Profesor Jan Widacki na łamach "Gazety Wyborczej" przekonuje, że pamięć o Żołnierzach Wyklętych (u niego, oczywiście, z małej litery!) jest zdecydowanie nie na miejscu. W ten sposób gazeta Michnika próbuje kontrować inicjatywę fundacji Prudentia et Progressus, która chciałaby nadać autostradzie A4 imię "Pamięci Żołnierzy Wyklętych".

Czy pomysł jest odpowiedni, czy nie - to rzecz w istocie sporna. By jednak przy tej okazji atakować samych Wyklętych, odsądzając za nieliczne przecież akty bandytyzmu cało to godne pamięci zjawisko od czci i wiary, no... to już trzeba być nieznoszącym tradycyjnych wartości liberałem. Wypisz wymaluj, redakcja "Wyborczej".

Co mówi adwokat Widacki? "Zbiorcza nazwa 'żołnierze wyklęci” obejmuje różnych ludzi, wśród których, niestety, zdarzały się przypadki bandytyzmu" - uważa.

"Często oceny poszczególnych żołnierzy dzielą lokalną społeczność. Np. walczący na Podhalu „Ogień” to dla jednych bohater, ale dla innych bandyta [...]. Dlatego tak kontrowersyjnej nazwy, delikatnie mówiąc, nie powinno się nadawać autostradzie" - peroruje wielce uczony adwokat.

Na zarzuty prof. Widackiego mamy prostą odpowiedź. "Zbiorcza nazwa 'profesorowie' obejmuje różnych ludzi, wśród których, niestety, zdarzały się przypadki kolaboracji z systemem komunistycznym i antypolskim.

Profesor Jan Widacki do 1981 roku był członkiem PZPR. Po 1989 roku związał się najpierw z SLD, a potem - z Ruchem Palikota.

Kogoś jeszcze dziwi "obiektywna" krytyka Widackiego?

tag/kad