Pozwalam sobie zachęcić Państwa do lektury najnowszego, 127-128, znakomitego jak zawsze, numeru „Arcanów” – napisał na Facebooku prof. Andrzej Nowak, zwracając uwagę na opublikowaną w numerze debatę, poświęconą zachodniej cywilizacji. „Wątłej nadziei na przebudzenie próbują się chwytać Andrzej Waśko, Anna Zechenter, Marian Miszalski, Olga Doleśniak-Harczuk i gospodarza tego konta na Facebooku”.

Publikujemy fragmenty:

Próba diagnozy:

Prof. Andrzej Nowak: Lata 60. są tu kluczowe, ale nie mówiłbym o maju 68 roku, by nie przyjmować frankocentrycznej perspektywy. Przełom cywilizacyjny dla Zachodu dokonał się wraz z Soborem Watykańskim II. Philip Larkin, mój ulubiony angielski poeta, napisał wiersz Annus Mirabilis, w którym wyznaczył datę początkową kryzysu: wynalezienie pigułki antykoncepcyjnej. Zatem swoje trzy grosze wniosła jeszcze technika. Jednak nawet wezwanie Gramsciego do marszu przez instytucję i 80 lat dewastowania tradycji nie anuluje tworzenia sie kultur narodowych, a wcześniej ponadplemiennych przez ostatnie dwa milenia.  Myślę, że są w tradycji niemieckiej są takie bardzo złe, głęboko pogańskie elementy, są w tradycji francuskiej podobne bardzo złe elementy – i one mogą właśnie zatriumfować, pobudzone niejako przez to wyzwanie jakim jest dzisiejszy islam. Islam jest częścią problemu, a całym problemem jest odpowiedź na to wyzwanie. Patrząc na to zagadnienie przez pryzmat doświadczeń rosyjskich, przypominam sobie tego biedaka Lenina, który od czasu przejęcia władzy w Rosji, martwił się – według swoich kategorii: „kto kogo?” – czy to bolszewicy złamią kulturę i tradycję rosyjską i narzucą jej swego "internacjonalistycznego" ducha, czy to raczej rosyjskość przeniknie ich i opanuje ostatecznie. Pod koniec życia, w jednym ze swoich ostatnich wystąpień, stwierdził, że to raczej bolszewicy przegrają, że to Rosja połknie ich i zasymiluje ich bolszewizm do swoich potrzeb. Po blisko stu latach możemy powiedzieć: Lenin jak zwykle miał rację. Od katastrofy Europy, której (i katastrofy, i Europy) rdzeniem są Niemcy, mija siedemdziesiąt parę lat. 

Nie twierdzę, że wszystko musi się odbywać w takim samym tempie, ale mam wrażenie, że Niemcy, może Francja, rdzeń karoliński, stoją przed podobnym wyzwaniem. Czy ich liczące dwa tysiące lat tradycje nie wchłoną ostatecznie tej piany rewolucyjnych przemian ostatnich dwustu lat czy, tym bardziej ostatnich 50 (od 1968) – i nie zatryumfuje znowu. Dzisiejszy dylemat nie sprowadza się tylko do alternatywy, czy to (post)nowoczesne ideologie zawładną duszami milionów imigrantów, islamskich, czy to raczej dynamiczna kultura islamu rozbije struktury współczesnych antywartości? Jest też możliwe, że „stara Europa” wykorzysta obecną fazę kryzysu, żeby „wygrać” przeciw sobie nawzajem imigrantów i lewackie ideologie. Może jakiś ur-deutsche Geist spróbuje dokończyć przy pomocy Arabów swoje rozgrywki, rozpoczęte w XX wieku raz w 1914, drugi raz w 1939 roku – i dwa razy przegrane? Europa może wyjść z tego kryzysu nie tylko islamska, albo „genderowo”-antynarodowa, ale także neopogańskaMoże teraz – a Arabami (przypomnijmy: najlepszymi – może nie sojusznikami, ale – kibicami Hitlera) spróbuje wygrać? W żadnym razie nie twierdzę, że jest taki diaboliczny plan kanclerz Merkel, ale są siły historyczne i cywilizacyjne (antycywilizacyjne niekiedy) większe od kanclerzy i woli dyrektorów największych nawet koncernów. Tak jak imperialna rosyjskość „trzeciego Rzymu”, wojny ze „zgniłym Zachodem”, wygrała z bolszewizmem (oczywiście nie do końca, bo bolszewizm w dramatyczny sposób jest tam nadal obecny), tak niemieckość też może wygrać nad imigrantami na wiele sposobów. Europa może wyjść z tego kryzysu nie tylko islamska, albo „genderowo”-antynarodowa, ale także neopogańska. I niestety to pogański sposób wydaje się dzisiaj w Niemczech czy we Francji najbardziej kuszący.

Potem próba odpowiedzi na wyzwanie obecnego kryzysu:

Prof. Andrzej Nowak: Wydaje mi się, że dobrym punktem wyjścia do odegrania jakiejś roli przez Polskę w aktualnym kryzysie Europy jest właśnie oparcie się o większy zespół narodów, tradycji, kultur i państw realnych, które w ostatnim czasie zostały znowu wrzucone do jednego worka, tak jak Pani to przypomniała, przez tych, którzy są dziedzicami maja 68 w Niemczech czy we Francji. Setki razy powtórzona teza o „ohydnej twarzy Europy Środkowowschodniej” wraca teraz, ale tylko w wypowiedziach przedstawicieli wąskiej grupy lewicowej elity. Natomiast dla coraz większej części społeczeństw Europy Zachodniej ten przekaz elit jest nieskuteczny i rodzi coraz większy sprzeciw, nie na tle stosunku do Polski, Węgier, czy Europy, tylko na tle stosunku do wychodźców, czy uchodźców, czy jakkolwiek ich nazwać. To jest zupełnie nowa sytuacja. W latach 90. istniał chyba względny konsensus między elitami a społeczeństwami zachodnimi co do tego, że: „ubodzy, prymitywni ludzie z Europy wschodniej nas szturmują. Musimy ich pouczyć, możemy ewentualnie, jak się nauczą jeść nożem i widelcem, wpuścić do przedpokoju”. I to w 2005 r. jeszcze jakoś trwało. Większość młodych osób w Polsce przyjmowała to założenie z odwrotnej perspektywy: wiadomo, że Zachód jest lepszy, że tam są mądrzejsi ludzie, że tam wszystko jest wspanialsze, więc my musimy dorosnąć do tego, by zechcieli nas do siebie wpuścić.Zachód nie może być tak pewny swojej wyższości nad naszą częścią Europy Dzisiaj ta relacja pękła z obu stron – ani Zachód nie może być tak pewny swojej wyższości nad naszą częścią Europy, ani nasze społeczeństwo nie jest już tak przekonane o swojej niższości. To jest zupełnie nowa sytuacja, znów wprowadzona przez kwestię uchodźców. Teraz to ludzie Zachodu czują się gorzej, to oni okazują się „głupsi” – bo do tego dopuścili, przed czym tak potępiani wcześniej z pogardą Orban czy Kaczyński ostrzegali. To stwarza zupełnie nową płaszczyznę do działania. To, co było mrzonką, fikcją, donkiszoterią dwadzieścia czy nawet dziesięć lat temu, dzisiaj ma, myślę, realną szansę społeczną. Nasz region zyskuje na znaczeniu, także w świadomości zachodniej opinii publicznej, a wśród wspólnoty Europy Środkowowschodniej to Polska ma największe zadatki na pozycję lidera, skoro jest duża i kulturowo silna. Odwołanie się do tradycji chrześcijańskiej jest naszym jedynym wyjściem, bowiem odwołując się tylko do tradycji narodowej, umożliwimy zwycięstwo tym, którzy są narodowo silniejsi czyli Niemcom. Tam może wygrać pogańska wersja „rewanżu historii”, w której ostatecznie dojdzie do porozumienia Putina z jakąś Pegidą czy nawet zreformowaną panią Merkel. Nie chodzi mi o nią personalnie, tylko o efekt zwycięstwa kultu siły jako jedynej realności. Polska, między Niemcami a Rosją, nie wygra w tej konkurencji. Europa nie wygra w tej konkurencji. Odrzucenie chrześcijaństwa i jego moralnych „powściągów” byłoby perspektywą straszną dla nas jako Polaków, dla nas jako mieszkańców Europy Środkowej. Duże znaczenie będą miały wybory w Ameryce – jeżeli wygra w nich agresywny neopoganin Donald Trump, to będzie to doskonała perspektywa porozumiewania się na jeszcze wyższym szczeblu kosztem całej Europy – z Putinem, z prezydentem Chin, czy z kimkolwiek, kto będzie miał dość mocy, by Trump chciał z nim dzielić świat  – decydować będzie tylko siła. Właśnie teraz mamy szansę odegrać rolę misjonarzy i trzeba odnaleźć w sobie krzepęJeżeli wygra Ted Cruz, to mimo wszystko sytuacja będzie inna. To, co się wydarzy w Ameryce ma znaczenie dla Europy i od tego także zależy szansa naszej misji. Jeżeli z Ameryki będzie płynął przekaz choć troszkę bardziej konserwatywny niż ten związany z 1968 rokiem, to zwiększą się szanse naszej misji. Używam tego ostatniego słowa bez patosu. Właśnie teraz mamy szansę odegrać rolę misjonarzy i trzeba odnaleźć w sobie krzepę – duchową, nie fizyczną – bo tej nie mamy i nie będziemy mieli w takim stopniu jak nasi zachodni sąsiedzi, ale krzepę duchową – taką jaką miał Jan Paweł II, jaką nam zostawiła w spadku wielka kultura romantyczna.

Za: www.portal.arcana.pl

JAK DUCH ŚWIĘTY PRZYSZEDŁ DO ... GANGSTERA! ZOBACZ!!!