Na tych ziemiach dzisiejszej Polski, gdzie uświadomienie narodowe było małe, poparcie dla UPA było niewielkie i dopiero wysiedlenia sprawiły, że ono zaczęło rosnąć - mówi Teologii Politycznej Grzegorz Motyka, historyk, członek Rady IPN, autor monografii Od rzezi wołyńskiej do akcji «Wisła». Konflikt polsko – ukraiński 1943 – 1947


Kacper Ziemba (Teologia Polityczna): Narracja pańskiej ostatniej książki rozpoczyna się w listopadzie 1918 roku, w dzień utworzenia we Lwowie Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Wkrótce potem wybuchły walki między polskimi i ukraińskimi mieszkańcami tego miasta. Czy szukając źródeł konfliktu polsko – ukraińskiego w XX wieku możemy jednak sięgnąć głębiej, na przykład do wydarzeń Wiosny Ludów w Galicji?

Grzegorz Motyka: Jeśli będziemy chcieli sięgać głębiej, możemy cofnąć się do powstania Chmielnickiego lub do wydarzeń jeszcze wcześniejszych. Natomiast mnie interesował okres XX wieku, który zapisał się w relacjach polsko – ukraińskich szczególnie krwawo. Moja praca dotyczy lat 1943 – 1947, a więc okresu II Wojny Światowej i krótkiego etapu powojennego. Zaczynam swoją książkę od listopada 1918 ponieważ do opisu wydarzeń wojennych konieczne jest zrozumienie kontekstu międzywojennego. Rzeczywiście, wojna polsko – zachodnioukraińska lat 1918 – 1919 sięga swoimi korzeniami do Wiosny Ludów. Właśnie wtedy w Galicji Wschodniej zaczął tworzyć się narodowy ruch ukraiński, który od samego początku był w wyraźnym konflikcie ze swoim polskim odpowiednikiem. Problem można opisać w sposób następujący – Galicja Wschodnia była zamieszkana głównie przez greckokatolickich Ukraińców, rzymskokatolickich Polaków oraz Żydów. Zarówno Ukraińcy, jak i Polacy uważali, że Galicja Wschodnia powinna należeć wyłącznie do nich. I co gorsza, coraz częściej odmawiali drugiej grupie narodowościowej prawa do bycia współgospodarzem tych terenów w pełnym tego słowa znaczeniu.

W wyniku konfliktu w latach 1918 – 1919 cała zachodnia Ukraina znalazła się w granicach II Rzeczpospolitej. Jak kształtowała się polska polityka wobec mniejszości ukraińskiej?

Konstytucja II Rzeczpospolitej gwarantowała wszystkim mniejszościom równe prawa. Jednak w praktyce bardzo często przedstawiciele tych mniejszości byli traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Szanse zrobienia przez nich kariery w administracji państwowej czy w wojsku były minimalne. Do tego dochodziła niejednokrotnie obraźliwa i arogancka postawa części zatrudnionych w administracji Polaków. Znany jest przypadek pewnego urzędnika niższego szczebla, który z dumą opowiadał jak wyrzucił z urzędu petenta zwracającego się do niego w języku ukraińskim. Ów petent miał do tego pełne prawo, a pikanterii całej sprawie dodawał fakt, że był nim poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej. Takich zachowań, godzących w dumę narodową mniejszości było znacznie więcej.

Towarzyszyło im przekonanie o konieczności asymilacji Ukraińców, szczególnie powszechne w środowiskach narodowej demokracji. Endecy uważali wręcz, że coś takiego jak naród ukraiński nie istnieje, a wszelkie próby poszanowania kultury mniejszości traktowali jako zdradę państwa.

Pomimo przejawów niechęci wobec mniejszości, działali tacy ludzie jak Tadeusz Hołówko czy Henryk Józewski, którzy popierali nadanie Ukraińcom pewnego zakresu autonomii. Ale czy możemy w ogóle powiedzieć, że pozytywne rozwiązanie sporu polsko – ukraińskiego było możliwe?

Wydaje mi się, że najlepsze, także pod względem etycznym, były propozycje rozwiązania problemu  wysuwane przez zwolenników tak zwanej „asymilacji państwowej”, w tym wspomnianego Tadeusza Hołówkę.. Myślę, że gdyby władze II RP były gotowe w pełni poszanować prawa mniejszości, łącznie z nadaniem województwom południowo – wschodnim szerokiej autonomii, to taka polityka z czasem mogła doprowadzić do sytuacji w której znaczna część ludności ukraińskiej, zwłaszcza w obliczu represji bolszewickich, mogła czuć się coraz bardziej związana z państwem polskim. To oczywiście nie zlikwidowałoby całkowicie problemu nacjonalistów, dla których jedynym dopuszczalnym rozwiązaniem było wybicie się na niepodległość, ale ich wpływy zapewne by się skurczyły i staliby się grupą izolowaną społecznie. Oczywiście proces ten wymagałby dłuższego czasu. Co ciekawe, sami nacjonaliści dostrzegali to zagrożenie: nieprzypadkowo ofiarami ich zamachów padali nie najbardziej antyukraińscy działacze, ale ci którzy prowadzili politykę życzliwą mniejszościom narodowym. Najlepszym przykładem jest tutaj właśnie Tadeusz Hołówko, zabity przez OUN w 1931 roku.

Niestety, ukraiński ruch nacjonalistyczny  rósł w siłę. W 1929 roku w Wiedniu powstała Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Jakie były cele i zasady przyświecające tej organizacji?

Celem OUN było stworzenie zjednoczonego i niepodległego państwa ukraińskiego. Nacjonaliści chcieli, żeby niepodległa Ukraina objęła całe tak zwane „ukraińskie terytorium etnograficzne”, czyli ziemie, które ich zdaniem już w średniowieczu zamieszkiwali Ukraińcy.. Organizacja uważała, że do niepodległości należy dążyć wszystkimi dostępnymi metodami, także drogą terroru. Ideologia OUN mieściła się w popularnym wówczas nurcie narodowo - radykalnym. Było jej blisko do chorwackich ustaszów, włoskiego faszyzmu i niemieckiego nazizmu. Za głównego wroga od początku uważano Związek Sowiecki, lecz  wrogiem numer dwa była Polska, do której działacze OUN mieszkający w Galicji i na Wołyniu żywili szczególną niechęć .

W czerwcu 1941 roku, po zajęciu Ukrainy Zachodniej przez Wehrmacht działacze OUN utworzyli rząd z Jarosławem Stećką na czele, który zaczął realizować antysemicką i antypolską politykę. Pisze Pan, że gdyby Niemcy nie zdecydowali się na jego rozwiązanie, to Polaków czekałby los podobny do losu Serbów w ustaszowskiej Chorwacji. Czy rzeczywiście sytuacja Polaków byłaby tak tragiczna?

Precyzyjnie rzecz ujmując, rząd Stećki nie mógł prowadzić żadnej polityki, gdyż został po kilku tygodniach rozwiązany. Do dziś nie jest jasne czy stał on za antysemickimi pogromami, które miały miejsce we Lwowie. Bez wątpienia podlegająca OUN milicja uczestniczyła w pogromach, ale nie wiemy czy nacjonaliści je inicjowali, czy tylko włączali się w działania oddziałów SS na tym terenie. Na podstawie nielicznych zachowanych dokumentów możemy stwierdzić, że w planach dotyczących Polaków rząd Stećki chciał wzorować się na niemieckiej polityce prowadzonej na ziemiach wcielonych do Rzeszy. Przypomnę, że na Pomorzu i w Wielkopolsce doszło do masakry polskiej inteligencji. Część pozostałej ludności  wypędzono do Generalnego Gubernatorstwa, a część przymuszono do podpisania niemieckiej listy narodowościowej (stąd przypadki „dziadka z Wehrmachtu”). W moim przekonaniu rząd Stećki chciał skopiować to rozwiązanie. Część najbardziej świadomych narodowościowo Polaków miała był wyniszczona bądź wypędzona na ziemie centralnej Polski, a reszta poddana ukrainizacji. 

Aresztowanie Stećki zakończyło okres proniemieckich sympatii OUN. Wkrótce jej działacze zaczęli tworzyć podziemną armię, która w odpowiednim momencie miała wywołać powstanie.

Te sympatie do końca nie wygasły. W środowisku ukraińskim zarysowały się wówczas dwie tendencje. Zwolennicy pierwszej głosili, że należy dalej popierać Niemców, którzy wcześniej czy później stworzą jakąś formę ukraińskiej państwowości, zwłaszcza jeśli sytuacja na froncie nie będzie układała się po ich myśli. Oskarżano wręcz banderowców, że takie, a nie inne decyzje Niemców były efektem ich działalności. Natomiast sami banderowcy, nie odżegnując się od taktycznej współpracy uznali, że Niemcy stali się wrogiem numer trzy. W 1942 r. zaczęli zdawać sobie sprawę, że Niemcy przegrają wojnę. By uzyskać akceptację opinii międzynarodowej postanowili zmienić swój program, odejść od wzorów faszystowskich na rzecz demokratycznych oraz pokazać, że walczą z Niemcami. Wobec tego na przełomie lat 1942 – 1943 zapada decyzja o rozpoczęciu na Wołyniu zakrojonych na szeroką skalę działań partyzanckich, które pierwotnie miały być skierowane przeciwko Niemcom. Ataki na ludność polską czy sowiecką partyzantkę miały mieć charakter towarzyszący. Bardzo szybko okazało się jednak, że Wehrmacht jest przeciwnikiem trudnym. Niemcy wycofali się do większych ośrodków, skupiając się na ochronie strategicznych punktów np. szlaków kolejowych. To w sposób niemal naturalny skłaniało do uderzenia w przeciwnika, który był w dużej mierze bezbronny – Polaków.

W lutym 1943 roku oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii, po uprzednim ataku na niemiecki posterunek, dokonał masakry ludności polskiej w Parośli. To wydarzenie był początkiem masowych mordów na wołyńskich Polakach.

Przed  atakiem na Paroślę UPA uderzyła na niemiecki posterunek we Włodzimiercu. Była to pierwsza akcja zbrojna UPA - Bandery, dlatego w każdej ukraińskie publikacji poświęconej tej formacji znajduje się o niej wzmianka. Mało kto wie, że powracająca z Włodzimierca sotnia UPA skierowała się nie do bazy, lecz właśnie do Parośli, gdzie wymordowała wszystkich mieszkańców. Akcja ta w sposób symboliczny pokazuje „dwa oblicza” banderowskiej partyzantki – z jednej strony walka z Niemcami, z drugiej okrutny mord bezbronnych polskich mieszkańców.

Całość czytaj na łamach "Teologii Politycznej"