Portal Fronda.pl: Wiele osób zadaje sobie pytanie, czego możemy się spodziewać po prezydenturze Donalda Trumpa. Jaka jest Pana opinia? Możemy cokolwiek wywnioskować z tych kilku dni jego prezydentury?

Prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł: Myślę, że na bardziej uzasadnione wnioski jest jeszcze za wcześnie. Możemy za to mówić o oczekiwaniach i hipotezach, przy czym wydaje mi się, że pewne sprawy, co do których decyzje już zapadły i są dla nas ważne, nie zostaną odwrócone. Mam na myśli chociażby obecność amerykańskich żołnierzy na terytorium Polski. Nie oczekuję jakichś radykalnych zmian, wbrew temu, co się mówi na temat prezydenta Trumpa. Pewne relacje między państwami pozostaną niezależne od zmiany nastawienia nowego prezydenta. Poza tym na razie mamy do czynienia tylko z zapowiedziami, a nie realizacją. Wydaje mi się, że zasadnicze kierunki polityki USA pozostaną niezmienione. Komentarze, wedle których Polska ma zostać osamotniona i konieczne jest  chronienie się pod militarne skrzydła Unii Europejskiej, których ta zresztą nie ma, jest nieuzasadnione, przesadzone. Na razie nie mają one żadnego pokrycia w faktach.

Jak powinniśmy zatem traktować wypowiedź Trumpa dla gazety „Bild”, w której mówi m.in. o tym, że NATO jest przestarzałe? Nie powinniśmy się martwić tym faktem?

Trump w tej wypowiedzi mówi również o braku wykonywania swoich zobowiązań państw NATO jeśli chodzi o wydatki na zbrojenia, a to już nie jest nowy wątek. Trump nie wzywa do rozbrojenia, wręcz przeciwnie. Chciałby też z pewnością rozłożyć koszty wspólnej obrony na większą ilość państw. Natomiast hasło „Uczynić Amerykę ponownie wielką” nie będzie przecież oznaczać wycofania się z polityki światowej i osłabienia potencjału zbrojnego USA, a dokładnie odwrotnie. Do tych wypowiedzi prezydenta Trumpa nie przywiązywałbym zresztą wielkiej wagi, ponieważ jego polityka dopiero się ustali. Wiadomo, że jego gabinet jest gabinetem ludzi raczej o konserwatywnych poglądach. Konserwatyści amerykańscy mają natomiast tendencję prędzej do wzmacniania obecności amerykańskiej siły militarnej, także w NATO, niż jej osłabiania. Tak ja odbieram tę wypowiedź, inaczej, niż została ona powszechnie przyjęta.

Sądzi Pan, że istnieje ryzyko, że Polska stanie się przedmiotem rozgrywek między USA a Rosją? W końcu Trump wielokrotnie podkreślał, że zależy mu na dobrych relacjach z Rosjanami właśnie.

Pytanie, co dla Trumpa dobre relacje z Rosją oznaczają. Myślę, że nie dotyczy to ani Polski ani obecnych sojuszników. Być może bardziej zaniepokojona może się czuć Ukraina, ze względu na Krym i Ukrainę Zachodnią. Jeśli jednak przyjrzymy się polityce Obamy, którego obecnie się, w przeciwieństwie do Trumpa, idealizuje, to zobaczymy, że w okresie jego prezydentury pozycja USA bardzo osłabła we wszystkich regionach. Była to polityka niekonsekwentna, chociażby w Syrii i na Bliskim Wschodzie. To powodowało, że Rosja „wchodziła” w te luki. We wspomnianej Syrii była mowa o tym, że nie ma możliwości rozwiązania militarnego, tymczasem wkroczyła tam Rosja i udowodniła, że jest inaczej. W trakcie prezydentury Obamy, czy tego chcemy czy nie, pozycja USA zdecydowanie osłabła, Rosji natomiast wzrosła, bo odniosła ona pewne cząstkowe zwycięstwa. Zmiana w polityce amerykańskiej jest oczywiście potrzebna, wątpię jednak, że będzie to polityka appeasementu. 

Co zatem może być dla Trumpa ważnym problemem, którym należy się zająć?

Zdecydowanie widoczna w przemówieniach Donalda Trumpa jest hierarchia ważności zagrożeń. Według niego na pierwszy miejscu jest zagrożenie Islamem. Także w tym kontekście odczytywać powinniśmy słowa o chęci poprawienia relacji na linii USA-Rosja. To jest oczywiście element słabości Zachodu. Putin kreuje się na obrońcę wartości konserwatywnych, czy wręcz chrześcijańskich. W tej kreacji odnosi sukces, ponieważ w wielu krajach, w tym także w USA, rośnie liczba obywateli zaniepokojonych pewną tendencją rozwoju tzw. liberalnej demokracji. Sądzę, że znaczna ich część to wyborcy Trumpa. Ta zapowiedź zmiany relacji z Rosją wynika także z niezadowolenia społeczeństwa i ze słabości Zachodu. To z kolei powoduje, że patrzy się z większą sympatią na Rosję jako ewentualnego sojusznika w podtrzymywaniu tych wartości, co jest rzecz jasna iluzją. Podobnie jest, jak wiemy, z prawicą w krajach europejskich, choćby we Francji czy Niemczech. Sądzę, że te obawy co do Rosji najlepiej rozwiać właśnie poprzez usuwanie wspomnianych słabości polityki zachodniej, także polityki zagranicznej i związanej z nią poprawy bezpieczeństwa. Sądzę, że będzie się to poprawiać.

W wielu krajach wygląda to tak, że zdecydowana mniejszość obywateli narzuca tradycyjnej większości pewien styl życia i wartości, których ta nie podziela. Spychają ich tym samym do nisz i usiłują usunąć ze strefy publicznej. Wybór Trumpa należy wobec tego po części traktować jako wyraz buntu tych obywateli amerykańskich, którzy są bardziej konserwatywni. Wystarczy spojrzeć na ceremonię inauguracyjną i przemówienie Donalda Trumpa, które przyjęte zostało w Europie z oburzeniem. Niemieckie media wręcz obsesyjnie, histerycznie zareagowały na słowa nowego prezydenta USA. Dla mnie było to dość niezrozumiałe, ponieważ Trump tak naprawdę wyrażał to samo, co wielu prezydentów przed nim, w tym Obama. Chodzi m.in. o stawianie Ameryki na pierwszym miejscu, o symbolikę państwową, patriotyzm czy religijność. Być może tym, co wywołuje zgrzyt, jest fakt, że cała ta symbolika i poczucie bycia państwem wybranym, były od jakiegoś czasu tylko fasadą. Może stąd to zaskoczenie, że prezydent USA wygłasza to amerykańskie credo, ale traktuje je poważnie, traktuje jako swój program.

Dziękujemy za rozmowę.