Zło nie warunkuje samej historii, tak jak nie warunkuje ludzkiej wolności. Zło nie warunkuje niczego. To dobro jest warunkiem wszystkiego, także zła. Jednak bez zła jako tajemnicy, przekazanej choćby w opowieści o upadku pierwszych rodziców, bez tej przewyższającej całą mądrość ludzką nauki grzechu pierworodnym historia ludzka staje się zupełnie niepojęta – mówi prof. Jan Krasicki w rozmowie z Jakubem Pydą specjalnie dla „Teologii Politycznej Co Tydzień”: Przeciwnik.

Przeczytaj inne teksty w dla „Teologii Politycznej Co Tydzień” nr 53 pt. Przeciwnik

Jakub Pyda (Teologia Polityczna): Panie Profesorze, na początku chciałbym zapytać o tradycję mówienia o złu osobowym na gruncie filozofii. Czy funkcjonuje ono w dyskursie inaczej niż zło nieosobowe – jako li tylko spekulatywne, abstrakcyjne pojęcie?

Prof. Jan Krasicki, Uniwersytet Wrocławski: Pojęcie zła osobowego jest raczej filozofii obce i filozofowie wydają się stronić od niego. Stosuje je św. Augustyn, św. Tomasz, ale już myśliciele nowożytni unikają, unika Leibniz, Wolter. Występuje w myśli Oświecenia, ale raczej w znaczeniu prześmiewczym jako przesąd,  relikt świadomości mitologicznej, oznaka zacofania. Kant, który, jak powiada Marian Zdziechowski, miał „czucie złego”, w swej filozofii religii woli mówić o złu radykalnym, a nie złu osobowym, szatanie. Taka oświeceniowa tendencja dominuje do dzisiaj. Zmagają dwa obrazy zła osobowego racjonalny oraz mityczny, co bynajmniej nie znaczy, że pierwszy jest prawdziwy a drugi fałszywy. Niemożliwe wydaje się przy tym zachowanie tożsamości chrześcijaństwa i chrześcijańskiego depositum idei z  równoczesną całkowitą demityzacją zła osobowego. Realności zła osobowego nie przeczy jego mityczność. Mit rządzi się inną i własną logiką, odmienną od logiki racjonalnego dyskursu i są to logiki niekonwergentne.

Trzeba przy tym dodać, że sama teologiczna i filozoficzna treść wyrażenia zło osobowe piętrzy kolosalne trudności. Zło osobowe jest bowiem fenomenem szczególnym. Problem z mówieniem o złu polega na tym, że nasza myśl i nasz język mają zawsze jakieś ontyczne odniesienie. Mówi się np., że „szatan jest osobą”, że „diabeł istnieje”. Ale co znaczy słowo „jest” i „osoba” w odniesieniu do tego bytu – nie bardzo wiemy. Niewątpliwie jakąś ontologię szatana i teorię jego „osoby” da się zbudować, ale czym on jest, do końca nie wiemy i wiedzieć nie będziemy. Pozostają jedynie zatem niejasne supozycje. Zło samo z siebie nie istnieje, nie jest bytem, „czymś”. Jest „brakiem” dobra-bytu, jest privatio boni. Na tę aporię w poznaniu zła wskazywał już św. Augustyn, który napisał, że jak nie sposób „widzieć ciemności ani słyszeć ciszy”, tak też „nie można wiedzieć tego, czego nie ma”,  nie sposób poznać tego, co jest „niczym” – zła. W dialogu O wolnej woli czytamy: „Pytasz mnie więc czym jest zło?”. Odpowiadam: „Nie wiem. Nie można bowiem poznać tego co jest niczym” (Sciri enim non potest quod nihil est). Dlatego w klasycznej filozofii stosuje się pojęcie zła jako kategorii relatywnej do dobra-bytu. Owszem, istnieją „pozytywne” koncepcje zła np. gnoza i manicheizm, w których nadaje mu się samoistny status bytowy, istnieją „pozytywne” koncepcje zła, takie jak teozofia Boehmego, czy myśl Schellinga, ale zło i tam pozostaje tajemnicą. Tak ujęte zło występuje także u myślicieli i pisarzy rosyjskich: u Sołowjowa, Bierdiajewa, a zwłaszcza Dostojewskiego. Bierdiajew odmawia całkowicie złu natury bytowej i traktuje je jako niezbywalny element ludzkiego doświadczenia egzystencjalnego. Podobnie, choć przybiera to wymiar bardziej radykalny, jest u Dostojewskiego. Nie jest to jednak pojęcie zła osobowego w znaczeniu doktrynalnym, teologicznym.

W kontekście tych uwag głęboko trafne wydają się zatem słowa Josepha Ratzingera: „gdy pytam o to, czy diabeł jest osobą, właściwa odpowiedź winna wtedy brzmieć, że jest on nie-osobą (Un-Person)”. Jest on raczej rozkładem i rozpadem osoby. Taki sens ma także odpowiedź opętanego z Gerazy (Mk 5, 1-17). Na pytanie Chrystusa: „Jak ci na imię?” (a imię w świecie żydowskim wyraża istotę, to, czym się jest najgłębiej), demon odpowiada: „Na imię mi «Legion», bo nas jest wielu”. Jak powiada Paweł Jewdokimow, to raptowne przejście od liczby pojedynczej do mno­giej, od „mnie” do „nas”, wyraża właśnie istotę demona, czyli rozbicie, rozkład. Oznacza to zarazem, że szatan, zło osobowe w żadnym znaczeniu nie jest i nie może być bytem „symetrycznym” do Boga, który jest Osobą. Jeśli o złu osobowym zatem  mowa, to w znaczeniu nie jednoznacznym, lecz analogicznym – choć to analogia ułomna, wręcz kaleka. Istotą osoby jest wszak zdolność do nawiązania oraz budowania więzi, relacji, a szatan nie jest do tego zdolny, przeciwnie, jest wręcz jej niszczycielem. Jest zaprzeczeniem osoby, choć podszywa się pod byt osobowy. Nie mamy jednak innego języka, by o nim mówić. Nasz język jest osobowy i ontyczny, a zatem personalizujemy  i ontologizujemy to, co żydowskiemu Sitz im Leben było zupełnie obce. Biblia nie jest wykładem filozofii. Abstrakcyjne pojęcia były specjalnością starożytnych Greków, kategorie biblijne są konkretne, wzięte z życia ludów starożytnego Wschodu, niejednokrotnie dość prymitywnych cywilizacyjnie, pasterskich. W Biblii byty duchowe własnego ontycznego statusu nie mają, anioł, to funkcja a nie byt i znaczy „posłany”. Jednak z punktu widzenia poznania zła, lepsza wydaje się taka personalizacja niż derealizacja i banalizacja zła nie tylko moralna, ale i filozoficzna np. wkomponowanie zła jako samoznoszącej się siły w uniwersalnym planie bytu, w takich koncepcjach jak np. Erugieny, Hegla, czy Teilharda de Chardin. To są aspekty tej samej sprawy i zależy, co mamy na celu: czy filozoficzne spekulacje, czy cel moralny i pedagogiczny. Kościół, mając na uwadze zbawienie wiernych, w swej misji przez wieki odwoływał się do tej pierwszej a w drugiej upatrywał zagrożenia, czy wręcz zniweczenia istoty swego zbawczego posłania. Temu celowi służyła doktrynalizacja i dogmatyzacja wiary, a także uprawiana przez wieki trudno dzisiaj zrozumiała duszpasterska „pedagogika strachu”, obecnie zaniechana i mało przekonująca.

Jeśli przeto obecnie w dobie sekularyzmu pojęcie zła osobowego jest tak rozmyte i tak mało popularne, że nawet duszpasterze, aby nie być posądzonymi o wstecznictwo, wolą o nim nie wspominać, nie znaczy to, że temat zniknął, że problemu nie było i nie ma. Jest wprost przeciwnie – właśnie dlatego nabiera on nowej mocy. Mimo tych zastrzeżeń, samego pojęcia zła osobowego nie uważam za bezużyteczny, szkodliwy czy przestarzały zabobon. Pozwala ono bowiem zachować świadomość, że mamy do czynienia z realną egzystencjalną siłą działająca w świecie wydanym mocy zła („świat w złym leży” – 1 J 5 19). W tym kontekście wezwanie skierowane przez Chrystusa do uczniów w Ogrodzie Oliwnym (a mamy okres Wielkiego Postu) „czuwajcie i módlcie się” nie przestało obowiązywać. Przeciwnie, ze wzgląd, jakby powiedział Pascal, na „fałszywy pokój” świata, który Chrystus przyszedł zburzyć, a nie utrwalić („przyniosłem nie pokój, lecz wojnę”), brzmi ono jeszcze bardziej dramatycznie niż przed ponad dwoma tysiącami lat. Zło osobowe jest straszną tajemnicą, która działa aż do teraz. Pascal mówił, że  Jezus „będzie konał aż do skończenia świata” i nie należy (nie wolno!) „spać” przez ten czas. Nie znaczy to jednocześnie, że szatan jest przeciwieństwem Boga, byłoby to manicheizmem albo gnozą. Bóg nie ma swego przeciwieństwa, przeciwieństwem Boga jest On sam.

Problem zła jest częstokroć podejmowany w kontekście historiozofii. W jaki sposób ów negatywny pierwiastek może kształtować historię? Jak miałby się on objawiać?

Może odpowiem wprost i krótko: bez tego pierwiastka nie byłoby historii, ponieważ o historii można mówić tylko tam, gdzie jest człowiek. Człowiek jest istotą historyczną przez to, że jest istotą zdolną do wolności, a więc posiadającą znajomość dobra i zła. Wprowadza on zatem w świat jakość, której w świecie nie ma, czyli właśnie wolność. Jak mówią antropolodzy filozoficzni – człowiek w przeciwieństwie do zwierząt to forma „otwarta”, posiadająca jakby podwójną metrykę urodzenia, z ciała i z ducha, która dzięki moralnej wolności tworzy dopiero swoją drugą właściwą, czyli ludzką naturę, a zatem porządek kultury i historii.  

Zło oczywiście nie warunkuje samej historii, tak jak nie warunkuje ludzkiej wolności.   Zło nie warunkuje niczego. To dobro jest warunkiem wszystkiego, także zła. Jednak bez zła jako tajemnicy, przekazanej np. w opowieści o Upadku, bez tej przewyższającej całą mądrość ludzką nauki o Grzechu Pierworodnym historia ludzka staje się zupełnie niepojęta. Pascal pisał: „Grzech pierworodny jest niedorzecznością w oczach ludzi (...). Ale ta niedorzeczność jest mądrzejsza niż cała mądrość ludzi”. Kołakowski stwierdzi, że „tajemnica dziedziczenia grzechu jest rzeczą, bez której nie możemy mieć żadnej znajomości samych siebie (...)  Mimo to bez tej tajemnicy najbardziej niezrozumiałej ze wszystkich, jesteśmy niezrozumiali samym sobie”. Bez tej „negatywności”, a więc grzechu i zła nie sposób mówić o historii. Nie sposób mówić o niej także w znaczeniu historiozoficznym, czyli uporządkowanej wedle linearnej a nie cyklicznej koncepcji czasu, a taką zawdzięczamy Biblii. Ponieważ w planie kosmosu jedynie człowiek jest istotą historyczną, bez zła, „negatywności” nie byłoby żadnej zmiany w czasie, a zatem i w  historii. Zło, czym szczyci się Mefistofeles w Fauście Goethego («Ich bin ein Teil von jener Kraft, die stets das Böse will und stets das Gute schafft), w tym znaczeniu, jest czynnikiem „postępu” a nawet Dobra. Tak jest także ujęta jego rola w filozofii Fichtego. Bierdiajew – podobnie jak Fichte uważał – iż to nie grzech, zły uczynek moralny, jest największym złem, ale duchowy bezwład, atrofia woli, brak działania, wysiłku duchowego, walki. To one, a nie taki czy inny dobry lub zły czyn, są „prawdziwym, wrodzonym w swej naturze ludzkiej tkwiącym radykalnym złem”. Dzisiejszy nihilizm nie polega na tym, że człowiek występuje przeciw czemuś, ale na tym, że zgadza się prawie na wszystko...

Czytaj całość na łamach "Teologii Politycznej"