MON niedawno ogłosił zamiar kupna dwu baterii rakiet OPL „Patriot”, a teraz zamierza kupić dywizjon (20 wyrzutni) rakiet HIMARS. Te wyrzutnie rakietowe służą do wsparcia ogniowego wojsk lądowych poprzez wykonywanie głębokich uderzeń ogniowych. System Himars wykorzystuje w tym celu amunicję rakietową precyzyjnego rażenia, naprowadzaną za pomocą systemów nawigacji inercyjnej i satelitarnej. Środki ogniowe przeznaczone są do wykonywania zadań ogniowych w obszarze działań taktycznych, tj. do 70 km, oraz w obszarze działań operacyjnych na odległościach do 300 km. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że pocisk rakietowy nie trafi do celu, jeśli nie ma precyzyjnego naprowadzania. Należy rakietom zapewnić warunki, aby trafiały w cele.

Polskie kły

Sam zakup jest jakoś związany z projektem modernizacji/przezbrojenia armii pod nazwą „Polskie kły”, ogłoszonym jeszcze przez Donalda Tuska. Był to program wyposażenia polskich sił zbrojnych w pewną ograniczoną ilość środków ofensywnych, przy pomocy, których będzie można boleśnie uderzyć w przeciwnika, gdyby chciał nas zaatakować. Obecne zakupy rakiet to w pewnym sensie realizacja wspomnianego programu „Polskie kły”. Będziemy więc mieć środki ofensywne i musimy sobie odpowiedzieć na pytanie jaka będzie ich skuteczność i czy rzeczywiście będziemy mogli potencjalnego nieprzyjaciela odstraszyć.

Krytykowałem niegdyś pomysł programu „Polskie kły” i nie stało się ciągle nic takiego, co by osłabiło mój krytycyzm. Na czym bowiem polega niebezpieczeństwo związane z tym programem? Otóż strona rosyjska wie, iż mamy takie środki i możemy ich użyć. W związku z tym, kiedy spoglądam na rosyjskie systemy rakietowe, które zostały zainstalowane na terenie obwodu kaliningradzkiego, to wydaje się, że one mogą posłużyć, żeby Polska swoich ograniczonych przecież liczbowo środków rakietowych nie mogła użyć. Mówiąc kolokwialnie, Rosjanie mogą chcieć wybić nam nasze „kły”, zanim je zatopimy w ich łydki. Do przeprowadzenia prewencyjnego uderzenia mogą posłużyć rakiety jakie znajdują się w obwodzie kaliningradzkim. W związku z tym mam wątpliwości czy odstraszanie Rosji przy pomocy ograniczonych środków ofensywnych, przy ciągłym braku skutecznej obrony OPL i efektywnych systemów rozpoznania i naprowadzania, będzie skuteczne.

Planując prowadzenie wojny strony dokonują kalkulacji sił własnych i przeciwnika dążąc do uzyskania przewagi, która zapewni zwycięstwo. Jeśli stronami konfliktu są państwa posługujące się podobnymi środkami (regularne armie uzbrojone w ciężki sprzęt) ustalono dawno, że uzyskanie trzykrotnej przewagi materialnej nad zaatakowanym wystarczy, aby w wojnie zwyciężyć. Dlatego państwa dysponujące mniejszym potencjałem, takie jak Polska, usiłują równoważyć materialne dysproporcje poszukując silnych sojuszników. Jednak los „słabeuszy” w wojnie jest uzależniony od tego, czy potężny sojusznik udzieli pomocy. Jeśli tego nie zrobi zaatakowany „słabeusz” poniesie klęskę. Przykładem takiej sytuacji jest los Polski w okresie II wojny światowej.

Tak było, ale tak być nie musi.

W drugiej połowie XX wieku i zwłaszcza w czasach współczesnych pojawiły się nowe inne sposoby rozgrywania wojen w których zwycięstwa zaczęły odnosić strony materialnie słabsze. Mamy więc liczne konflikty określane jako asymetryczne, szeroko komentowane są tzw. wojny hybrydowe, formą rozgrywania starcia słabszego z silniejszym stał się też terroryzm.

Amerykanie przegrali w Wietnamie

Okazało się, że sposobem uzyskania wygranej stają się działania określane jako nieregularne - z jednej strony występują armię uzbrojone w najnowocześniejszą technikę wojskową, a jako ich przeciwnik formacje słabo uzbrojone, stosujące proste, by nie powiedzieć prymitywne środki bojowe, np. improwizowane ładunki wybuchowe. I okazało się też, że aby odnieść zwycięstwo w konflikcie asymetrycznym trzykrotna przewaga materialna już nie wystarcza. W takim konflikcie nie ma bowiem spektakularnych bitew w których pokonuje się wojska przeciwnika, ale trzeba dokonywać wysiłku polegającego na kontroli zajętego terytorium w celu uniemożliwienia oporu asymetrycznego. Eksperci i analitycy badając konflikty asymetryczne twierdzą, że trzeba dokonywać innych kalkulacji sił. Jeśli więc napastnik chce zdobyć teren i go okupować to w razie pojawienia się oporu asymetrycznego (działania nieregularne) w przypadku obszarów o małym stopniu pokrycia roślinnością (np. pustynia) musi dysponować siedemnastokrotną przewagą (liczbą żołnierzy) – 170 okupantów powinno sparaliżować aktywność 10 stawiających opór bojowników. Jeśli jednak trzeba będzie utrzymać i kontrolować tereny pokryte dżunglą, górzyste to przewaga powinna wynosić jak 56 : 1; na sparaliżowanie akcji wspomnianych 10 asymetrycznych bojowników potrzebny będzie batalion - 560 żołnierzy trzeba użyć do stałego kontrolowania danego terenu. Podobnie wysokie wskaźniki trzeba uzyskać działając na terenach zurbanizowanych, gdzie współcześnie toczy się większość konfliktów asymetrycznych. Zdobywając miasto, nawet okrążone i pozbawiane pomocy z zewnątrz atakujący, dysponujący lotnictwem i artylerią, powinien mieć przewagę jak 46 : 1, a nawet 52 : 1, jak to było np. w Czeczenii. Generalnie uważa się, że w warunkach europejskich, gdzie jest dużo terenów zurbanizowanych, dla osiągniecia sukcesu w paraliżowaniu oporu asymetrycznego trzeba dysponować przewagą sił okupacyjnych jak 32 :1.

Sowieci wycofali się z Afganistanu

Wychodząc z takich przesłanek i konfrontując je z warunkami polskim można założyć, że przygotowane do działań asymetrycznych/nieregularnych polskie siły agresor mógłby zdusić i sparaliżować ich opór, dysponując dwudziestokrotną przewagą. Stąd wystawienie przez Polskę półmilionowych wojsk terytorialnych zdolnych do prowadzenia działań asymetrycznych byłoby sposobem na zniechęcenie agresora przed napaścią bowiem nie byłby on przecież w stanie wystawić dziesięciomilionowej armii okupacyjnej do sparaliżowania polskiego oporu. To dlatego amerykański strateg Edward Luttwak powiedział, że Polska budując masową powszechną obronę terytorialną będzie niepokonalną.

Jak uniknąć wojny

Moja koncepcja odstraszenia potencjalnego wroga (uniknięcia wojny) dzięki wystawieniu sił terytorialnych zdolnych do prowadzenia działań asymetrycznych jest odrzucana, a bywa też wyśmiewana. Nie dostrzega się, że zdolność do masowej obrony kraju powinna zniechęcić agresora i wówczas żadnej wojny, w tym także „partyzanckiej”, nie trzeba będzie prowadzić. Krytycy mojego poglądu puszczają mimo uszu moje wyjaśnienia i z uporem twierdzą, że chcę narazić Polaków na rzeź, powtórkę z Powstania Warszawskiego zamierzając się bronić na własnym terytorium. Zestawia się potężne uzbrojenie potencjalnego napastnika, czołgi, rakiety, śmigłowce z lekkim uzbrojeniem sił OT wskazując, że nie mają one żadnych szans w walce, tak jakby te siły miały zderzać się czołowo w walce z dywizjami napastnika. Dlatego też uważa się, że Polska powinna kupić trochę (bo na wiele nas nie stać) rakiet, śmigłowców, samolotów, nimi grozić potencjalnemu napastnikowi i tak bronić się w razie wybuchu wojny.

Szwajcaria nie ma armii, Szwajcaria jest armią

Czego nie rozumieją krytycy mojego poglądu na obronę Polski? Nie rozumieją jaki walor w strategii odstraszania może mieć OT zdolna prowadzić działania asymetryczne/nieregularne. Nie pojmują, że lekko uzbrojone siły asymetryczne, nie będą ścierać się z dywizjami napastnika tylko uniemożliwią mu trwałe opanowanie Polski i korzystanie z jej zasobów oraz potencjału. Tym samym sprawią, że podbój Polski stanie się dla agresora przedsięwzięciem nieopłacalnym. Powszechność oporu sprawi, że agresor chcąc kontrolować cały kraj musi mieć wszędzie swoje siły okupacyjne, to zaś oznacza, że będzie operować w małych ugrupowaniach z odsłoniętym zapleczem. Obrońcy natomiast będący wszędzie mogą stawić skuteczny opór, zwłaszcza na terenach zurbanizowanych. Aby taki opór sparaliżować agresor – jak wspomniałem wyżej - musi mieć dwudziestokrotną przewagę, która jest potrzebna do nasycenia całego terytorium wojskiem, aby opór nieregularny był niemożliwy. Jeśli napastnik nie będzie dysponował taką przewagą, to wystąpi syndrom krótkiej kołdry – ciągle będą tereny, których nie będzie on kontrolował i tym samym nie zdoła opanować kraju. W obliczu takiej perspektywy lepiej więc nie atakować i nie wikłać się w niekończący się konflikt asymetryczny. Na tym polega istota odstraszania z wykorzystaniem sił OT. Zanim zapadnie decyzja agresji agresor musi przecież skalkulować, czy zakładany cele osiągnie – w razie podjętej przez zaatakowanego obrony asymetrycznej będzie to niemożliwe.

Romuald Szeremietiew/Salon24