I to wcale nie jest żart. W jej najnowszym felietonie możemy bowiem przeczytać, że nie ratyfikując konwencji „skrzywdzimy kolejne pokolenia”, które są świadkami rodzinnej tradycji. „Chłopiec wciśnięty w ciasny pancerz fałszywej męskości, by się z tym uporać sięgnie po alkohol” – oznajmia Płatek. I choć można by polemizować z nią pokazując, że akurat alkoholizm jest chorobą niedojrzałości, a nie męskości, to lepiej zadać jej pytanie, o to, czy wie, w jakiej grupie społecznej alkoholizm rozwija się obecnie w największym tempie? Dla informacji pani Płatek są to młode (i w średnim wieku) często samotne, lub w związkach nieformalnych, za to zorientowane całkowicie na karierę kobiety. Ideał gender, który – został przez ideologów tak bardzo unieszczęśliwiony, że pije na umór, zachowując pozory.

Ale to nie jedyny fałsz zawarty w tekście Moniki Płatek. Dalej możemy się bowiem dowiedzieć, że rezygnacja z tradycyjnego modelu rodziny i wprowadzenie gender za pomocą Konwencji jest najlepszą drogą do zwalczenia raka szyjki macicy. „Nawału zgonów z powodu raka szyjki macicy nie skojarzymy z lekceważeniem kobiet i ich zdrowia” – oznajmia. A ja odpowiem: skojarzymy je raczej z radykalną zmianą obyczajów seksualnych. Rak szyjki macicy jest przenoszony drogą płciową, a najlepszą ochroną przed nim jest… moralne, zgodne z nauczaniem Kościoła, życie seksualne. Statystycznie rzecz biorąc, jeśli kobieta żyje w małżeństwie, jej mąż był jej pierwszym i jedynym partnerem seksualnym, a ona była jego pierwszą i jedyną partnerką seksualną, to ryzyko raka szyjki macicy jest bliskie zeru. Jeśli więc ktoś odpowiada za rozpowszechnianie się epidemii raka szyjki macicy, to ci, którzy przekonują dziewczęta, że wolna miłość, seks na życzenie są normą. To oni, a nie tradycyjna rodzina, która opiera się na wierności i monogamii są odpowiedzialni za śmierć niewinnych kobiet.

Z ostatnim absurdem polemizować już nie będę. Po prostu przytoczę opinię prof. Płatek, która oznajmia, że zawały też wyleczy się Konwencją. Ujmując rzecz wprost prawniczka jest bowiem zdania, że mężczyźni umierają na zawały nie dlatego, że są biologicznie uwarunkowani, ale dlatego, że są „przywaleni stresującymi wzorcami męskości”. Jeśliby ich przebrać w sukienki to od razu byliby zdrowsi i nie umieraliby na zawał. Dziwne, że pani profesor jeszcze nie otrzymała Nobla w dziedzinie medycyny. Sądzę jednak, że to tylko kwestia czasu.

Tomasz P. Terlikowski