Tomasz Wandas, Frodna.pl: Wielu komentatorów politycznych zauważa, że fakt, iż Donald Trump tak chętnie i często ciepło wypowiada się o Polsce świadczyć będzie o dobrej perspektywie naszej wzajemnej współpracy. Czy faktycznie ciepłe słowa, deklaracje przejdą w konkretne czyny?

Prof. Kazimierz Kik, politolog: Ciepłe słowa Trumpa o Polsce oznaczają tylko tyle, że na tym etapie polityki Stanów Zjednoczonych, Polska jest im potrzebna. Ponieważ prezydent Trump jest biznesmenem, wszystko co robi, traktuje w biznesowych kategoriach. Jeżeli zatem w Europie, Polska w tym momencie jest mu potrzebna, to jak widać komplementami podkreśla nasze znaczenie w tym regionie. Jeżeli popatrzymy na bezpośrednie owoce wizyty pana prezydenta w USA, to wszystkie jego postulany zostały tam przyjęta, nic nie odrzucono, wszystko jest w grze. Teraz trzeba czekać na decyzję Kongresu w sprawie przekształcenia obozów rotacyjnych w stałe bazy. Natomiast w dyplomacji przestrzegałbym przed uleganiem komplementom.

Dlaczego?

Najczęściej jest tak, że im więcej komplementów tym mniej konkretów - a to one liczą się w polityce. Komplementy są zasłoną dymną, w przypadku braku faktów. Mimo, że zawsze przyjemniej jest jak nas chwalą, to nie przywiązywałbym większej wagi do komplementów jakie kierował pod naszym adresem Trump.

Jak zaznaczył prezydent, Donald Trump wymienił Polskę obok Arabii Saudyjskiej i Izraela – a także Indii, „podkreślając nasze ciągłe dążenie do suwerenności, do wolności”. Co łączy w istocie czwórkę tych krajów?

Arabia Saudyjska jest „strażnikiem” USA na Bliskim Wschodzie, podobnie zresztą i „Izrael”. Jeżeli wymienia razem z nimi Polskę, to znaczy, że liczy na to, iż będziemy odgrywać taką samą rolę dla USA z tym, że w innym regionie świata. Podczas ostatniej wizyty w Arabii Saudyjskiej prezydent Trump zadbał o podpisanie umów na zakup przez Arabię amerykańskiej broni. Nie ma się zatem co dziwić, że i ich komplementuje.

A Izrael?

Z Izraelem sprawa wygląda trochę inaczej. W USA, a zwłaszcza w Waszyngtonie bardzo silne jest środowisko żydowskie, które ma nie mały wpływ na prezydenta i jego administrację. Trump oczekuje, że Polska stanie się dla nich „Izraelem” Europy Środkowo-Wschodniej.

„Wierzę, że w najbliższych miesiącach, latach, uda się ją wypełnić treścią, która będzie korzystna, zarówno dla Polski, jak i dla Stanów Zjednoczonych, dla naszej współpracy, dla budowy bezpieczeństwa Polski, dla rozwijania interesów Stanów Zjednoczonych, ale przede wszystkim dla wzmacniania naszej suwerenności i naszego partnerstwa”. Jaki rodzaj wypełnienia treścią deklaracji może mieć na myśli prezydent?

Musimy pamiętać w jakim stadium jest w tej chwili zagraniczna polityka prowadzona przez Stany Zjednoczone. Polityka zagraniczna USA, zwłaszcza administracji Trumpa jest w stadium tworzenia nowych instrumentów dla utrzymania i zachowania hegemonii Stanów Zjednoczonych w świecie. Aby utrzymać tą hegemonię Trump nie może dopuścić, aby Unia wzniosła się ponad Stany Zjednoczone i by Rosja nie odzyskała swoich wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej. Polska z kolei jest w takiej sytuacji, że jednej strony odczuwa niepokój przed polityką odzyskiwania wpływów Rosji w Europie Środkowo-Wschodniej, a z drugiej przejmuje się punktem ciężkości polityki Unii Europejskiej, która jest pod przewodnictwem Niemiec, a te z kolei w swojej wewnątrzkrajowej polityce, widzą możliwość swoich aspiracji na wschodzie. Jeżeli Stany Zjednoczone chcą wyeliminować zagrożenie osłabienia pozycji amerykańskiej w Euroazji, to rzeczą oczywistą jest, że nie mogą dopuścić do nadmiernego znaczenia Unii Europejskiej i Rosji. Polska, ma w tym swój interes, gdyż nie chciałaby dopuścić do tego, by doszło do ponownej współpracy (na początku gospodarczej, później politycznej) pomiędzy Niemcami a Rosją. Co prawda mamy tu temat Nord Strem I, Nord Stream II, ale nie tylko o to chodzi.

Jeżeli USA trwale skłóci się z Unią Europejską, to będzie to bardzo niebezpieczne dla Polski - wtedy na pewno Unia zacznie współpracować z Rosją, co w praktyce będzie oznaczało współpracę niemiecko-rosyjską. Współpraca między tymi dwoma państwami zawsze kończyła się dla Polski nie najlepiej.

W związku z tym interesy Polski i Stanów Zjednoczonych w tej kwestii są zbieżne. Polska nie chce zostać sama w takiej Unii, która jest zdominowana przez Niemcy, które będą przyjacielsko spoglądały na wschód, w kierunku Kremla. USA będą widziały w Polsce sojusznika w ich dążeniu, do utrzymania hegemonii w Euroazji. Mimo, że interes ten jest wspólny, to jednak nie jest perspektywiczny, stały.

Dlaczego?

Nie jest on stały, gdyż reprezentują go konkretne siły polityczne - w Stanach Zjednoczonych jest to Donald Trump, który ma przeciw sobie cały polityczny mainstream. Można zatem spodziewać się, że za kilka lat w USA wygra inny prezydent, który będzie reprezentował punkt widzenia Kongresu, czyli mainstreamu politycznego. Wspólna linia działania politycznego jaka wyraźnie rysuje się pomiędzy Andrzejem Dudą a Donaldem Trumpem, po pierwsze wymaga reelekcji obu prezydentów, w Polsce dodatkowo kolejne wybory parlamentarne będzie musiało wygrać też Prawo i Sprawiedliwość. Dzisiejszy stan relacji polsko-amerykańskich jest odzwierciedleniem - oby jak najdłużej trwającej - inicjatywy podjętej przez konkretne koncepcje polityczne.

Trump gra na wielu szachownicach, nas na taka grę nie stać, stąd czy nadzieje pokładane w USA - w ich obecnym układzie politycznym - nie są na wyrost? Na ile prawdopodobne może być, że jednak prezydent USA uzna, że na tej szachownicy gra jest mało opłacalna i zagra w innych rejonach świata, na nich skupi swoja uwagę?

Tu ma pan absolutną rację - Polska w tej grze jest tylko i wyłącznie instrumentem. Uczestniczymy w grze, w której nadrzędnym celem jest utrzymanie hegemoni Stanów Zjednoczonych. Tylko w tej polityce USA - dążącej do utrzymania swojej hegemoni - Polska może grać istotną rolę. Polska zatem w niedalekiej perspektywie może stracić na znaczeniu - wystarczy, że zmieni się prezydent USA bądź że Trump dostrzeże lepszą transakcję, która przyczyni się do realizacji jego interesów i po prostu nam podziękuje. W tym momencie zawieranie nowych transakcji przez Trumpa nie jest łatwe, gdyż skłócony jest z Chinami, Unią Europejską i Rosją. Jako instrument - a nie pełnoprawny partner - nie możemy być pewni czy w tej grze Donalda Trumpa nie stracimy priorytetów, które nie są bez znaczenia, kiedy ten zawrze układ na lepszych warunkach z kimś innym.

Dziękuję za rozmowę.