efekty – „poznacie ich po owocach”.

Jak sam Pan profesor przyznał, podatek bankowy nie jest aż tak wysoki. Skąd w takim razie wzięły się ataki ze strony Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej, czy Unii Europejskiej?

Są to tacy fachowcy od „siedmiu boleści”. Atakują, bo taka jest rola opozycji. Opozycja zawsze szuka pretekstu do tego, żeby dyskredytować rządzących. Nasz problem polega na tym, że opozycja dyskredytuje „dla zasady”, a nie po to, by wskazać jakąś niewłaściwość. Chodzi im o dezinformację opinii publicznej.

Uważam, że takie rozwiązanie jak podatek bankowy powinien być poszukiwany wspólnie z zainteresowanymi. Sięgnięto do opinii banków. Nie wszystkie banki ten podatek oceniały negatywnie. Zdają sobie sprawę, że wszyscy musimy dołożyć się z różnych rodzajów podatków dla dobra publicznego, dla sprawnego funkcjonowania państwa.

Sektor finansowy służy temu, by nas mobilizować do oszczędzania i, by skierować to co zaoszczędzimy do tych, którzy mają niedobór własny. Zwykle człowiek nie jest w stanie wybudować sobie domu bez kredytu. Gdyby miał sam oszczędzać na dom, to mógłby go wybudować po 40 latach - od tego jest więc kredyt. Jednak musi być w racjonalnym systemie.

Niektórzy mówią: „państwo sobie wzięło”. Takie myślenie jest błędne, ponieważ to „nie państwo sobie wzięło”, tylko państwo jest zbiorem instytucji, które powinny służyć dobru wspólnemu. Jak wiemy, z tym bywa różnie, ale po to Prawo i Sprawiedliwość przejęło rząd, by lepiej niż dotychczas państwo służyło dobru publicznemu.