Prof. Andrzej Nowak na łamach „Gościa Niedzielnego” odnosi się do fali nadużyć i nieprawidłowości jakie miały miejsce przy organizacji wyborów samorządowych.

Zdaniem historyka, czymś niezwykle niezrozumiałym jest skala głosów nieważnych w I turze wyborów. „Teraz fala nieważnych głosów zalała całą Polskę, jak zaraza. Wcześniej, przed 2007 rokiem, za rządów PiS, SLD, AWS, UW, takiego zjawiska nie było (w porównywalnym stopniu). Skąd nagły, tak gwałtowny przyrost wyborczego analfabetyzmu Polaków? Przecież nasze szkoły uczą pod rządami pani minister Hall i pani minister Kluzik-Rostkowskiej coraz lepiej, przecież mamy w 2014 na pewno znacznie więcej „młodych, wykształconych z wielkich miast”, niż mieliśmy ich w roku 2006, kiedy głosów nieważnych było w wyborach samorządowych dużo mniej” - pisze Nowak.

Sowietolog odnosi się przy tym do dyskusji, jakie pojawiają się w kontekście nieprawidłowości wyborczych. „Stajemy wobec straszliwego dylematu. Albo uznamy się za głupców, którzy nie umieją skreślić poprawnie krzyżyka na kartce wyborczej, albo za podpalaczy, którzy chcą zniszczyć obywatelski konsensus” - ubolewa.

„Skoro koalicja PO–PSL nie może już z nikim przegrać, ani nikogo (nawet SLD) dokooptować, bo alternatywą jest „podpalenie Polski”, to oznacza to koniec demokracji. Oznacza, że rządzący mają teraz już prawo do każdego, coraz bardziej zuchwałego nadużycia swej władzy, do każdego kłamstwa – bo przecież nikt ich nie może zastąpić” - przekonuje Nowak.

W sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, jedynym rozwiązaniem, zdaniem historyka będzie nowy zryw społeczeństwa, „na skalę większą niż przy wyborach 4 czerwca 1989 roku”.

„Potrzebny jest wielki wysiłek (...) byśmy z tej równi pochyłej jeszcze zeszli. Ostatnia szansa: przyszłoroczne wybory na prezydenta i do parlamentu. Potem już będzie wszystko jasne. Albo… ciemne?” - pisze prof. Nowak.

All/Gość Niedzielny