Portal Fronda.pl:  Kilka dni temu amerykańska Polonia jako obywatele Stanów Zjednoczonych domagała się budowy w Polsce stałych baz NATO. Temat ten jeszcze niedawno był szeroko podejmowany zarówno przez polityków PiS, jak i PO, niemal zupełnie jednak ucichł. Dlaczego?

Prof. Romuald Szeremietiew: Sądzę, że przyjęto tłumaczenie przedstawiane od pewnego czasu przez ośrodki decyzyjne NATO, że Sojusz nie buduje już stałych baz. Te powstawały w latach zimnej wojny i dziś tego się nie robi. Przekonywano, że obecnie stałe bazy zastąpi rotacyjna obecność natowskich jednostek wojskowych m.in. w naszym kraju. Zdaje się, że to tłumaczenie zostało przyjęte także przez tych polityków, którzy domagali się stałych baz NATO w Polsce.

To przejaw realizmu politycznego czy kapitulanctwa?

Być może jest to przejaw realizmu i przekonania, że w gruncie rzeczy ta obecność stała/rotacyjna żołnierzy z innych państw sojuszniczych jest tym samym co stała baza NATO. Niewykluczone, że uznano, iż nie ma co się upierać, skoro przeciwko budowie baz w Polsce był poważny opór chociażby w Berlinie.  A skoro Amerykanie budują w Polsce swoją bazę antyrakietową, która jest stałą infrastrukturą, to zapewne uznano, że to jakimś stopniu wychodzi to naprzeciw naszym oczekiwaniom.

Baza dla tarczy antyrakietowej w Redzikowie jest więc w pełni zadowalającym substytutem, wyczerpując nasze zapotrzebowanie na obecność sił amerykańskich w Polsce?

Jest ona elementem systemu bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, ma za zadanie chronić USA, a nie Polskę. Nasz „bonus bezpieczeństwa” wynika z tego, że skoro baza znajduje się na terenie Polski, to Amerykanie we własnym interesie muszą ją chronić, a tym samym muszą też chronić terytorium, na którym ona znajduje się. Tym terytorium jest w tym przypadku Polska. Ale to oczywiście nie wystarcza bowiem mamy do czynienia z elementem, którego funkcjonowanie obronne nie zależy od polskich decydentów. Nie, to nie wystarcza.

Przeciwko tarczy antyrakietowej bardzo ostro protestują Rosjanie. Mówią też wprost o odpowiedzi, na przykład w postaci wymierzenia w naszym kierunku własnych instalacji wojskowych. Co powoduje taką ich reakcję i jaki ma to wpływ na nasze bezpieczeństwo?

Polska należy do NATO. Rosja w swojej doktrynie określa NATO jako przeciwnika. Czy trzeba było zatem aż bazy amerykańskiej, aby Rosja wymierzyła w państwo natowskie swoje rakiety? Przedtem nie były one w nas wymierzone? Przecież co jakiś czas słyszeliśmy rosyjskie pogróżki, że czymś w nas mierzą, a jakie były scenariusze ćwiczeń „Zapad”? Tak więc inne są przyczyny irytacji na Kremlu. Trwała instalacja amerykańska w naszym kraju wskazuje Rosji, że będzie jej o wiele trudniej osiągnąć swoje cele na naszym terenie. Stałych baz NATO domagaliśmy się przecież dlatego, by pokazać Rosjanom, że nasz region nie jest rosyjską „bliską zagranicą”. Miało to zmienić Rosjanom przekonanie, że jedynie przejściowo stracili kontrolę nad terenami należącymi dawniej do imperium sowieckiego i że mogą tę kontrolę odzyskać. Wszystko, co utrudnia realizację takiego scenariusza, wzbudza zdenerwowanie w Moskwie.

W Polsce jednak nie brakuje tak w mediach jak i w polityce głosów mniej lub bardziej otwarcie krytycznych wobec budowy natowskiej i amerykańskiej infrastruktury bezpieczeństwa w Polsce. Takie głosy są przejawem naiwnego pacyfizmy czy mowa raczej o rosyjskiej agenturze wpływu?

Mogą to być różne rzeczy. Polska opinia publiczna nie chciałaby sporów z Rosją i pragnie możliwie najlepszych stosunków z tym krajem. Ponieważ to się nie udaje, są w Polsce tacy, którzy uważają, że wina jest po naszej stronie i wystarczy przestać „potrząsać szabelką”, a Rosjanie zaczną kupować polskie jabłka. Mamy siedzieć cicho i nie drażnić potężnej Rosji. Taki model myślenia dominował w Polsce w XVIII w., przed rozbiorami – wtedy postanowiono: nie prowadzimy samodzielnej polityki zagranicznej, nie mamy armii i tym samym nie zagrażamy Rosji, a ona dlatego zostawi nas w spokoju. Mawiano - „Niech na całym świecie wojna byle polska wieś spokojna” . Ale obok takiego dość naiwnego poglądu mamy też w Polsce działania rosyjskiej agentury wpływu. Bez trudu można spotkać opinie, iż Rosja jest święta i pokojowa, a Ameryka to zgnilizna dążąca do wywołania wojny. Często trudno ustalić, czy mamy do czynienia z rosyjskim dywersantem propagandowym, czy z polskim naiwniakiem, z „użytecznym durniem”- jak to kiedyś określił Lenin, myślącym, że Rosja zostawi Polskę w spokoju jeśli tylko Polacy stulą uszy i będą siedzieć cicho.

Na koniec pytanie o ćwiczenia Anakonda 16. Jak ocenia pan po pierwszym tygodniu ich trwania ich militarne i polityczne znaczenie?

Anakonda to są polskie narodowe ćwiczenia, do których zapraszamy jako uczestników inne państwa NATO, a także – jako obserwatorów – kraje spoza Sojuszu, choćby Rosję. Ćwiczenia te odbywają się od dłuższego czasu, ale rzeczywiście po raz pierwszy uczestniczy w nich tak duża grupa żołnierzy, przede wszystkim Polacy, Amerykanie i Brytyjczycy. Mam nadzieję, że ćwiczenia te służą sprawdzeniu założeń planu obrony Polski przed agresją. Dlatego jest dla nas ważne, że w ćwiczeniach uczestniczą żołnierze armii sojuszniczych. Niepokojące jest jednak, że tylko Amerykanie i Brytyjczycy zaangażowali się silnie nasze ćwiczenia. Dzięki temu wypadają wiarygodnie jako sojusznicy. Inni są obecni, ale jest to obecność symboliczną, co nie najlepiej rokuje.