Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Polska jest coraz silniej narażona na działanie antychrystycznych liberalnych ideologii w rodzaju ideologii gender. W jakim stopniu odpowiadają za to rządy Platformy Obywatelskiej zwłaszcza w kontekśćie edukacji?

Prof. Ryszard Legutko: Polska edukacja jest niewątpliwie przedmiotem inwazji rozmaitych grup genderowych i feministycznych. Wiele czytamy o tym w prasie, w szkołach pojawiają się różne grupy edukujące. Dyrektorzy szkół albo nie mają świadomości tego, co się dzieje, albo nie mają odwagi, by się temu sprzeciwić. Ze strony rządu i aktualnie urzędującego prezydenta idzie wyraźny sygnał, że ta ideologia jest pod specjalną opieką najwyższych władz Rzeczpospolitej. Takie znaki dawał zarówno prezydent Komorowski, na przykład sygnując konwencję antyprzemocową, jak i pani minister edukacji, która wielokrotnie wypowiadała się na ten temat pozytywnie. Postawiło to dyrektorów szkół w sytuacji przymusu. Mimo sprzeciwu rodziców i dużej części opinii publicznej dyrektorzy zwykle się poddają i udostępniają swoje szkoły podobnym ideologicznym działaniom. Jest to bardzo niebezpieczne, tym bardziej, że stoi za tym niepisane, ale bardzo wyraźne błogosławieństwo instytucji europejskich. Paradoks polega na tym, że polska edukacja jest coraz gorsza – młodzież ma coraz mniejszą wiedzę na temat literatury polskiej, historii, matematyki czy fizyki i te rzeczy właściwie się ignoruje. Para idzie natomiast w kierunku indoktrynacji politycznej. Jest bardzo wyraźne, że tendencja ta w tej chwili się nasila.

Z czego wynika takie stanowisko polskich elit? To bierne i bezrefleksyjne naśladownictwo wzorców zachodnich czy też może po części autentyczne przekonanie osób, które naprawdę nasiąknęły całkowicie niechrześcijańskim myśleniem?

W dużej części jest to tchórzostwo. Znaczna i wpływowa część polskich elit nie ma odwagi przeciwstawić się takim prądom, nawet jeśli osobiście uważa inaczej. Jest też spora część elit, którą zwykle nazywa się gazetowowyborczą, a która szczerze wierzy w takie rzeczy. Ludzie ci naprawdę uważają, że to jest po pierwsze słuszne, a nawet jeśli mają jakieś wątpliwości to sądzą, że taka jest tendencja współczesnego świata, a kim my jesteśmy, by przeciwstawić się nowoczesności? Wszystkie te zmiany funkcjonują przecież pod hasłem nowoczesności. To swoistego rodzaju moralny szantaż, niestety bardzo skuteczny. Polega na tym, że wytwarza się sytuacę wyboru: albo jesteś nowoczesny, albo nie. Jeżeli nie, to jesteś za biciem kobiet, za antysemityzmem, jesteś ksenofobem i tak dalej. Taka dychotomia jest, oczywiście, strasznie prymitywna i głupia, ale mimo tego skutecznie działa. Skłonność do przyjmowania i akceptowania największych głupstw – czasami nawet zbrodniczych – jeśli tylko występują pod szyldem nowoczesności i postępu jest zresztą starą słabością polskich elit.

Czy widzi pan profesor nadzieję na zmianę w Unii Europejskiej i odejście od liberalnego kierunku?

Mam, oczywiście, taką nadzieję, pytanie tylko, kiedy może do tego dojść? Historia świata pokazuje, że dokonują się niekiedy bardzo radykalne odwroty. Nic nie wskazuje jednak na to, by to miało się to prędko zmienić. Jeżeli weźmiemy pod uwagę kraje skandynawskie, Holandię czy Anglię, zobaczymy, że dynamika zmian w kierunku liberalno-lewicowym jest tam ciągle bardzo silna.

W ostatnim czasie bardzo głośnym echem odbiło się irlandzkie referendum. Poparcie dla „małżeństw” homoseksualnych wyrażone przez ponad 62 proc. głosujących wywołało rozgoryczenie także w Kościele katolickim.

Irlandia stała się ostatnio bardzo drastycznym przykładem tej tendencji. Przecież to kraj, który uchodził za raczej zachowawczy i bardzo katolicki. To ponadto przykład szczególny, bo irlandzka zachowawczość i przywiązanie do religii katolickiej były ściśle związane z tożsamością narodową, która tworzyła się w opozycji do potężnego sąsiada, protestanckiej Anglii. Bycie patriotą irlandzkim oznaczało jeśli nie nawet bycie katolikiem, to chociaż sprzyjanie katolicyzmowi. Wszystko co było antykatolickie wiązało się z dominacją ze strony sąsiada. W tej chwili jesteśmy świadkami bardzo radykalnej zmiany w kierunku lewicowym, co będzie pewnie toczyć się jeszcze przez jakiś czas.

Podobnie jest w całej zachodniej Europie?

Ideologia genderyzmu podważa fundamentalne więzi społeczne, podważa rodzinę. Wiemy bardzo dobrze z badań socjologicznych, że destrukcja rodziny prowadzi do całego szeregu rozmaitych patologii, czasami bardzo drastycznych patologii. Jej efektem jest anomia, czyli zerwanie więzi społecznych i niestandardowe zachowania, które rujnują reguły życia społecznego. Problem z genderyzmem i innymi zmianami jest taki, że efekty pojawią się z opóźnieniem. Dopiero gdy wszystkie patologie przekroczą pewien próg, następuje otrzeźwienie.

Przypominam, że także komunizm, w Polsce narzucony siłą, był ideologią, która miała bardzo szerokie poparcie na Zachodzie. Długo odrzucano informacje o rzeczywistych skutkach komunizmu: o głodzie, gułagach, masowych czystkach. Dopiero gdy do zachodnich elit dotarły i zostały zinternalizowane te faktyczne efekty komunizmu, nastąpiło olśnienie i stwierdzono, że tego nie można zaakceptować. Obawiam się, że podobnie może być z genderyzmem. Najpierw musi dokonać się destrukcja. Jeżeli nastąpi otrzeźwienie, to dobrze – jakkolwiek taki proces pociąga za sobą swoje konsekwencje. Trzeba będzie borykać się z trudnościami i złem, jakie powstały w wyniku działania szkodliwej ideologii. Mam więc nadzieję na zmianę, jednak, ogólnie rzecz biorąc, mój osąd kierunku, w jakim zmierza i będzie w najbliższym czasie zmierzać cywilizacja zachodnia jest negatywny. Nie widzę znaczących sił, które mogłyby to wszystko powstrzymać. Przypominam, że we wspomnianej Irlandii wszystkie partie polityczne, także te, które nazywają się chrześcijańskimi, poparły liberalne stanowisko w sprawie „małżeństw” jednopłciowych. Nie widzę dużych różnić w innych krajach zachodnich. Na razie więc rzecz wygląda bardzo źle, by nie rzec – dramatycznie.

A jak na tym tle wyglądają Niemcy? W związku z wynikiem irlandzkiego referendum partia Angeli Merkel, Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna, wydała oświadczenie, w którym odrzuca „małżeństwa” homoseksualne powołując się między innymi na przykład stanowiska Kościoła katolickiego, szanującego homoseksualistów, ale przeciwnego redefinicji małżeństwa. 

Mam na co dzień kontakt z niemieckimi chadekami i nie jestem szczególnie przekonany co do ich pryncypialności, choć znam, naturalnie, wiele osób, których pryncypialności nie poddaję w wątpliwość. Niemcy znane są w ostatnich latach z tego, że podchodzą do różnych nowych kierunków z dużą ostrożnością. Wszelako, jak wiemy, silnie podzielony jest niemiecki episkopat. Są tam znaczące postaci, które dają wyraźnie do zrozumienia, że nie będą przeszkodą w tego typu zmianach. Pamiętamy też, że Niemcy to państwo federalne. Inaczej wygląda Bawaria, a inaczej wyglądają landy północne. Nie spodziewam się w Niemczech tak dramatycznej rewolucji, jak irlandzka. Z drugiej strony nie jestem z tych, którzy stawiają na Niemcy jako na bastion broniący klasycznej nauki o rodzinie i osobie ludzkiej, również w wersji chrześcijańskiej.

Jeżeli to Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory parlamentarne i utworzy rząd, to uda się zatrzymać takie liberalne nowinkarstwo w edukacji?

Myślę, że jest taka szansa. W Polsce nie ma społecznej bazy dla tego typu zmian, ludzie generalnie są przeciw. Jeżeli zmieni się szefostwo resortu edukacji, ministrowie czy kancelaria prezydenta, to zabraknie maszyny, która te zmiany narzuca. Nie jest przecież tak, że te rzeczy wychodzą naprzeciw oczekiwaniom społecznym, ale narzuca to władza polityczna. Jeżeli ta władza się zmieni, zniknie czynnik narzucający. Oczywiście, należy wówczas spodziewać się rozpętania zimnej wojny ideologicznej. Środowiska gazetowowyborcze, natychmiastowo wsparte przez Unię Europejską, będą próbowały rozpętać w Polsce piekło – i pewnie znajdą jakichś sojuszników. Nie jest to bowiem grupa całkowicie marginalna. Jeżeli jednak uda się zintegrować prawą i centrową stronę polskiej elity, instytucji i organizacji samorządowych, to można liczyć, że kontrofensywa zwolenników liberalno-lewicowych zmian nie odniesie skutku. Jest ponadto niezwykle istotne, że w tych akurat sprawach polski episkopat zajmuje dość jednoznaczne stanowisko. Są rozmaici pojedynczy księża, których działalność i słowa są nagłaśnianie, to nie oni jednak decydują o tożsamości współczesnego polskiego Kościoła.