Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy zdecydowało o odrzuceniu projektu organizacji debaty o sytuacji w Polsce. Zamiast tego Rada Europy przyjrzy się sprawie problemów z imigrantami oraz rzetelności mediów w Niemczech, które to sprawy ujawniły się przy okazji tak zwanej kolońskiej nocy sylwestrowej. Jak ocenia pan profesor te decyzje?

Prof. Ryszard Legutko: Trzeba zdawać sobie sprawę czym jest ciało, o którym mówimy. Rada Europy to zgromadzenie odzwierciedlające poglądy większości parlamentarnych i rządów. Nie jest to natomiast, tak jak Komisja Europejska, organ biurokratyczny aspirujący do roli samodzielnej. Dodatkowo w skład Rady Europy wchodzą kraje, gdzie przestrzeganie praw ludzkich pozostawia wiele do życzenia, jak Rosja czy Turcja. Nazwa tego organu brzmi dumnie, nie jest to jednak jakiś strażnik standardów i wartości, choć zapewne wielu Polaków i mieszkańców innych krajów Europy nie zdaje sobie z tego sprawy. Jakkolwiek nie możemy Radzie Europy przypisać jakiejś szczególnej roli, to fakt, że zechciała zająć się sprawami rzeczywistymi, a nie fikcyjnymi, należy uznać za pozytywną informację – a problem sytuacji w Polsce jest problemem fikcyjnym i naprawdę dobrze, że Rada Europy go zignorowała. Wytrącono też Platformie Obywatelskiej z ręki argument, według którego wszystkie instytucje międzynarodowe w Europie pochylają się nad sprawą Polski. Nie wykluczam wszelako, że sprawa polska będzie miała ciąg dalszy. Widzę różne wysiłki nakierowane na taki rozwój wydarzeń.

Sprawę funkcjonowania mediów w Niemczech i niemieckich problemów z imigrantami uważa pan profesor za rzeczywistą? Tym warto zajmować się na forum międzynarodowym?

W wielu krajach europejskich media są trzymane w gorsecie politycznej poprawności. Wydawałoby się, że rzeczy tak skandaliczne, jak wydarzenia w Kolonii, powinny stać się natychmiast przedmiotem uwagi opinii publicznej, nie tylko w Niemczech, ale w całej Unii Europejskiej, bo problem imigrantów jest problemem ogólnoeuropejskim. Te sprawy były jednak wyciszane. Pisano o nich nie tylko z opóźnieniem, ale też nie do końca rzetelnie. Nagłośnienie faktu o pewnej chorobie systemu komunikacyjnego w Europie jest ważne. Uznałbym więc to za swoiste zwycięstwo zdrowego rozsądku. W Polsce media są wolne. Jak się okazuje, w innych krajach tak do końca nie jest. Czy media same nakładają sobie cenzurę, czy też jest to presja rządu lub opinii społecznej, to inna sprawa: Kaganiec jest jednak faktem. Zachodnie media szczycą się także w Polsce dobrą opinią ostoi wolności słowa. To rozmija się z rzeczywistością od dawna.

Kilka dni temu rząd Austrii poinformował o planie wprowadzenia górnej granicy przyjmowanych azylantów, znacząco – bo aż dwu- lub nawet trzykrotnie – ograniczająca liczbę wpuszczanych do kraju imigrantów. W Niemczech decyzja ta spotkała się z dużą krytyką w kręgach rządowych, a z wielką aprobatą w Bawarii. Jakie przełożenie na politykę imigracyjną Niemiec i Europy w ogóle może mieć decyzja Wiednia?

Należało spodziewać się takiej decyzji. Pierwsze reakcje rządów niemieckiego czy austriackiego były kompletnie oderwane od rzeczywistości. Wiadomo było, że przypływ imigrantów będzie rosnąć i nie można podjąć decyzji o przyjmowaniu wszystkich czy też prawie wszystkich. Nawet w najsprawniejszym państwie nie ma instytucji, które mogłyby wchłonąć tylu ludzi. Z opóźnieniem, ale jednak – politycy zaczynają odzywać się w obronie zdrowego rozsądku. To bardzo ciekawe, że pani kanclerz pomimo nacisków tylko bardzo nieznacznie moderuje swoje stanowisko. Rząd bawarski jest jednym z pierwszych, który bardzo dobitnie wypowiedział się przeciwko polityce Berlina. Przypominam przy tym, że bawarska partia CSU jest partią siostrzaną dla CDU. Słowa, które padają z ust polityków bawarskich są mocne i ostre. Zobaczymy, jak pani kanclerz będzie na to wszystko w  najbliższym czasie reagowała: Czy za słowami o moderacji pójdą też czyny? Kanclerz zainwestowała w sprawę kryzysu imigracyjnego bardzo wiele ze swojego autorytetu politycznego – i to nie tylko w swoim kraju, ale i w całej Europie. Angela Merkel była przecież twarzą otwarcia granic, do tego stopnia, że nie konsultując się z nikim otworzyła granice niemieckie i europejskie. Ponosi dziś ogromną odpowiedzialność za to, co się dzieje. Jeżeli w jej własnym kraju zaczyna narastać opozycja – i to nie cicha, ale coraz bardziej dobitna – to znaczy, że także tam musi nastąpić przesilenie. Niemcy są u kresu sił, nie tylko instytucjonalnych; także obywatele zaczynają się wzburzać. Niemcy z wielką życzliwością odnieśli się na początku do fali uchodźców i imigrantów, nie bardzo zresztą rozróżniając między jednym a drugim. To się skończyło, bo skończyć się musiało. Być może kryzys imigracyjny będzie największym błędem kanclerz Merkel - i zarazem jej finalną klęską.

W mediach niemieckojęzycznych, tak austriackich jak i niemieckich, często sugeruje się, że rząd w Wiedniu podejmując decyzję o górnej granicy przyjmowanych azylantów dąży do zwiększenia presji na wypracowanie tak zwanego europejskiego rozwiązania. Ma kryć się za tym powrót do koncepcji przymusowego rozmieszczania imigrantów w całej UE. Zdaniem pana profesora ten projekt upadł już definitywnie czy rzeczywiście możliwe jest jego ponowne podjęcie?

Projekt ten nie tyle upadł, co nie miał nigdy większej szansy na zaistnienie. Po pierwsze, nie było przecież - i nie mogło być - zgody wszystkich krajów Unii Europejskiej. Po drugie, mówimy tu o liczbach zmieniających się: Dziś mamy zastój spowodowany zimą, ale mówi się o milionie imigrantów wiosną. Po trzecie wreszcie ci, którzy przybyli do Europy, nie chcą się wcale kwotowo osiedlać na kontynencie, ale chcą zostawać w krajach, w których widzą dla siebie największe możliwości: A więc nie w Polsce, na Słowacji czy w Estonii, ale w Niemczech, Szwecji czy Austrii. Nie ma żadnych mechanizmów, które mogłyby pilnować rozdzielonych kwot. To nie jest tak, że gdy ktoś zostanie przysłany do Polski, będzie tu mieszkał do końca swoich dni. Nie, będzie szukał jakichś lepszych warunków w innych krajach Unii Europejskiej. Można, oczywiście, częściowo odbudować wewnętrzne granice i wprowadzać kontrole paszportowe, co już się zresztą dzieje: Kto przekracza granice Francji podlega kontroli paszportowej. Nie są to jednak środki, które cokolwiek by tak naprawdę zmieniły. Od samego początku pomysł kwot był chybiony. Tego nie da się w ten sposób rozwiązać.

Jak w tym kontekście wyglądają dziś perspektywy przyjęcia przez Polskę tych imigrantów, na których przyjęcie zgodził się rząd pani premier Ewy Kopacz?

Pani premier Beata Szydło powiedziała, że nie będzie kontestować decyzji podjętej przez poprzedni rząd. Tak się zwykle nie robi; trzeba szanować ciągłość instytucjonalną. Choć zmienia się rząd, to pozostają zobowiązania podjęte przez poprzedników. Jak wnioskuję jednak z wypowiedzi pani premier, Polska stara się mieć na przebieg całego procesu jakiś wpływ, przyjmując na przykład przede wszystkim chrześcijan. To decyzja dobra, choć zarówno w Polsce jak i poza nią wywołująca nie tylko wielkie obiekcje, ale i agresję. Zupełnie niesłusznie: Rzecz w tym, że chrześcijanie nie tylko mają większe możliwości asymilacji ze społeczeństwami europejskimi, ale są też grupą na świecie najbardziej prześladowaną. Od szeregu lat mamy do czynienia z ludobójstwem. Każdego roku mordowane są na świecie dziesiątki tysięcy chrześcijan, a Unia Europejska nie chce tego faktu uznać. Niedawno odbyła się w Parlamencie Europejskim debata na ten temat. W zasadzie wszyscy mówcy zwracając się do pani wysokiej przedstawiciel Federici Mogherini prosili o uznanie popełnianych dziś zbrodni za ludobójstwo chrześcijan. Mogherini odmówiła. Jeżeli rząd polski będzie przyjmował przede wszystkim chrześcijan, chwała mu za to. Niektórzy politycy unijni będą nas pewnie atakować za taką decyzję, ale to my mamy rację.

Sprawa prześladowań chrześcijan jest wielką plamą na reputacji Unii Europejskiej. Niestety, problem z ludobójstwami jest następujący: Ilekroć do nich dochodziło, a było kilka takich przypadków w historii Europy, to z różnych, przede wszystkim politycznych powodów, tak tego nie nazywano. Zmieniało się to dopiero po latach, kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu. Jak rozumiem polski rząd uznaje, że obecnie dochodzi do ludobójstwa na chrześcijanach. Dlatego naszym obowiązkiem jest udzielanie w takiej sytuacji schronienia przede wszystkim chrześcijanom. Co będzie w dalszej perspektywie? Myślę, że rząd polski powinien zachować dużą ostrożność. Inne kraje zrobią pewnie podobnie. Dziś mamy już zupełnie inną sytuację, niż przed rokiem, gdy jednogłośnie skandowano poparcie dla pani kanclerz Merkel, mówiącej: Przyjeżdżajcie, zapraszamy. Opór jest coraz większy i będzie narastał. Niestety nie rozwiąże to ani problemu uchodźców, ani problemu ludzkiego - przemieszczania się wielkich mas ludzi uciekających przed biedą, brakiem stabilności, albo rzeczywiście dla zachowania życia.

Dodajmy, że imigranci są prześladowani także w Unii Europejskiej. Od kilku miesięcy niemieckie media coraz otwarciej piszą o powszechnej dyskryminacji oraz agresji fizycznej i werbalnej, z jaką chrześcijanie spotykają się ze strony muzułmanów w ośrodkach dla uchodźców w tym kraju. Czy spotkał się pan profesor z tym, by ktoś podnosił na forum europejskim ten problem?

To jest właśnie ta straszna polityczna poprawność, która nas niszczy. Poprawność powstrzymująca polityków nie tylko przed używaniem adekwatnego języka, ale także przed podejmowaniem stosownych działań. Gdy pani Mogherini występowała kilka dni temu w Parlamencie Europejskim, mówiła przede wszystkim o muzułmanach, a nie chrześcijanach. Ci ludzie są, powiedziałbym, organicznie niezdolni do nazywania rzeczy po imieniu. Boją się oskarżenia o islamofobię, boją się też samych islamistów. Mają też głęboko zakorzenione uprzedzenia antychrześcijańskie. Oczywiście, że chrześcijanie przyjeżdżający do Europy nie są bezpieczni. Wystarczy zresztą przeczytać, co dzieje się z kościołami w krajach europejskich. Nie ma, oczywiście, mordów, lub zdarzają się bardzo rzadko, ale są napady, profanacje, wandalizm. Chrześcijanie nie mogą czuć się w zachodniej Europie bezpieczni. 

Rozmawiał Paweł Chmielewski

<<< KUP ENCYKLOPEDIĘ .... KOŃCA ŚWIATA! WARTO SIĘ PRZYGOTOWAĆ! >>>