Sytuacja geopolityczna w Europie jest wciąż dla Rosji niewystarczająco sprzyjająca, by tak oportunistyczny i trzeźwo myślący polityk jak prezydent Putin, oraz jego otoczenie, zdecydowali się na nierozważne działania bez możliwości odwrotu – pisze prof. Ryszard M. Machnikowski w „Teologii Politycznej Co Tydzień” pt. Rosyjskie manewry.

Przeczytaj inne teksty w „Teologii Politycznej Co Tydzień” nr 76 pt. Rosyjskie manewry

14 września rozpoczną się cykliczne, odbywane co 4 lata rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe „Zapad – 2017”, w których weźmie udział ok. 13 tys. żołnierzy z wymienionych krajów. Należy spodziewać się, że manewry potoczą się wg. zakładanego scenariusza a po ich zakończeniu 20 września wojska rosyjskie wrócą do miejsc swojego stacjonowania. Kolejny sprawdzian bojowy wojsk ZBiR zostanie zapewne uznany za sukces. Rosyjskie społeczeństwo kolejny raz upewni się, że potężna Rosja jest w stanie odpowiedzieć na każdą „prowokację NATO” i dysponuje siłami i środkami, by zwyciężyć agresora. Białoruski reżim przekona się, że zawsze może liczyć na bratnią pomoc, co jest także czytelnym sygnałem co mogłoby się stać, gdyby kiedyś rzeczywiście przyszło mu do głowy chcieć zmienić strony (a jak pamiętamy na podobną choć udawaną chęć dała się nabrać niedawno nasza dyplomacja).

Wiadomo też dobrze, co nie wydarzy się w trakcie trwania tych ćwiczeń. Wojska rosyjskie i białoruskie nie wkroczą na Litwę, Łotwę i/lub Estonię i nie dokonają zbrojnego podboju tych państw. Nie będzie miała również miejsca „aneksja” Białorusi. Wojsko rosyjskie nie zaatakuje Ukrainy i nie będzie posuwać się w stronę Kijowa. Nie będą miały też miejsca poważne prowokacje militarne wobec Polski. Jeżeli ktoś się tego wszystkiego obawia na serio, to znaczy, że kolejny raz stał się ofiarą sprytnych manipulacji, stosowanych przez stronę rosyjską w jej permanentnej wojnie informacyjnej z krajami zachodnimi. Kreml lubi wywoływać lęk i posługiwać się nim, czyniąc to zwykle dość zręcznie i dysponując przy tym całkiem bogatym instrumentarium, na które należy zwracać baczniejszą uwagę, niż na liczbę „batalionowych grup taktycznych” biorących udział w ćwiczeniach. Lęk jest stanem emocjonalnym, który kremlowska kamaryla stara się często wykorzystywać do manipulacji psychologicznych, mających wywoływać pożądane masowe zachowania społeczne, zarówno w samej Rosji, jak i za granicą.

Nie jest jednak w tych działaniach osamotniona. Nie mogą szczególnie dziwić dezinformacje płynące poprzez rosyjskie i białoruskie kanały informacyjne poprzedzające ćwiczenia, gdyż stosują się one do znanej od wieków zasady „jeśli jesteś słaby, udawaj silnego”, a Rosja (nie mówiąc już o Białorusi), wciąż jest państwem dość słabym (choć forsownie starającym się wzmocnić swój potencjał wojskowy w przygotowaniu na rzekomo nieuchronny konflikt zbrojny, do którego wkrótce ma dojść u jej granic). Nie może także dziwić wykorzystywanie lęku przed Rosją przez kraje nadbałtyckie czy Ukrainę, które stały się (Ukraina) lub łatwo stać mogą (kraje nadbałtyckie) ofiarą rosyjskiej „polityki realizowanej metodami zbrojnymi”. W tych przypadkach kraje te starają się zdyskontować ów lęk do przyciągnięcia uwagi „międzynarodowej opinii publicznej” i skłonienia zachodnich mocarstw do wsparcia militarnego, czy to poprzez obecność NATO-wskich sił zbrojnych, czy sprzedaż śmiercionośnego sprzętu wojskowego dla zwiększenia swojego bezpieczeństwa. Rosja w chwili obecnej nie podejmie znacznego ryzyka przejęcia fizycznej kontroli nad obszarem poradzieckim (Pribałtiki, Białoruś, Ukraina) gdyż ewentualny „zysk” z takich działań nie przewyższyłby strat, które to państwo musiałoby ponieść, gdyby USA zdecydowały się na interwencję. Ewentualne działania zbrojne dotyczyłyby raczej obrony członków NATO, natomiast w przypadku próby bezpośredniego podporządkowania Ukrainy, a nawet Białorusi, Rosja narażona byłaby na kolejne sankcje, zawieszenie współpracy z krajami zachodnimi, a zapewne także na utratę statusu kraju – gospodarza piłkarskiego Mundialu, co byłoby poważnym ciosem prestiżowym dla Putina. A w starciu militarnym z amerykańską potęgą Rosja nie ma czego szukać, potencjał i przepaść technologiczna między siłami zbrojnymi tych państw jest wciąż zbyt wielka, by widzieć cień szansy na choćby ratujący twarz remis...

Czytaj całość na łamach ,,Teologii Politycznej Co Tydzień''