Fronda.pl: Komisja Europejska mówi o zagrożeniu praworządności w Polsce i daje rządowi miesiąc na rozwiązanie sprawy. Jak Pan ocenia takie postawienie tej sprawy?

Prof. Kazimierz Kik: Postawa Komisji Europejskiej od dłuższego czasu jest charakterystyczna. W moim przekonaniu rolę odgrywa tu zdecydowany front ugrupowań mainstreamu neoliberalnego, który nie chce dopuścić do utraty pozycji politycznej, jaką miała do tej pory część opozycji w Polsce. Wydaje mi się więc, że nie chodzi tu o ochronę demokracji w Polsce, ponieważ system sądownictwa w Europie jest zróżnicowany. Moim zdaniem chodzi więc raczej o uszczuplenie stanu posiadania politycznego polskiej opozycji neoliberalnej. Zawsze zwracam uwagę, że skład Komisji Europejskiej dzisiaj nie odzwierciedla układu sił politycznych w Europie, w tym także w Polsce.

Co Pan przez to rozumie?

Samego Fransa Timmermansa wybrano na komisarza, gdy był przedstawicielem koalicji rządzącej w Holandii, gdzie współrządziła tamtejsza partia socjalistyczna. Ta partia jednak w kolejnych wyborach przegrała i wypadła z koalicji, ale Timmermans został, będąc komisarzem, który nie reprezentuje rządu. To samo dotyczy Donalda Tuska, który w swoim czasie kiedy został przewodniczącym Rady Europejskiej, był przedstawicielem rządu, ale teraz tak nie jest. Krótko mówiąc, Komisja Europejska w dużym stopniu jest zawieszona w swego rodzaju politycznej próżni. Największą determinację dostrzegamy u tych polityków Komisji Europejskiej i innych instytucji europejskich, którzy nie mają faktycznie mandatu demokratycznego lub których partie utraciły mandat demokratyczny w swoich krajach. Myślę, że niereprezentatywność dużej części Komisji Europejskiej jest jej najsłabszą stroną. Determinacja tych polityków jest odzwierciedleniem dążeń neoliberalnego mainstreamu do zachowania lub odzyskania swojej pozycji.

Skoro Pan wspomina o braku demokratycznego mandatu u Timmermansa, to kogo zatem dziś reprezentuje ten zajadły krytyk polskiego rządu?

Sądzę, że ponieważ Frans Timmermans nie ma dziś mandatu demokratycznego, to jego działania odzwierciedlają nie tyle legitymację demokratyczną, co raczej legitymację eurokratyczną. Z tego punktu widzenia patrząc, można działania Timmermansa odbierać raczej jako gesty polityka, który utracił wpływy polityczne. Timmermans obecnie nie jest wiarygodny politycznie, bo choć pozornie reprezentuje Komisję, tak naprawdę reprezentuje mainstream neoliberalny.

Komisja straszy uruchomieniem artykułu 7. Czy mogą nam grozić sankcje czy to raczej mało prawdopodobne?

Formalnie patrząc na całą sprawę, oczywiście jest taka klauzula jak możliwość uruchomienia artykułu 7. Praktycznie rzecz biorąc, nie ma jednak na to szans, gdyż wystarczy sprzeciw Orbana, a jednomyślność konieczna w takich przypadkach jak wprowadzenie sankcji, nie będzie osiągnięta. Sam Orban już zapowiedział, że będzie solidarny z Polską. Gdyby okazało się, że tylko Polska jest taką czarną owcą UE, to sprawa byłaby prosta, ale po najbliższych wyborach jesienią również w Czechach socjaldemokraci mogą utracić władzę. Tak więc w Europie tendencja nazwijmy ją „narodową” rośnie w siłę. To tendencja, w ramach której rządy coraz większej liczby państw chcą, aby UE była unią państw narodowych.

Jak rząd powinien zachować się w związku z żądaniami Timmermansa?

Sądzę, że rząd będzie robił swoje. Bardzo dobry ruch pana prezydenta daje rządowi argumentację, że uwzględniamy głos narodu. Były dwa weta, będzie modyfikacja ku uwzględnieniu części postulatów zachowania formuły niezależności trzeciej władzy. Wydaje mi się, że zmodyfikowany projekt reformy będzie właśnie argumentem w ręku rządu, że głos narodu został wysłuchany. Skorygowano najdalej idące założenia ustawy, a sądzę, że nowa ustawa będzie bardziej kompromisową i zbliżoną do konsensusu z częścią elit. Z całą opozycją przecież porozumieć się nie da.

Dziękuję za rozmowę.