Portal Fronda.pl: Dwoje niemieckich deputowanych do Parlamentu Europejskiego, szefowa Komisji Kontroli Budżetowej, Ingeborg Grässle, oraz wiceprzewodniczący PE, Alexander Graf Lambsdorff, chcą ukarać Polskę za nieprzyjmowanie imigrantów obcięciem unijnych pieniędzy. Czy taka perspektywa jest realna?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Mówi się o karaniu Polski, a z drugiej strony postanowiono nie karać Hiszpanii i Portugalii za przekraczanie deficytu budżetowego. Także Francja, która od lat łamie ustalenia z Maastricht, nie ponosi za to żadnych konsekwencji. W niektórych przypadkach elity unijne są więc bardzo liberalne i wielkoduszne w interpretowaniu reguł europejskich. W opisywanym przez Pana przypadku to w każdym razie wciąż pojedyncze głosy. Nie przywiązywałbym do nich zbyt dużej wagi. Niewątpliwie jest tak, że jeżeli sprawa nowego budżetu stanie na porządku dnia, to uruchomią się siły chcące wprowadzić jakieś oszczędności właśnie kosztem Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Do realizacji takich zamierzeń jednak bardzo długa droga. Co więcej mamy też pewne pozytywne sygnały. Niedawno Wolfgang Schäuble, polityk o wiele ważniejszy od cytowanych przez Pana, powiedział, że uczenie Polaków demokracji jest rzeczą bezsensowną. Coraz szersze jest zrozumienie dla postawy krajów Europy Środkowo-Wschodniej w kwestii uchodźców, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach we Francji i Niemczech. Dlatego nie przejmowałbym się podobnymi głosami. Uważam natomiast, że Polska powinna bardziej ofensywnie występować z propozycjami na rzecz rozwiązania bardzo przecież poważnego problemu uchodźców. Musimy przedkładać plany niesienia pomocy tam, na miejscu, zamiast przyjmowania uchodźczych mas w Europie. Chodzi o próbę likwidacji przyczyn kryzysu. Jeżeli będziemy na tym polu aktywniejsi, to łatwiej będzie odparować ataki na nas i głosy postulujące kary finansowe.

W przypadku deficytu Portugalii i Hiszpanii o odstąpieniu od kar zdecydowała Komisja Europejska. Pomysł ograniczenia wypłat środków unijnych dla Polski byłby chyba całkowicie nierealizowalny, bo wymagałby przecież zgody państw członkowskich UE na korektę budżetu europejskiego. Pogróżki są więc całkowicie czcze?

W procesach politycznych najpierw bada się grunt się rzucając odpowiednie idee. Pomysł ukarania Polski, Węgier i innych krajów naszego regionu jest podnoszony w różnych dyskusjach. Sonduje się możliwości. Oczywiście, by taka decyzja zapadła, musiałby zostać uruchomiony cały długi, skomplikowany proces, wymagający zgody wszystkich państw. Tymczasem sprawa nie dotyczy tylko Polski, bo Polska nie podejmuje samotnie jakichś innych niż cała UE decyzji. Nie sądzę dlatego, by ktokolwiek ryzykował teraz kolejny podział w UE. Traktowałbym zatem te zapowiedzi wyłącznie jako element nacisku i wyraz niezadowolenia wspomnianych posłów. Nie sądzę, by mogło to mieć jakiekolwiek realne skutki, a gdyby nawet miało - do czego, jak powtarzam,  droga jest bardzo daleka – to tak samo jak wiele innych niedawnych unijnych działań przyczyniłoby się w istocie jedynie do pogłębienia kryzysu. Głosom o karach dla Polski czy Węgier nie można się dziś dziwić; wśród Niemców oraz tych, którzy popierali ich politykę imigracyjną, pojawiają się znowu obawy, że Europę czeka kolejna fala uchodźców, bo Turcja może nie dotrzymać zawartego układu. Dlatego wraca się do pomysłu relokacji imigrantów.

70 tysięcy uchodźców: według ministra Zbigniewa Ziobry właśnie tyle miałaby przyjąć Polska, gdyby nadal rządziła Platforma Obywatelska. Ziobro poinformował, że widział dokumenty zawierające podobne zobowiązania. Czy to wiarygodna wiadomość?

Nie widziałem tych dokumentów, nie mam jednak powodu, by nie wierzyć w słowa pana ministra Ziobry. Rząd Ewy Kopacz niespecjalnie entuzjazmował się perspektywą napływu wielkiej ilości uchodźców. Z drugiej jednak strony obserwując polityków Platformy Obywatelskiej w instytucjach unijnych – a mam okazję obserwować ich w PE – łatwo można dostrzec, że ich odporność na nacisk jest bardzo niewielka. Bardzo skwapliwie przyjmują wszystko, co płynie z UE. Dlatego nie zdziwiłbym się, gdyby wyrazili gotowość do przyjęcia tylu uchodźców. Jestem przekonany, że gdyby w Polsce nie nastąpiła zmiana rządu, to na pewno uzgodnione kwoty relokacji zwiększałyby się i już w tej chwili mielibyśmy dosyć istotny problem z imigrantami. Podkreślam jednak, że to wyłącznie wnioski płynące z obserwacji zachowań i psychiki polityków PO oraz zrozumienia charakteru poprzedniego rządu, który nie był w stanie opierać się naciskom ze strony Zachodu i UE. Mogę wyobrazić sobie, że rząd pani Ewy Kopacz był gotowy do przyjęcia znacznie większej liczby uchodźców, niż to oficjalnie zadeklarowano.

Załóżmy, że rząd PO rzeczywiście miał takie plany, jak przedstawił to teraz pan minister Ziobro. Jeżeli do Polski trafiłoby 70 tysięcy uchodźców, to jakie przełożenie mogłoby to mieć na bezpieczeństwo w naszym kraju? Wydarzenie tylko ostatniego miesiąca, kiedy to w Europie Zachodniej doszło do przynajmniej 10 ataków ze strony imigrantów, pokazują ogromną skalę problemu ich integracji.

Trudno oczywiście przewidzieć konkretne konsekwencje, bo zależą one od wielu czynników. Generalnie jest jednak tak, że często radykalizuje się drugie czy trzecie pokolenie imigrantów. Francja jeszcze w latach 90. nie przewidywała takiego rozwoju sytuacji, jaki dzisiaj widzimy. Panował wówczas wielki optymizm względem perspektyw integracji napływających imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu; wierzono, że uczyni się z nich gorących francuskich patriotów. Tak się jednak nie stało. Także Niemcy nie miały do tej pory wielkiego problemu z mniejszością muzułmańską, pomimo dużej społeczności tureckiej.  Ale choć nie było problemów z aktami o charakterze terrorystycznym, były inne trudności. Imigracja zawsze wiąże się z napięciami i wzrostem przestępczości. Im większy jest dystans kulturowy i różnice religijne, tym silniejsze jest niebezpieczeństwo konfliktów. Przyjeżdżający ludzie czują się często wykorzenieni. Na ogół twierdzi się, że ludziom przyjeżdżającym do Europy Zachodniej wyświadcza się wielką łaskę, bo wpuszcza się ich do świata bezpiecznego, zasobnego i uporządkowanego. Proces imigracji jest jednak zawsze trudny i bolesny, często prowadząc do różnych zaburzeń, także psychicznych. Ludzie cierpią z powodu samotności; tracą rodziny, są wyobcowani.

Przypomnijmy sobie, co Florian Znaniecki pisał kiedyś o polskich chłopach w Ameryce i Europie. Także wówczas, wśród polskich imigrantów w Stanach Zjednoczonych, przestępczość była dość wysoka,. Proces imigracji zawsze owocuje problemami, co pogłębia się jeszcze w przypadku dużego dystansu kulturowego. Ważna jest też postawa społeczeństwa przyjmującego. Społeczeństwo amerykańskie było tworzone poprzez imigrację i o wiele bardziej otwarte niż narodowe społeczności europejskie, a przecież problemy integracyjne były ogromne.  Trodno więc sobie wyobrazić, jaka byłaby reakcja narodu zmuszanego do przyjęcia imigrantów – a tak byłoby w Polsce w przypadku przeprowadzenia relokacji uchodźców. Tych imigrantów nie chcieliby Polacy, a co więcej i sami uchodźcy nie chcieliby mieszkać w Polsce.  Skala obustronnej niechęci byłaby wielka - na pewno  byłaby to sytuacja z natury rzeczy wybuchowa. Dodatkowo w wypadku  obecnej imigracji z Bliskiego Wschodu do zwykłych problemów  dochodzi jeszcze kwestia terroryzmu i islamistycznej indoktrynacji. Zabijać mogą jednak nie tylko dżihadyści. Przypomnimy sobie choćby zamachowca z Monachium, który powoływał się raczej na Breivika, a nie na islam. Był to jednak właśnie syn imigrantów, młody człowiek, który nie znalazł swojego miejsca w społeczeństwie i stał się mordercą. Nie brakuje przykładów osób wśród zamachowców, które według oficjalnych interpretacji uchodzą za niezrównoważone. Można zapytać zarazem, dlaczego w tej grupie jest tak wielu niezrównoważonych? Konkludują: Biorąc pod uwagę cały kontekst obecnej imigracji, sprowadzenie do Polski wielu tysięcy uchodźców stworzyłoby bardzo niebezpieczną i napiętą sytuację. Dlatego też odmowa przyjmowania mas imigranckich jest stanowiskiem realistycznym, liczącym się z rzeczywistą sytuacją społeczną.

p.