Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: 70 proc. respondentów w sondażu IBRIS odpowiedziało, że nie chce przyjęcia do Polski uchodźców. Z czego mogą wynikać takie odpowiedzi i jak ma się to do silnie promowanej w UE czy przez poprzedni polski rząd „polityki otwartych drzwi”?

Europoseł prof. Ryszard Legutko (PiS/ECR): Jest to wynik łatwy do przewidzenia. Ludzie kierują się w życiu zdrowym rozsądkiem i dostrzegają związek pomiędzy niskim poziomem bezpieczeństwa a dużą liczbą imigrantów i społeczności muzułmańskiej w stolicach Europy Zachodniej. Nie trzeba być geniuszem, by widzieć, że islamski terroryzm ma związek z islamem. Okazuje się tym samym, że propaganda, którą narzuca nam Unia Europejska, ale i pewne środowiska w Polsce: przyjmowanie imigrantów jest naszym obowiązkiem, Europa od nas tego oczekuje, inaczej stracimy wsparcie finansowe lub poniesiemy inne konsekwencje, jest po prostu nieskuteczna. Te ok. 30% respondentów albo nadal takiej propagandzie się poddaje, albo do końca nie rozumie problemu i zależności między dużymi skupiskami muzułmanów w Europie, a zagrożeniem terrorystycznym.

Potwierdzono, że 61-letnia Polka zaginiona podczas ataków terrorystycznych w Brukseli i poszukiwana od tygodnia jest wśród śmiertelnych ofiar zamachów.

Sądziliśmy, że tym razem Polacy zostali oszczędzeni, okazało się jednak, że jest jedna ofiara śmiertelna z Polski. Ten fakt może mieć wpływ na taki wynik sondażu, jednak nie musi. Wszyscy przemieszczamy się pociągami, metrem, samolotami i nawet, gdyby nie było jednej polskiej ofiary, można powiedzieć, że to czysty przypadek, iż konkretna osoba jest w danym momencie w miejscu, gdzie dochodzi do zamachu. Fakt śmierci Polki nie ma więc, według mnie, znaczenia dla wyników sondażu. Ważny jest jednak, że Polacy obawiają się dużej islamskiej imigracji. Nie znaczy to oczywiście, że dla tych 70% ankietowanych każdy muzułmanin stanowi zagrożenie . Przyjmują oni jednak mniej lub bardziej świadomie założenie, że terroryści nie mogliby działać, gdyby nie mieli swojej społecznej bazy.

Muszą mieć jakieś zaplecze, muszą gdzieś mieszkać, być gdzieś ukrywani. Są też całkiem liczni członkowie ich społeczności, którzy im sekundują, bardziej lub mniej ostentacyjnie. Wiemy, że w Europie są  całe dzielnice, enklawy rządzące się własnymi prawami, gdzie policja nie ma dostępu. Kiedy prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił o kilkudziesięciu takich strefach w Szwecji, szwedzka ambasada zareagowała błyskawicznie, mówiąc, że jest to nieprawdą, ponieważ w Szwecji stosowane jest prawo szwedzkie. Ale wbrew szwedzkim protestom, Kaczyński miał rację, a Szwecja najpotulniej ulega polityce multi-kulti i  politycznej poprawności. Rządy państw Europy Zachodniej nie chcą przyznać się do kapitulacji. Podobnie w Belgii nie mówi się oficjalnie o tym, że do niektórych dzielnic policjanci nie mają wstępu, nie można czuć się tam bezpiecznie.

Jak ustosunkuje się Pan do działalności Ligi Muzułmańskiej w Polsce?

Specyfika Polski jest taka, że od wielu lat nie mieliśmy z muzułmanami żadnych problemów. Przykładem są polscy Tatarzy mieszkający tu od wielu lat, których liczba jest jednak stosunkowo niewielka. W każdym razie Polacy nie mają żadnych obaw związanych z rdzenną społecznością polskich muzułmanów. Na temat nowo powstałej Ligi Muzułmańskiej nic nie mogę powiedzieć, bo nie mam wiarygodnych informacji. Ważne jest jednak – powtórzę - że nie mamy w Polsce gett muzułmańskich i oby by tak pozostało. Nie możemy pójść na żadne ustępstwa pod presją Unii Europejskiej.