Z ogólnodostępnej wiedzy na temat tego, czym jest technologia in vitro wynika, że mamy do czynienia z niszczeniem i zabijaniem nadprogramowej liczby zarodków. Dochodzi więc do zabijania życia poczętego. To fundamentalny problem, jaki pojawia się w kwestii in vitro. Co więcej, mrożenie i niszczenie jest procederem sprzecznym z Konstytucją – art. 38 mówi bowiem, że życie ludzkie od momentu poczęcia podlega ochronie.

Jeśli rozmawiamy o programie refundacji in vitro, który od dziś wchodzi w życie, to w tym momencie pojawia się poważny problem o charakterze konstytucyjnym. A nawet nie tyle problem, co zarzut o charakterze konstytucyjnym, bo cały ten program wchodzi w sprzeczność z art. 38 Konstytucji, który wyraźnie mówi o ochronie ludzkiego życia.

Ponieważ w przypadku in vitro mamy do czynienia z zabijaniem, to obowiązkiem partii rządzącej jest dopilnowanie, by wszystko to, co dotyczy zdrowia i życia człowieka przechodziło przez głosowanie Sejmu. Mówimy o problemie o charakterze konstytucyjnym, a jednocześnie ustawowym, z którym Sejm powinien się zapoznać. W związku z niepowodzeniem, którym skończyła się próba dokonania rewolucji obyczajowej i przeforsowania ustawy o związkach partnerskich, rząd zorientował się, że wszelkie zmiany w kwestiach obyczajowych, dotyczących życia, śmierci i sumienia, nie cieszą się aprobatą społeczeństwa. Zdecydowana większość Polaków deklaruje się jako katolicy i rząd zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma większych szans na przepchnięcie przez Sejm ustawy liberalizującej in vitro.

Mimo braku niezbędnej ustawy premier Tusk zobowiązał ministra Arłukowicza do przygotowania technicznej procedury refundowania i wprowadzania zabiegów in vitro. A przecież jest to materia ustawowa, która powinna być przedmiotem dyskusji w Sejmie. Mało tego, refundacja in vitro powinna być przedmiotem debaty publicznej, ponieważ dotyczy fundamentalnej sprawy, jaką jest życie ludzkie. Nie może być tak, że pan premier i minister Arłukowicz, obaj reprezentujący interesy środowisk lewackich, zmonopolizowali dyskusję na tematy światopoglądowe. Tym właśnie jest przeforsowanie procedury refundacji z pominięciem klasycznej drogi ustawowej i pominięciem Sejmu. Każdy program realizowany przez jakiekolwiek ministerstwo musi wynikać z zezwolenia, czyli na przykład ustawy wydawanej przez Sejm. Co więcej, nosi to znamię oszukiwania własnych wyborców – przecież program wyborczy Platformy nie mówił ani słowem o wprowadzaniu refundacji in vitro. Premier nadużywa więc swojej legitymacji wyborczej.

W polskim ustawodawstwie – dzięki Bogu! - nie ma żadnej regulacji dotyczącej in vitro. A ponieważ czegoś takiego nie ma, to panowie Tusk i Arłukowicz nie mogą ominąć tego problemu, wprowadzając program refundacji na zasadzie jakiejś samowoli, podporządkowując tę kwestię swojemu lewackiemu światopoglądowi.

Sama procedura in vitro jest niekonstytucyjna, nieetyczna, niemoralna, nie ma podstawy prawnej ponieważ Konsytuacja nie mówi ani słowa o tego typu praktykach, nie ma podstawy ustawowej. Jeśli chodzi o program refundacji to nie był on ani przedmiotem szerokiej debaty publicznej, ani przedmiotem dyskusji ogólnej w Sejmie. Został on na siłę przepchnięty przez premiera i ministra zdrowia i jest spełnieniem zachcianek bardzo wąskich grup lewackich. To nie jest taka powszechna praktyka, której chciałoby się poddać większość polskich małżeństw. Pochłonie ona kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie i bardzo jestem ciekawa, jak to się ma do oszczędnościach na przykład na lekach dla osób nieuleczalnie chorych, także dzieci.

Im bardziej różne środowiska, na przykład Kościół, protestują przeciw refundacji, tym bardziej Tusk naciska na przeforsowanie tego niemoralnego i niekonstytucyjnego projektu, stawiając sobie za punkt honoru „przepchnięcie” tej propozycji wbrew wszystkim ważniejszym środowiskom w Polsce. Premier bardzo emocjonalnie i ambicjonalnie podchodzi do tego programu, traktując go jako element swojej prywatnej wojenki z Kościołem i katolikami.

Efekt jest taki, że przy braku dyskusji na ten temat i działaniu na przekór (bo przecież większość Polaków deklaruje się jako katolicy, zatem powinna być przeciw in vitro), przepycha się po cichu program, który ma dziesiątki luk prawnych. W Polsce nigdy nie było tego typu regulacji, więc kilku lekarzy nie ma prawa w sposób nieformalny, prawie tajny tworzyć taki program i forsować go na siłę, mając zielone światło od premiera, wbrew większości polskiego społeczeństwa. Bardzo prawdopodobne jest to, że gdyby ten program trafił do Sejmu, to dzięki głosom także posłów PO, nie przeszedłby dalej. Przecież gdyby miał on jakiekolwiek szanse, to premier nie bałby się przepuścić go przez Sejm. Tusk to wiedział i liczył się z tym, że byłoby dla niego kolejne upokorzenie, więc postawił na swoim. To ślepa uliczka i wielka krzywda wyrządzona polskiemu społeczeństwu wprowadzona przez ministra Arłukowicza i premiera Tuska prawem kaduka. Pan premier wbija sobie tym samym kolejny gwóźdź do wyborczej trumny.

Not. eMBe