Tomasz Wandas, Fronda.pl: W niedzielnych wyborach kolacja Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej zdobyła 48,5 proc. głosów. Partia Victora Orbana zdobyła 133 ze 199 mandatów w węgierskim parlamencie. O czym to świadczy?

Prof. Kazimierz Kik, politolog: Musimy pamiętać o tym, że ten bardzo dobry wynik uzyskano przy wyższej - niż w przypadku poprzednich wyborów- frekwencji. W zasadzie była to najwyższa frekwencja od wielu lat – w stosunku do poprzedniej, zagłosowało więcej obywateli o ponad 10%.

Co się stało?

Generalnie rzecz ujmując dominowała opinia, że większa frekwencja będzie niepowodzeniem Fideszu - okazało się, że jest odwrotnie. Fidesz zyskał nowych wyborców, co oznacza, że polityka przez nich prowadzona spotyka się z coraz większym poparciem społecznym. Cała opozycja razem wziąwszy liczy około 1/3 stanu posiadania miejsc w Parlamencie. Nie jest prawdą, że Fidesz traci poparcie, tak, jak głosi to duża część mediów. Jeżeli ostatecznie Fidesz obsadzi w Parlamencie 133 posłów oznaczać to będzie możliwość dokończenia reform ustrojowych i politycznych na Węgrzech, co z kolei umocni dominację polityczną partii na długie lata. Niewątpliwie jest to bardzo dobra perspektywa dla rządzących w Polsce polityków Prawa i Sprawiedliwości.

Słaby był wynik partii lewicowych. Z czego na Węgrzech wynika niechęć do lewicy?

Z tego samego co w Polsce – z kompromitacji. Z tym, że socjalistyczna partia, która rządziła stosunkowo dość długo skompromitowała się bardziej niż lewica w Polsce. Poprzedni, reprezentujący socjalistyczne podejście do polityki premier Węgier sam przyznał – nie wiedząc, że to co mówi jest nagrywane – że rząd socjalistyczny kłamie. Kompromitacja ta została wzmocniona kapitulacją partii socjalistycznej wobec mechanizmu funkcjonowania neoliberalnej gospodarki. Socjaliści na Węgrzech tak jak socjaldemokracja w Niemczech i innych krajach Zachodu obciążone są dzisiaj kompromisem z neoliberalizmem.

Co oznacza to w praktyce?

Oznacza to, że nie są wiarygodni politycznie dla tych grup społecznych, które powinni reprezentować.

Premier Orban przy okazji powyborczego komentarza bardzo ciepło wypowiedział się o Polsce. Dlaczego? Czemu może to służyć w polityce wewnętrznej Węgier?

Przede wszystkim dla Węgrów jest to potwierdzenie tego, że Orban ma rację. To znaczy, że nie jedyny „Orban” w Europie idzie drogą nieakceptowaną przez większość Unii. Fidesz, PiS, Włochy, Austria nie są osamotnieni. Coraz więcej mamy dowodów na to, że polityka Prawa i Sprawiedliwości z jednej a polityka Fideszu z drugiej strony nie jest ewenementem, a prawidłowością, która dopiero teraz wychodzi w Europie na światło dzienne.

Co teraz może mieć miejsce w relacjach polsko-węgierskich? Jak dotąd nasze relacje są bardzo dobre. Czy mogą być lepsze? Jak konkretnie wyobrażałby sobie Pan Profesor jeszcze ściślejszą współpracę między naszymi państwami?

Musimy pamiętać, że na czele Węgier stoi polityk pragmatyczny, narodowy, który nade wszystko kieruje się interesem narodowym Węgier. Musimy pamiętać, że Polska również kieruje się swoim interesem narodowym i należy spodziewać się, że którekolwiek z tych państw przestanie o swój interes narodowy dbać. Oczywiście, interes narodowy Węgier jest nieco odmienny od polskiego, chociażby na odcinku stosunku do Rosji. Węgrzy zupełnie inaczej widzą możliwość zrealizowania swoich aspiracji ekonomicznych niż Polska. Zatem pewna granica współdziałania polsko-węgierskiego rzeczywiście istnieje.

Jak konkretnie ona wygląda?

Potrzeba daleko posuniętej tolerancji na zachowania drugiego państwa. Niewątpliwie będzie to wymagać umiejętności osiągania kompromisów. Musimy uważać, aby przypadkiem nie ideologizować relacji polsko-węgierskich. Skupmy się na politycznej płaszczyźnie wzajemnego zrozumienia – to powinno wystarczyć.

Premier Morawiecki niewiele przed wyborami mówił, że Węgry mogą być dziś przykładem dla Europy, tylko czy Europa będzie chciała iść ich śladem?

Zależy jaka Europa. W Unii jest tak jak w Polsce, obserwujemy u nas ciągle „dwie Polski” - rząd i liberalną opozycję. W Europie jest podobnie, mamy tu do czynienia z Europą neoliberalnego establishmentu, który kieruje się filozofią mechanizmów gospodarki opartej na neoliberalnych zasadach i mamy Europę państw narodowo-socjalnych, bardziej patriotycznych, które mają zupełnie inny ogląd. Wszystko zależy zatem od tego o której Europie myślimy.

A o której powinniśmy myśleć?

Europa neoliberalno-lewicowa powoli przechodzi do historii. Wydaje mi się, że rodzi się nowa Europa, która powstaje wskutek niedogodności globalizacji w duchu neoliberalnym. Europa rosnących nierówności społecznych, Europa protestów przeciw nierównościom, Europa protestu przeciwko multi-kulti, Europa sprzeciwu wobec zatracaniu tożsamości narodowej przez państwa integrującej się Europy. Ta Europa, która w tej chwili się rodzi, ta która w tej chwili wygrywa we Włoszech, w Austrii, na Węgrzech, w pewnym sensie w Polsce - ta Europa może wkrótce zwyciężyć.

Dziękuję za rozmowę.