Portal Fronda.pl: Polscy biskupi mocno skrytykowali nowy elementarz dla pierwszoklasistów. Już widzę te nagłówki w mediach lewicowych, że hierarchowie nie mają czym się zajmować, więc komentują szkolne podręczniki. Zapytam więc, czy to właściwe, że biskupi zajęli się elementarzem?

Dr hab. prof. UAM Marek Budajczak: Myślę, że ks. biskup Marek Mendyk, tak jak każdy obywatel tego kraju, ma prawo do zabierania głosu na różne tematy. Skądinąd nie było koniecznym medialne nagłaśnianie jego wypowiedzi, ponieważ wypływała ona wyraźnie z funkcji, jaką ksiądz biskup pełni w Episkopacie. To było bodaj pierwsze spotkanie Konferencji Episkopatu od czasu, kiedy zaproponowano osławiony „Nasz Elementarz”, więc temat ten w naturalny sposób pojawił się podczas obrad. Chyba nie jest niczym niestosownym, że biskup „od” spraw wychowania wypowiada się na temat szkolnego podręcznika w ramach oficjalnego spotkania elit polskiego Kościoła Katolickiego.

O tak, gorsze może być tylko to, co mówi (śmiech). Szef Komisji Wychowania nie pozostawił bowiem suchej nitki na podręczniku.

Bp Mendyk na początku swojej wypowiedzi przywołuje cudze opinie, cytując ekspertów z zakresu pedagogiki, czy ściślej dydaktyki. I ta część wydaje się najmniej potrzebna. Natomiast w następnych częściach wypowiedzi dostrzegam wyraźne i zrozumiałe wezwanie do tego, by Kościół katolicki zajął się wzmacnianiem wychowania chrześcijańskiego w gronie członków wspólnoty katolickiej w Polsce. To apel do duchownych i katechetów, by zajęli się promowaniem chrześcijańskiego stylu życia. Trzeba, wskazuje bp Mendyk, przygotować odpowiednie materiały edukacyjne także po to, by wspierać rodziców w wychowaniu dzieci. Jak widać, są to kwestie jak najbardziej związane z wewnętrznymi sprawami Kościoła, w tym zatem odniesieniu bp Mendyk nie dopuścił się nadużycia.

Bp Mendyk ubolewa nad tym, że elementarz promuje „świecki, antyreligijny obraz mający na celu wyeliminowanie wartości chrześcijańskich”. Chodzi konkretnie o to, że całkiem pominięto opłatek przy temacie Świąt Bożego Narodzenia.

Proszę pamiętać o tym, że MEN i tak zrezygnowało z pierwotnej wersji elementarza, gdzie w ogóle nie było mowy o Bożym Narodzeniu, a jedynie o nieokreślonych „świętach”. Wprowadzono Boże Narodzenie do tego podręcznika pewnie dla spokoju społecznego. I dobrze, bo unikanie tej nazwy to zwykła obłuda. Czy natomiast poszerzanie elementarza o dodatkowe, „istotne” - nawet jeśli dla olbrzymiej większości, to jednak nie dla wszystkich Polaków – treści byłoby właściwe, to już sprawa dyskusyjna. Sam „opłatek” (niezależnie od tego, iż „posługują się” nim także i ateiści), nie jest kategorią samoistną. Trzeba przy nim przecież wspomnieć o „Wigilii”, a następnie z konieczności … o kolejnych składowych wiary. Czy taktownym wobec braci „innych” byłoby zatem żądanie mnożenia, uznanych za uświęcone, ale przecież partykularnych, treści w elementarzu? Choć w kontekście katechetycznym termin „opłatek” jest uzasadnionym, to chyba nie wypada, by zażarcie walczyć o umieszczenie go w elementarzu.

Ten „świecki i antyreligijny obraz” to zbyt mocne zarzuty?

Biskupi, choć także krytycy z innych kręgów kulturowych, wyraźnie wskazują na pleniące się w dzisiejszym świecie, a widoczne także w „Naszym Elementarzu”, konsumpcjonizm i hedonizm. Rzeczywiście, kultura popularna, która przecież nie korzysta z moralnych inspiracji religii czy laickiego humanizmu, jest bardzo mocno rozpowszechniona. Nie ma się więc co dziwić, że biskupi także podejmują ten problem. Promowanie cnót byłoby zapewne właściwsze, niż hołdowanie życiowym przyjemnościom, ale tego narzucić organizatorom publicznej edukacji nie można.

Ale już magia, która ma być w elementarzu „wszechobecna”, tak. „ Dziecko może mieć przekonanie o wszechmocy magicznych treści - dzieci są oswajane z postaciami, które mają magiczną moc, spełniają życzenia w każdej chwili, pomagają w byciu dobrym, życzliwym, rozwiązują problem zła w świecie. To rodzi przekonanie, że można być dobrym i życzliwym właśnie dzięki magii a poprzez zabawę też można zostać czarodziejem. Jest to bardzo niebezpieczne, bo dziecko poznaje pewne rytuały, myśli, że bawi się, a nieświadomie, małymi krokami zostaje wprowadzane w bardzo niebezpieczną przestrzeń magii i okultyzmu” - mówi bp Mendyk.

Jakkolwiek trafne są te uwagi na gruncie światopoglądu katolickiego, to ilość treści „około-magicznych” w kulturze popularnej jest tak wielka, że w podręczniku nie dokonuje się żadna szczególna promocja. Wspomniane smoki może nie są najszczęśliwszym rozwiązaniem, ale dzieci przecież znają różnego rodzaju baśniowe stwory już od wczesnego dzieciństwa. Krytykowanie tego w czambuł nie jest do końca uzasadnione. Tu warto przywołać prace Michaela D. O’Briena. To, co najistotniejsze w wypowiedzi bp Mendyka, to nie powoływanie się na opinie pedagogów, nie radykalne oceny, ale apel o zwarcie szeregów dla promowania wiary, wartości chrześcijańskich w ramach wspólnoty katolików rzymskich w Polsce. To także podkreślenie tego, że rodzice są bardzo ważni, bo mają szczególną rolę kulturową do odegrania. Tak bodaj należy odczytywać zasadniczą wartość i sens wypowiedzi biskupa.

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk