Tomasz Wandas, Fronda.pl: Skąd tak kontrowersyjne ruchy prezydenta USA względem Iranu?

Prof. Kazimierz Kik, politolog: Jeżeli popatrzymy na sytuację na Bliskim Wschodzie, to należy pamiętać o rozgrywce, która się tam odbywa. Arabia Saudyjska, Izrael i Iran wchodzą z sobą w nieustanny konflikt, a najważniejszym sojusznikiem dla Arabii Saudyjskiej i Izraela są Stany Zjednoczone. W związku z tym myślę, że działania Donalda Trumpa mają w dużym stopniu charakter regionalny.

To znaczy?

Znaczy to, że mają odpowiadać interesom sojuszników USA w regionie – przez co umocnią tam i swoje wpływy. Donald Trump postanowił prowadzić samodzielną politykę w świecie.

Samodzielną?

Samodzielną to znaczy nie liczącą się z innymi państwami, a zwłaszcza z Francją, Wielką Brytanią i Niemcami oraz Unią Europejską. USA mają zupełnie inną optykę widzenia spraw, które toczą się na Bliskim Wschodzie – w przeciwieństwie do UE nieustannie muszą one walczyć o utrzymanie hegemonii w tym regionie.

Czy Trump postąpił dobrze zrywając to porozumienie?

Moim zdaniem postąpił bardzo źle, jednak z punktu widzenia prowadzonych przez siebie teraz Stanów Zjednoczonych, decyzja ta jest zgodna z ich interesami.

Dla kogo zatem konsekwencje tej decyzji będą złe?

Przede wszystkim dla Unii Europejskiej, dla Europy. Fakt ten może doprowadzić do dalszej destabilizacji politycznej (być może i militarnej) na szeroko pojmowanym Bliskim Wschodzie. UE będzie mogła mieć przez to w sąsiedztwie region, w którym będzie bardzo niebezpiecznie. Tym samym presja migracyjna z tamtych terenów będzie mogła się zwiększyć.

Jakie mamy prawdopodobieństwo, że sprawa ta zakończy się konfliktem?

Takie prawdopodobieństwo jest dość duże, gdyż ograniczenie możliwości Iranu leży nie tylko w interesie USA, ale i Arabii Saudyjskiej i Izraela, czyli stałych rywali Iranu w regionie.

Trump powiedział, że poprzedni to znaczy ten układ, z którego teraz wycofały się Stany Zjednoczone, nigdy nie przyniósłby pokoju; dodał, że jeśli Iran zdecyduje się na rozmowy w sprawie nowego porozumienia, to on „jest w stanie i jest chętny” do podjęcia negocjacji na ten temat. Jakiego rodzaju porozumienie Trump może mieć na myśli? Czy nie chodzi mu o totalne podporządkowanie sobie Iranu? Czy Iran będzie skłonny wyciągać w tej sprawie rękę do USA?

Iran nie będzie skłonny do nowego porozumienia z USA. Porozumienie po myśli i w linii Donalda Trumpa oznaczałoby kapitulację Teheranu z prowadzenia jakiejkolwiek samodzielnej polityki w regionie. Iran – podobnie jak Turcja – jest regionalną potęgą.  Zatem jest to tak, jakby próbować ograniczać państwo tak duże jak Turcja w ich działaniach.

W odpowiedzi na decyzję Trumpa politycy irańscy spalili publicznie amerykańską flagę. Emocje niewątpliwie są bardzo mocno rozgrzane. Czy możemy spodziewać się wojny?

Prasa już podaje, a politolodzy ostrzegają, że polityka Trumpa – w ostatnio zgłoszonej przez niego formule – wspiera siły radykalne na Bliskim Wschodzie (szczególnie w Iranie), a te z natury prą do konfrontacji.

Donald Trump ujawnił, że historyczny szczyt przywódców Korei Północnej i USA odbędzie się 12 czerwca w Singapurze. Wcześniej, 22 maja, w Waszyngtonie z Donaldem Trumpem spotka się prezydent Korei Południowej Mun Dze In. Jednym z głównych tematów rozmów ma być Korea Północna. Czy dojdzie do przełomu w kwestii Półwyspu Koreańskiego? I czy sam fakt tych rozmów nie jest już pewnym przełomem?

Na Półwyspie Koreańskim, między Koreą Północną a Koreą Południową i USA toczy się gra polityczna. W moim przekonaniu Korea Północna nie po to doszła do posiadania broni nuklearnej, by w następnym kroku kapitulować. Oczywistą rzeczą jest, że ta gra toczy się również jedność Półwyspu Koreańskiego, pozostaje tylko pytanie na czyich warunkach mogłoby do tej jedności dojść.

W moim przekonaniu Korea Północna – nawet przy posiadaniu broni nuklearnej - mając słabą gospodarkę, zdecydowała się grać na czas. Reżim Kim Dzong Una przyjął więc metodę cofnięcia się o jeden krok, by później wykonać dwa kroki w przód. Korea Północna niewątpliwie znalazła się w trudnej sytuacji, potrzebuje chwili wytchnienia, a jej przywódca z pewnością o tym wie, dlatego też podjął takie a nie inne decyzje.

Czego natomiast chcą USA?

Stany Zjednoczone chcą, by Korea skapitulowała. W tej chwili nie widzę jednak możliwości takiej kapitulacji. Przy okazji-zupełnie przypadkowo-została ujawniona możliwość rozmów między Koreą Północną a Koreą Południową na temat zjednoczenia.

Czy istnieje taka gotowość z obu stron?

Nie ma gotowości po obu stronach, aby przyjąć warunki strony przeciwnej. Warto przypomnieć, że Korea Północna ma skrytego sojusznika – Chiny, a te z kolei chcą wplątać Stany Zjednoczone w jak największą liczbę konfliktów, ponieważ w ten sposób zyskują większą swobodę pożądanych przez siebie ruchów.

Co mogło spowodować otwartość na dialog Kim Dzong Una? O czym świadczy wola jego spotkania z prezydentem USA w tej grze? Jak możemy odczytywać jego ruchy - to słabość czy może przebiegłość?

Przebiegłość i lęk przed otwartą konfrontacją. Wiadomo, że Donald Trump mógłby się pokusić – choć osobiście nie uważam, że mógłby to zrobić – by wprost zaatakować militarnie (także przy użyciu bomby nuklearnej) Koreę. Po drugie trudności ekonomiczne w jakich znalazła się Korea Północna, głównie wskutek nakładanych na nią sankcji przez USA oraz (moim zdaniem) wola Kim Dzong Una, by pokazać się światu jako człowiek koncyliacji, dialogu, powodują, że Korea zdecydowała się na spotkanie przywódców.  W tym momencie zawsze będzie mogła powiedzieć, że była otwarta na rozmowy, a dialog skończył się niepowodzeniem z winy strony przeciwnej.

Dziękuję za rozmowę.